Na HBO Max wraca serial "Tokyo Vice" z 2. sezonem. Jak wypadają nowe odcinki historii o dziennikarzu opisującym działalność Yakuzy?

Widzowie, którzy przywykli do corocznych premier nowych sezonów swoich ulubionych seriali są na pewno rozczarowani dłuższym okresem oczekiwania na kolejne odcinki. Tym bardziej, gdy finał serii zawiesza akcję w krytycznym momencie i nie wiemy, jaki koniec czeka bohaterów oraz jak rozwiązane zostaną kluczowe wątki.
2. sezon "Tokyo Vice" wraca do historii tam, gdzie ją zostawił. Pomimo skoku w czasie, szybko dowiadujemy się co działo się z bohaterami podczas naszej nieobecności i jak starają się odnaleźć w sytuacji po finale z poprzedniej serii. W odróżnieniu od wcześniejszych odcinków, tym razem serial poświęca o wiele więcej czasu Hiroto, Emi, oraz Sato, co jest bardzo dobrą zmianą.
Tokyo Vice 2. sezon - recenzja
Postać Ansela Elgorta nie jest nijaka i nudna, bo jego próby egzystowania w (bądź co bądź) obcym otoczeniu i rozwijania kariery są wciąż interesujące, ale "Tokyo Vice" zyskuje, gdy lepiej poznajemy pozostałych uczestników najważniejszych wydarzeń. Faktem jest jednak, że nie każdy element fabuł jest równie interesujący - jak chociażby romanse Jake'a. Mimo to, przyjrzenie się poszczególnym bohaterom i nadanie głębi ich charakterom pozwala jeszcze bardziej angażować się w całą historię, ponieważ przyglądamy się jej z kilku różnych perspektyw.
Jake próbuje wieść całkiem normalne życie i skupia się m. in. na sprawie kradzionych motocykli, podczas gdy Katagiri dołącza do oddziału obierającego za cel gangi Yakuzy. Jednocześnie Sato stara się chronić swojego brata, a Samantha napotyka mnóstwo przeszkód przy prowadzeniu własnego klubu. To zróżnicowanie i odpowiedni balans pomiędzy opowiadanymi historiami sprawia, że nowe odcinki "Tokyo Vice" ogląda się bardzo dobrze.
Z całej obsady prawdopodobnie najlepiej prezentuje się Ken Watanabe, którego postać prowadzi bardzo trudną grę. Katagiri musi mieć wiele twarzy i decydować się na współpracę z dużą ostrożnością. Aktor wielokrotnie potwierdzał swój talent w wielu produkcjach, w tym hollywoodzkich blockbusterach, ale tutaj odnajduje się chyba jeszcze lepiej i doskonale wie, jaką postać ma przedstawić. Każdy drobny gest, spojrzenie czy grymas są łatwo czytelne dla widza, a jednocześnie czujemy, że nie do końca go poznaliśmy. Takie nuty niepewności i tajemniczości zachęcają do dalszego oglądania.
Czy warto obejrzeć 2. sezon Tokyo Vice?
Wraz z 2. sezonem "Tokyo Vice" wracają także znakomite ujęcia nakręcone w Japonii. Nie ma tutaj ani odrobiny przekłamania, ponieważ jak na dłoni widać, że nagrane w plenerze czy w mieście sceny były skrupulatnie zaplanowane. Spójny obraz upajającego, ale jednocześnie obcego (a czasem i groźnego) dla mieszkańców zachodu Tokio wynika z mroku, ciemnych i wąskich alejek, a także odpowiedniej stylistyki oraz kolorystyki. Widać też, jak gigantyczne miasto staje się miejscem, z którego nie jest tak łatwo się wydostać. To wszystko sprawia, że jako widz wsiąkamy wręcz w ten klimat.
Rozmach serialu jest większy, a więzi i zrozumienie pomiędzy bohaterami powodują, że jesteśmy coraz ciekawsi ich dalszych losów. Nie wszystko się udało w nowych odcinkach, bo niektóre poboczne wątki wyglądają na zbędne, a zwalniające tempo w dalszej części sezonu może niektórych irytować. Mało który serial jest jednak w stanie połączyć w sobie tak udane zaprezentowanie lokalnej kultury, wprowadzenia do kryminalnego światka i odkrywania go oraz trudu pracy dziennikarzy. A wszystko to oblane jest przepięknymi zdjęciami i świetną muzyką.
"Tokyo Vice" wraca z 2. sezonem na HBO Max 8 lutego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu