Tu jest wszystko, za co lubimy filmy z Johnem Wickiem i jeszcze więcej. Oceniam "Ballerinę" z Aną de Armas.

Byłem tym filmem niesamowicie podekscytowany, ale jednocześnie moje obawy rosły z każdym dniem poprzedzającym seans. Unikałem materiałów promocyjnych, znałem tylko zarys fabuły, nie stawiałem przed "Balleriną" żadnych oczekiwań, po prostu chciałem się dobrze bawić podczas oglądania nowej produkcji w świecie Johna Wicka. Wydaje mi się, że prawie każdy pójdzie do kina nastawiony właśnie w ten sposób, ponieważ jakimś cudem kolejne części filmów z Keanu Reevesem broniły się, pomimo powstania aż czterech filmów.
Ballerina - recenzja filmu. Czy warto oglądać?
Tym razem też go nie zabraknie, ale dostajemy historię kogoś zupełnie innego. To Eve Macarro (Ana de Armas), która od najmłodszych lat przynależała do tego samego świata. Jej ojciec starał się uchronić ją przed takim losem, ale nie było to możliwe, a Eve została osierocona i musiała wybrać inną ścieżkę życia - stała się Kikimorą. Nareszcie zaglądamy za kurtynę tego, co dzieje się zanim zabójcy stają się zabójcami - wobec tego elementu miałem najwięcej obaw...
"Ballerina" pokazuje nam więc, skąd biorą się niektóre osoby trafiające do Ruskiej Romy, jak są szkolone i na czym polega ostatni sprawdzian przed rozpoczęciem "służby". Choć cały proces, z potrzeby zrobienia miejsca na inne wątki, jest dość przyspieszony i nie zajmuje tak dużo czasu w filmie, to jednak jest satysfakcjonujący. To zaledwie wycinek wieloletniego szkolenia, ale taka namiastka umożliwia poznanie kulisów życia takich osób jak John Wick. Co ważne, nawet na tym etapie Eve wchodzi w interakcję z Wickiem, co jest fajnym mrugnięciem oka do widza, a także dobrze komponuje się z całym uniwersum. "Ballerina" wprowadza w to wszystko też trochę chaosu, ponieważ skoki w czasie powodują, że część widzów może nie zdołać ulokować sobie na osi wszystkich zdarzeń w odpowiedniej kolejności, ale z takimi problemami mierzy się każde rozrastające uniwersum.
Film przed trafieniem do kin przeszedł kilka zmian, czego w sumie nie widać - dokrętki i zmiany w montażu na pewno poprawiły rytm i dynamikę produkcji, dzięki czemu te niecałe dwie godziny mijają dość szybko. Fakt faktem, że około 2/3 filmu można mieć delikatny przesyt akcji i niekończących się strzelanin oraz walk, ale końcówka wynagradza cierpliwość, także dlatego, że twórcy regularnie sięgają po nowe pomysły. Wśród nich jest prowadzenie walki za pomocą... granatów, którymi Eve posługuje się nad wyraz sprawnie, podobnie zresztą z miotaczem ognia. Nie wszystkie ujęcia i potyczki są wiarygodne, ale to znak rozpoznawczy serii, która jednak cały czas umiejętnie łączy w miarę realne podejście do półświatka i walk zawodowych zabójców z totalnie oderwanymi rozwiązaniami.
Oglądasz i cieszysz się, z tego co widzisz
Niektóre sekwencje są jednak tak bardzo dobrze zrealizowane i dają tak ogromną frajdę, że siedząc w kinowym fotelu po prostu śmiałem się do ekranu z radości uczestnictwa w tak szalonej przejażdżce. A wypowiedziane przez główną bohaterkę na koniec jednej z najbardziej pokręconych wymian ciosów i pocisków serii "what the f**k" ("co jest kurde";) doskonale podsumowuje podejście twórców, którzy zdają sobie sprawę jakie kino przygotowują.
Czego zabrakło? Wady Balleriny
"Ballerina" ocieka klimatem Johna Wicka, muzyka w większości brzmi tak samo lub prawie tak samo (poza pojedynczymi motywami), ale główna bohaterka i jej historia są całkowicie inne. Taki miks powoduje, że oglądając film ma się wrażenie obcowania z czymś świeżym, ale w znanej i lubianej, a także dające pewien komfort otoczce. Pomimo pewnej formuły serii "John Wick", najbardziej w oczu kłuła mnie nie tyle nieśmiertelność Eve, ale jej wyjątkowa odporność - postać Keanu Reevesa krwawiła, ciągnęła za sobą nogę, ledwo utrzymywała pion, a te otrzymane ciosy i postrzały wpływały na jego taktykę i działania. Tymczasem Eve, oprócz kilku grymasów i jednorazowej sytuacji podleczenia się, pokonuje bandy przeciwników prawie nietknięta, a przynajmniej twórcy nawet nie próbują nas uświadomić, jak bardzo mogła oberwać. Oczywiście są też inne niedocięgnięcia, jak dwie czy trzy sceny z użyciem słabszego CGI, ale o tym można relatywnie szybko zapomnieć.
Czekam na kolejne filmy w świecie Johna Wicka
Świat "Johna Wicka" jest na tyle bogaty i ciekawy, że można w nim nakręcić mnóstwo dobrych produkcji. "Ballerina" jest na to dowodem, ale czy bez Chada Stahelskiego (twórcy serii) będzie się to dalej udawać? Wiemy, że był potrzebny przy poprawkach do najnowszej produkcji, natomiast nakręcony bez jego udziału serial "The Continental" nie przypadł ani jemu, ani dużej grupie widzów do gustu. Zachowanie odpowiedniego balansu tworząc takie filmy jest kluczem do sukcesu, a "Ballerina" nie dość, że jest dobrze wyważona, to jeszcze zawiera dodatkowe "fajerwerki" uatrakcyjniające seans. Chyba lepiej tych dwóch godzin nie spędzicie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu