Tiger chciał być tak buntowniczy, że aż sam się na swoim łajnie pośliznął. Temat, który dzisiaj rozgrzewa polskie media to nie tylko dowód na to, że coś jest bardzo nie tak z naszym podejściem do pewnych narodowych świętości (jakkolwiek się ich obecnie nie używa), ale istnieje też pewien problem w agencjach zajmujących się markami. A może problemu wcale nie ma, a ewentualnie korzyści z takich akcji wkalkulowane są w ryzyko?
Grzegorz Marczak napisał dla Was dzisiaj tekst na temat - powiedzmy sobie szczerze - kompletnie durnej grafiki w wykonaniu agencji zajmującej się marką Tiger (Maspex Wadowice). Przypomnijmy - na instagramowym profilu marki popularnego w Polsce napoju energetycznego codziennie pojawia się nowa grafika, kartka z kalendarza, która w "buntowniczy" sposób komentuje m. in. ważne wydarzenia z historii. Hashtag, który wykorzystywano w komunikacji z odbiorcami brzmi (za przeproszeniem) "#rozpierdlol". Kto od miecza wojuje, ten od miecza ginie - bowiem dzisiaj to w agencji Lemon Sky JWT mamy sytuację, którą świetnie oddaje eksponowany przez markę, kontrowersyjny hashtag.
Komentarze internautów były naprawdę srogie. Podnoszono pogardę dla Powstańców, ignorancję, brak wrażliwości na historyczną tragedię naszego narodu. I całkiem słusznie. Powstanie Warszawskie to temat, który nawet dziś jest niesamowicie drażliwy w pewnych kręgach. Rozsądna agencja zastanowiłaby się co najmniej kilkanaście razy przed opublikowaniem czegokolwiek w tym temacie. Wybrano wariant najgorszy, "pojechano" po Powstaniu sprowadzając je do "co było, to było". I to w najgorszy możliwy sposób, bowiem post agencji nakazywał owe wydarzenie "chrzanić".
Skąd się biorą takie "samobójcze" akcje w agencjach?
Teorie są dwie, niestety jednoznacznej odpowiedzi nie ma. Mój dobry znajomy pracujący w podobnej agencji przyznał, że czasami operuje się na granicy dobrego smaku, ale muszą to być działania doskonale skoordynowane, ze świetnie przygotowanymi procedurami na wypadek kryzysu i oczywiście - uzgodnione ze wszystkimi osobami odpowiedzialnymi za komunikację danej marki. Dodatkowo, strategię głęboko dyskutuje się również ze zleceniodawcą i to właśnie do niego powinno należeć ostatnie słowo w kwestii puszczenia kontrowersyjnej treści w obieg. Zdarza się jednak, że procedury zawodzą, bo np. "ktoś jest na urlopie i zaczyna się wolna amerykanka". Wtedy może dojść do sytuacji, w której kontrola jakości komunikacji wręcz nie istnieje i powstają tego typu kwiatki. Ostatecznie - cała agencja ma niesamowity problem. Osoba, którą poprosiłem o opinię w kwestii akcji Tigera orzekła ponadto, że wspomniana wyżej treść to już "przesada po stokroć". Nikt normalny nie dotknąłby się tematu Powstania, szczególnie w tak barbarzyński sposób.
To nie pierwsza tego typu sytuacja. Pamiętacie "Żytnią"?
Do czego służy również dobrze znany napój "Żytnia"? Biorąc pod uwagę wcześniejszą działalność agencji odpowiedzialnej za tę markę, z pewnością nie do kulturalnego picia. Przeglądam sobie właśnie to, co zostało z fanpage'a należącego do tej wódki i widzę tam sporo treści operujących na granicy absurdu. Jest Polonez, są odwołania do PRL-u, jest nawet żart o wódce i pacierzu - których się przecież "nie odmawia". Żytnia zasłynęła również kompletnie idiotyczną treścią w social media. Zdjęcie, które przedstawiało śmiertelnie postrzelonego przez ZOMO elektryka Michała Adamowicza niesionego przez kolegów, podpisano: "KacVegas? Scenariusz pisany przez Żytnią". Tak, historyczne zdjęcie przedstawiające brutalność schyłku PRL sprowadzono do alkoholowej libacji. Jeden z pracowników agencji zapłacił karę, poleciało parę głów i... dzisiaj fanpage wieje nudą. Nic się nie dzieje. Ale wszyscy pamiętają.
Nastąpił jednak zwrot akcji i... historia Tigera kończy się happy endem?
Niesmak z pewnością pozostanie. Niemniej, Maspex, który wcale nie musiał być odpowiedzialny za tego typu akcję (bo być może zawiodła komunikacja w agencji) bardzo wziął sobie do serca całą sprawą. Jak wskazuje Fili Chajzer, który bardzo mocno skomentował sytuację i postulował o zbiórkę w formie zadośćuczynienia powstańcom, otrzymał telefon od pracownika firmy, który potwierdził, iż podmiot przelał pieniądze na konto Światowego Związku Żołnierzy AK. Pół miliona złotych - zawrotna kwota. Czy taki był pierwotny zamysł agencji oraz właściciela marki - by zrobić niesamowitą burzę ze skandalem w tle, a następnie przekazać pół miliona związkowi? Raczej nie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu