Wczoraj ruszyła nowa społecznościówka od Meta. Konkurent Twittera miał doskonałe wyczucie czasu, ale wyraźnie widać że produkt potrzebuje jeszcze chwili by nabrać sensu. Póki co jest po prostu zbyt chaotyczny.
Threads: pogromca Twittera od FB to póki co jeden wielki bałagan. Nic więcej
Threads bez wątpienia jest najgorętszym tematem technologicznym ostatnich dni. Nie mam też najmniejszych wątpliwości co do tego, że pozostanie na szczycie przez kilka najbliższych miesięcy. Twitter w ciągu kilku ostatnich tygodni podjął tyle niezrozumiałych i niepochwalanych przez użytkowników decyzji, że bez wątpienia Mark Zuckerberg i spółka nie mogli mieć lepszego okienka startowego.
Od wczoraj korzystam z Threads i jedyne co nasuwa mi się na myśl w temacie serwisu to… niekontrolowany chaos.
Threads, czyli „Twitter od Facebooka”
Jeżeli jakimś cudem przespaliście ostatnich kilka dni w świecie technologii, to Threads ma być nowym rywalem Twittera. Mikroblogowy serwis od Meta rzuca rękawicę Elonowi Muskowi i spółce, którzy najwyraźniej trochę zapędzili się we wprowadzaniu masowych zmian w ich usłudze. Chaos, który tam zapanował w związku z ukryciem wpisów przed niezalogowanymi użytkownikami, ograniczeniem dziennej liczby wpisów i kilkoma innymi… po prostu przerasta „fajność” platformy. Ekipa z Meta postanowiła kuć żelazo póki gorące, skorzystać z okazji i wystartować z nową społecznościówką. Trochę surową, trochę niedoprawioną, trochę bez wyraźnego pomysłu na siebie. No ale jest. Działa i ma już ponad 30 mln użytkowników, których stale przybywa - a trzeba przypomnieć, że aplikacja nie jest jeszcze dostępna w krajach Unii Europejskiej.
Threads: łatwiej się nie da
Threads jest kojący niczym ciepłe kocyki podczas długich, jesiennych wieczorów. Bo jeżeli „bywacie w internetach”, a Twitter nie jest wam obcy — to poczujecie się jak w domu. Tu nie ma żadnych spektakularnych nowości. Ikonki są podobne do tych, które znamy z „ćwierkacza” — podobnie jak same funkcje. Są serduszka by polubić wpis, są „podania dalej” ukryte pod bliźniaczo podobną ikonką. Działa to w ten sam sposób. Podobnie sprawy mają się z dodawaniem wpisów i załączaniem do nich multimediów. Sam proces „rejestracji” to wykorzystanie naszego konta z Instagrama. Dotychczasowym użytkownikom „wizualnej” społecznościówki Mety założenie Threads zajmie kilka sekund.
Spędziłem z usługą kilkadziesiąt godzin i jedyne co ciśnie mi się na klawiaturę to: CHAOS
Kiedy już zarejestrujemy się w usłudze — jednym kliknięciem możemy zaobserwować w Threads wszystkich użytkowników, których obserwujemy na Instagramie. Tych którzy już założyli konto, a także tych, którzy dorobią się go w przyszłości. To takie „obserwowanie” zawieszone w limbo. Nieco mylące i dość… dziwne. Ale niech im będzie. Dalej mniej dziwnie nie jest — przynajmniej póki co.
Na Instagramie obserwuję przede wszystkim fotografów. Wielu z nich dość szybko rzuciło się na Threads, by publikować tam swoje prace. Część próbuje podejmować dyskusję dotyczącą sztuki, wchodzić w interakcje z obserwatorami… badają grunt. Ja każdorazowo włączając aplikację czy odświeżając oś czasu czuję się… najzwyczajniej w świecie zagubiony. Bo wpisy, które pojawiają się w aplikacji są kompletnie oderwane od czegokolwiek, co wcześniej polubiłem. Zuckerberg, ku mojemu niezadowoleniu, błyszczy tam co rusz — podobnie jak komicy i inne postacie, których paplaniny wolałbym nie widywać.
Bez hashtagów, bez celu, bez… sensu?
Na tę chwilę Threads nie oferuje wsparcia dla hashtagów. Nie ma chronologicznego wyświetlania wpisów (to jest zapowiedziane). W moim odczuciu na dzień po premierze aplikacja jest losowym chaosem, w którym co jakiś czas możemy przeczytać wpisy z kont, które zdecydowaliśmy się obserwować. Sama konstrukcja aplikacji jest banalnie prosta, no i… dosłownie: jeżeli kiedykolwiek mieliście okazję uruchomić Twittera na smartfonie, poczujecie się tam jak ryba w wodzie.
Póki co jednak moja ciekawość została zaspokojona w stopniu bardziej, niż dostatecznym. Bez wątpienia będę śledził dalszy rozwój projektu z nadzieją, że uda się tam stworzyć fajną przestrzeń do dyskusji i rozmów na tematy, które będą mi bliskie. Oczekiwania są duże, jeżeli to faktycznie ma być rywal dla Twittera.
Na tę chwilę: ogromny plus za sprawnie działającą aplikację i to, że mimo przeczytania kilkuset wpisów ani razu nie natknąłem się jeszcze na choćby delikatne ślady hejtu. Życzyłbym nam wszystkim, by taki stan się utrzymał choć… doskonale wiem, że najzwyczajniej w świecie nie jest to możliwe. No jak, to przecież internet. Pytanie tylko kiedy aplikacja oficjalnie trafi do Unii Europejskiej - bo na ten moment trzeba korzystać z alternatywnych metod instalacji aplikacji. Na Androidzie z wykorzystaniem apk, na iOS zmieniając region App Store.
Stock image from Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu