VOD

The Last of Us to przewspaniały serial. Nie ma znaczenia, czy graliście, czy nie

Konrad Kozłowski
The Last of Us to przewspaniały serial. Nie ma znaczenia, czy graliście, czy nie
Reklama

Fakt pojawienia się na każdą z trzech ostatnich generacji konsoli PlayStation gry "The Last of Us" to jeden z najlepszych przykładów tego, o jak ważnym tytule mówimy. Stworzenie adaptacji w formie serialu to wzięcie na barki sporej odpowiedzialności, ale takie nazwy jak HBO i "Czarnobyl" były dobry omenami. Efekt końcowy powala na kolana.

"Czarnobyl" to jedna z najważniejszych produkcji HBO, a przecież ten serial ma na karku zaledwie niecałe trzy lata. Twórcy wykazali się niebywałym talentem i wyczuciem przygotowując tak ważny serial, dlatego gdy w ich ręce powędrował projekt serialowego "The Last of Us" duża część osób była spokojna. Coś jednak nie dawało nam całkowicie opanować emocji - to cała plejada nieudanych adaptacji gier, które jako filmy i seriale trafiały na ekrany. Wydawało się, że niemal gotowe do przeniesienia na filmowy scenariusz historie oraz uwielbiani przez miliony bohaterowie wystarczą, by dowieźć takie produkcje. Kolejne tytuły były (coraz większymi) rozczarowaniami, dlatego gdzieś z tyłu naszych głów czaiła się obawa, że i tym razem będzie podobnie.

Reklama

Serial The Last of Us od HBO - recenzja

Świat Seriali poleca: "The Last of Us": Na Bellę Ramesy wylał się hejt! Toskyczni fani atakowali ją za wygląd

Już pierwsze kilkadziesiąt minut pokazuje, że "The Last of Us" zapisze się w historii jako pierwsza niezwykle udana adaptacja gry, a odcinki 1-9 udowadniają, że na pewno jeszcze przez jakiś czas produkcja będzie dzierżyć miano tej najlepszej. Co jednak istotniejsze, ocena serialu nie odbywa się przecież tylko na podstawie tego, jak bliska ta produkcja jest oryginałowi, ale czy po prostu jest to dobry serial. Wpływ na to ma wiele czynników: poziom aktorski, scenografie, scenariusz, montaż, muzyka, reżyseria i ogólny klimat produkcji.

I tutaj "The Last of Us" wychodzi obronną ręką w każdej z tych kategorii, ponieważ opowieść bardzo szybko wciąga i angażuje nas na tyle, że zanim się spostrzeżemy będziemy oglądać napisy końcowe odcinka. Bardzo szybko pojawia się głód na więcej, gdyż wykreowana atmosfera działa na emocje i pozwala przywiązać się do bohaterów. Mają sporo charyzmy, bywają sympatyczni, a czasami nas irytują. Wszystko generuje na tyle mocne odczucia, że wręcz żyjemy tym, co dzieje się na ekranie.

To nie tylko udana adaptacja gry. To bardzo dobry serial!

Wpływ na to ma wspomniana scenografia. Fani gier momentalnie zorientują się, że niektóre sceny, kadry, ujęcia są żywcem wyciągnięte z produkcji na PlayStation, zaś dla pozostałych osób będą to bardzo dobrze przygotowane segmenty odcinków. Filmowość gry pozwoliła w niektórych chwilach kopiować część historii, ale pojawiają się zmiany scenariuszowe, które mogą być dla największych sympatyków gry nie do końca przekonujące. Serial rządzi się jednak własnymi prawami i jeżeli dokonane zmiany działają na jego korzyść, to nie mamy prawa narzekać.

Tak jest właśnie z "The Last of Us", gdzie balans rozpisanej historii oraz sceny akcji z wolniejszymi elementami dramatycznymi znakomicie się uzupełniają. Wtedy na wierzch wychodzi talent Pedro Pascala i Belli Ramsey. Momentami są to dokładnie te same postacie co w grze, ale w serialu mają mnóstwo scen, gdzie aktorzy nadają im świeżości czy wręcz nowej tożsamości, co dla każdego rodzaju widza będzie dużym atutem. Relacja pomiędzy tą dwójką była kluczowa dla powodzenia projektu i okazuje się, że daje ona właściwy fundament pod to, co oglądamy w większości epizodów.

Wystarczyło HBO, żeby serial na podstawie tej gry był hitem?

HBO odpowiednio sowicie wsparło ten serial finansowo. Ani przez moment nie mamy wrażenia, że gdyby zwiększono budżet, to niektóre sceny wyglądałyby lepiej lub były bardziej wiarygodne. Tu jest wszystko na swoim miejscu i prezentuje się fantastycznie niezależnie od tego, czy jest częścią efektów praktycznych, czy wygenerowane komputerowo. A nie brakuje poszczególnych elementów, rekwizytów czy całych plenerów w CGI, których nieprawdziwość można wręcz przeoczyć.

Esencją "The Last of Us" od HBO jest jednak po mistrzowsku rozpisana historia, która krok po kroku odkrywa przed nami swoje tajemnice, umożliwia zbliżyć się do bohaterów i wzmaga w nas poczucie sympatii lub obawy. Serial będzie pojawiać się w cotygodniowych odstępach, więc zapomnijcie o binge watchingu, dopóki nie ukażą się wszystkie epizody. To jednak sprawi, że każdy z odcinków przeżywać będziemy/-cie w jeszcze większym stopniu, aż do samego finału.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama