Zabawny, uszczypliwy i inny niż wszystkie. Netflixowy serial The Kominsky Method w okolicy swojej premiery kompletnie mnie ominął — ale ostatnio wróciłem by nadrobić zaległości i... jeżeli nie mieliście okazji zapoznać się z tą historią, zachęcam was do tego samego!
Starość dopadnie nas wszystkich, ale zanim to — obejrzyjcie The Kominsky Method
Z reguły kiedy w kategorii filmu czy serialu widzę komedię — omijam go szerokim łukiem. To kompletnie nie moja bajka, a większość tych produkcji zamiast mnie rozbawić — jest w stanie mnie skutecznie wynudzić, ewentualnie zażenować już w pierwszych minutach. Patrząc jednak na mistrzowską obsadę The Kominsky Method i dodając do tego nagrody które zgarnął na zeszłotygodniowym rozdaniu Złotych Globów — dałem serialowi szansę. I już wiem, że teraz długo nie będę mógł znaleźć serii, która równie mocno przypadnie mi do gustu.
Życie po zejściu ze sceny
The Kominsky Method to historia aktora (w tej roli Michael Douglas), o którego sukcesach świat już zapomniał. Jego wcześniejsze sukcesy odeszły w zapomnienie, nie dostaje nawet najmniejszych ról w serialach. Ale skoro nie jest już aktywny przed kamerami czy na scenie, to przecież... może dzielić się swoją wiedzą. I faktycznie — posiada szkołę aktorską. Ma też grono przyjaciół, romanse i pomagającą mu w biznesie córkę, która regularnie przymyka oko na jego wybryki. Przez całe życie był blisko ze swoim przyjacielem — starszym od niego Normanem Newlanderem (Alan Arkin) oraz jego żoną. Po trochu poznajemy historię każdego z nich i śledzimy ich w lepszych i gorszych chwilach. Obserwujemy codzienność i to, jak radzą sobie w różnych sytuacjach. Widzimy żal po stracie i niemożność poradzenia sobie z problemami, które towarzyszą im przez całe życie. Prawdziwie dramatyczne sceny przeplatają się tam z kąśliwymi uwagami i docinkami, na które w życiu pozwalają sobie wyłącznie ludzie bliscy. Podobnie jak na życiowe złośliwości, których jesteśmy tam świadkami.
Dramatycznie i z humorem — to działa lepiej, niż myślałem
Mimo że seria liczy sobie raptem 8 krótkich odcinków (jak to w Netflixie bywa, różnią się długością i jedne trwają 20, inne 35 minut), twórcom udało się nie tylko sportretować bohaterów, ale też stworzyć historię która bawi i wzrusza. Bohaterowie z krwi i kości: nie są już młodzi, piękni i pełni wigoru. Robią co w ich mocy, by poradzić sobie z trudami życia kiedy świat przestał być ich. Mimo chorób, rzucanych pod nogi kłód i przeciwności losu — robią swoje. I serial idealnie to pokazuje, doprawiając szczyptą humoru który nie irytuje i nie kipi z ekranu. Jest celny i nienachalny: to nie sitcom z podkładanymi sztucznymi głosami... i dobrze!
Netflix szasta pieniędzmi na prawo i lewo — zleca serię za serią, serial za serialem. Ostatecznie czeka na nas tyle premier, że naprawdę trudno się w tym wszystkim połapać i przydałoby się nieco wydłużyć dobę, aby zacząć nadążać. Najwyraźniej jednak zgadza się nie tylko ilość, ale też jakość. The Kominsky Method w obsadzie nie szczędzi nam gwiazd — główne role należą do Michaela Douglasa oraz Alana Arkina. A w ich perypetiach towarzyszą im m.in. Sarah Baker, Nancy Travis czy Lisa Edelstein. Nie brakuje też gościnnych odwiedzin aktorów największego formatu. Prawdą jednak jest, że nawet ich obecność i kunszt na na niewiele by się zdały, gdyby zawiodły podstawy. Na szczęście te są na tyle solidne, że serię ogląda się jednym tchem. To opowieść na tyle krótka, że zdążycie ją poznać w całości nawet dziś, jeśli macie wolny wieczór — do czego serdecznie zachęcam.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu