ASUS ma już na koncie smartwatcha. ZenWatch jakiś czas temu był testowany na Antyweb przez Pawła. Do mnie trafił również zegarek noszący logo tajwańsk...
Test ASUS-a VivoWatch, wyjątkowego zegarka stworzonego z myślą o aktywnych
ASUS ma już na koncie smartwatcha. ZenWatch jakiś czas temu był testowany na Antyweb przez Pawła. Do mnie trafił również zegarek noszący logo tajwańskiej firmy, jednak zdecydowanie inny. Vivowatch jest urządzeniem o wiele mocniej nastawionym na monitorowanie aktywności fizycznej i to stanowi jego największy atut.
Jeszcze do niedawna największą wadą inteligentnych zegarków był ich design. Dziś powoli ulega to zmianie i niebawem zobaczymy na półkach sklepowych ślicznego Geara S2, nową Moto 360 czy Huawei Watcha. ASUS VivoWatch należy to poprzedniego nurtu wearables, gdy szczytem możliwości były kwadratowe koperty. Kształt koperty został tutaj jednak dość mocno zaokrąglony, przez co nie wygląda to tak topornie, jak by można się spodziewać. Jednak nie design jest tutaj kluczowy. VivoWatch jest produktem z kategorii fitness i nie będzie startował w konkursach piękności.
Koperta, pasek, wyświetlacz
Koperta zegarka została wykonana z różnych materiałów. Najlepsze wrażenie robi oczywiście stal nierdzewna, której użyto do wykonania obramowania oraz zaczepów na pasek. Stanowi ona jednak najmniejszą część całej konstrukcji. Plastikowy, mocno zachodzący na boki spód ma prążkowaną powierzchnię. A na wierzchu zastosowano szkiełko zabezpieczone powłoką Gorilla Glass. Ogółem daje nam to gadżet nieszczególnie urodziwy. W zastosowaniach sportowych nie ma to znaczenia, ale z pewnością wielu użytkowników będzie chciało nosić VivoWatcha na co dzień...
Cała konstrukcja została zabezpieczona przed wodą oraz pyłami, co potwierdza norma IP67 (co pozwala na zanurzenie przez 30 minut w wodzie na głębokości 1 m). Nie jest to szczególnie imponujące, jak na urządzenie z kategorii fitness. Zegarek nie otrzymał również żadnego certyfikatu potwierdzającego odporność na lekkie lub silne strugi wody. Warto mieć to na uwadze podczas korzystania z niego.
Urządzenie ma jeden fizyczny przycisk, który umieszczono na prawym boku (w plastikowej części). Zastosowano tutaj również jedno, pięciopinowe złącze, które służy do komunikacji z komputerem za pośrednictwem dedykowanej stacji dokującej lub ładowania baterii.
Pasek zegarka został wykonany z gumowego tworzywa i ma standardową grubość 22 mm. Nie sprawia ono złego wrażenia - wręcz przeciwnie, pozytywnie zaskakuje. Metalowa sprzączka dobrze spełnia swoją rolę i nie powinna szybko ulec zużyciu lub uszkodzeniu. Urządzenie dobrze leży na nadgarstku, nie uwiera, ani nie wywołuje żadnych reakcji alergicznych (przynajmniej w moim przypadku).
VivoWatch ma dość nietypowy wyświetlacz. Pierwsze, co rzuca się w oczy to bardzo grube ramki, jakimi go otoczono. Wygląda to okropnie. Takie rozwiązanie stosuje się w tabletach, ale głównie po to, by użytkownik, mógł je wygodniej trzymać. Jaką rolę pełni tutaj? Szpeci? W każdym razie sam ekran ma przekątną 1,2 cala i rozdzielczość 128 x 128 px. Jest on wykonany w technologii LCD TFT, jednak działa w sposób monochromatyczny. Co więcej zastosowano tutaj technologię "biało-czarnej pamięci", która zapamiętuje stan pikseli i w razie potrzeby zmienia tylko te z nich, które aktualnie tego wymagają. W praktyce to nieco podobne działanie, jak w ekranach E Ink, ale w teorii obie technologie wiele dzieli. W każdym razie wyświetlacz w zapewnia dość pozytywne doznania. Jest wyraźny, czytelny, choć nieszczególnie ostry i szczegółowy. Pojedyncze piksele bardzo mocno rzucają się w oczy, co może odstraszać osoby przyzwyczajone do innych smartwatchy. Z drugiej strony ekran może pozostawać cały czas aktywny bez uszczerbku na baterii, co jest dużym atutem.
Użycie takiego ekranu ma sens. Otóż VivoWatch potrafi działać na baterii nie jeden, nie dwa, ale aż dziesięć dni! W segmencie smartwatchy jest to oczywiście bardzo dużym atutem, bo większość konkurencyjnych rozwiązań wymaga podłączenia do ładowarki przynajmniej raz na 2-3 dni. Jak jednak widać akapit wcześniej, ponosimy za to dość wysoką cenę w postaci archaicznego wyświetlacza.
Możliwości i oprogramowanie
Co ASUS VivoWatch potrafi? Możliwości zegarka są bardzo duże. Producent wyposażył zegarek w zestaw sensorów: pulsometr, czujnik promieni UV oraz 3-osiowy akcelerometr. Do pełni szczęścia brakuje GPS-a, który byłby tutaj bardzo przydatny. Za komunikację odpowiada natomiast moduł Bluetooth 4.0. Producent przygotował w tym celu aplikację HiVivo, którą znajdziemy zarówno w sklepie AppStore jak i Google Play. Jest ona dość intuicyjna i przystępna w obsłudze. Twórcy wykorzystali tutaj elementy interfejsu Holo UI. Na Material Design jednak nie mamy co liczyć.
W aplikacji są gromadzone dane z zegarka: liczba kroków, spalonych kalorii, przebytego dystansu, a także długość i jakość snu. Wszystkie te dane są analizowane i na tej podstawie VivoWatch wylicza nasz współczynnik HI - Happiness Indicator (z ang. wskaźnik szczęścia). Ma on odzwierciedlać jakość naszego życia - całkiem sprytne i motywujące. Warto dodać, że dzięki zastosowaniu silniczka wibracyjnego, zegarek po godzinie braku aktywności informuje nas o tym, że najwyższa pora się ruszyć. Wibracje mogą być również używane w roli budzika. Niestety VivoWatch nie potrafi obsługiwać powiadomień od innych aplikacji. To duży minus.
Oczywiście użytek możemy zrobić również z pozostałych czujników. Przytrzymując przycisk przez cztery sekundy wchodzimy tryb treningu i uruchamiamy pulsometr, który na bieżąco analizuje nasze tętno i za pomocą kolorowej diody LED przy ekranie informuje, czy jest ono właściwe dla treningu aerobowego (zielone) czy też nie (czerwone). Aplikacja HiVivo oczywiście zbiera te wszystkie dane i wyświetla je potem w formie przyjemnych dla oka, czytelnych wykresów. Otrzymujemy zatem wraz z zegarkiem niemalże kompletną aplikację do m.in. biegania. Czujnik UV możemy natomiast w dowolnej chwili wykorzystać do sprawdzenia poziomu szkodliwości promieni słonecznych.
Urządzenie oparto na systemie operacyjnym Kood OS, który jest w gruncie rzeczy mocno skrojoną i zmodyfikowaną wersją Androida. Nie znaczy to jednak, że zainstalujemy tutaj jakiekolwiek aplikacje. Producent całkowicie wyłączył taką możliwość. Do dyspozycji mamy zatem jedynie wbudowane funkcje. Te ograniczono jedynie do monitorowania aktywności, a to w obecnych realiach bardzo mało. Chciałoby się więcej, jak np. sterowania odtwarzaczem muzyki, wyświetlania kalendarza czy wspomnianych już wcześniej powiadomień z aplikacji.
Podsumowanie
ASUS VivoWatch niebawem wejdzie na półki sklepowe w cenie 599 złotych. Nie jest to mało, biorąc pod uwagę możliwości urządzenia. Vivowatch nie jest bowiem smartwatchem. To raczej urządzenie do monitorowania aktywności fizycznej. Jeżeli miałbym go z czymś porównać, byłyby to zapewne opaski fitness, które oferują podobne funkcje. Jeżeli ktoś szuka urządzenia bardziej rozbudowanego, VivoWatch nie ma mu zbyt wiele do zaoferowania.
Nie znaczy to jednak, że jest to gadżet zły. VivoWatch powinien przypaść do gustu entuzjastom sportu oraz osobom prowadzącym aktywny tryb życia (ale raczej amatorom, bo zaawansowani i profesjonaliści postawią na inne marki, jak np. Garmin). Pozwoli to lepiej monitorować codzienne treningi oraz sen, a także zapobiegnie dłuższym okresom bez ruchu. W połączeniu z czujnikami tętna oraz promieni UV daje to całkiem sporo zastosowań podczas ćwiczeń i treningów. Nie wiem tylko, czy dostatecznie legitymuje to wydatek 800 złotych. W końcu na rynku jest cała masa opasek, które oferują zbliżone funkcje. Jedyna różnica sprowadza się do wyświetlacza (a właściwie jego braku). Warto mieć to na uwadze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu