Recenzja

Zamiast dobrze brzmieć - tańczy, mówi i świetnie wygląda. Testujemy głośnik Sony BSP60

Paweł Winiarski
Zamiast dobrze brzmieć - tańczy, mówi i świetnie wygląda. Testujemy głośnik Sony BSP60
1

Pierwszy kontakt z BSP60 to bardzo miłe uczucie. Czarna, błyszcząca kula pachnie Japonią na kilometr i tylko w głowach Japończyków mógł zrodzić się pomysł połączenia głośnika, budzika i małego asystenta, który nie tylko „gada”, ale również tańczy i poprawia humor kolorowymi światełkami. No ale nie p...

Pierwszy kontakt z BSP60 to bardzo miłe uczucie. Czarna, błyszcząca kula pachnie Japonią na kilometr i tylko w głowach Japończyków mógł zrodzić się pomysł połączenia głośnika, budzika i małego asystenta, który nie tylko „gada”, ale również tańczy i poprawia humor kolorowymi światełkami. No ale nie przyszliśmy tu przecież uśmiechać się do kuli na kółkach, tylko sprawdzić, czy za ten niecodzienny sprzęt warto zapłacić aż 1200 złotych.

Głośnik, który nie potrafi grać

Zacznę od rzeczy teoretycznie najważniejszej, w końcu przyszło mi testować głośnik. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po wyjęciu BSP60 z pudełka było więc podłączenie go do telefonu i puszczenie muzyki. Po tym przykrym doświadczeniu, sprzęt wylądował na kilka dni w szufladzie. Może jakoś niepoprawnie odbieram nazwy produktów, ale jeśli coś jest głośnikiem, powinno oferować przynajmniej poprawne odtwarzanie dźwięków. BSP60 brzmi słabo, miałem wrażenie, że odtwarzam muzykę z taniego głośniczka BT wygrzebanego w koszu z promocjami. Kiedy sprzęt zaczął tańczyć, otworzyły się też „uszy”, co dodatkowo zniekształcało dźwięk. Po takich doświadczeniach ciężko mieć do urządzenia dobre nastawienie.

Minęło kilka dni, przypomniałem sobie materiały promocyjne dotyczące tej niecodziennej propozycji od Sony i czarna kula ponownie wylądowała na moim biurku. Drugą szansę sprzęt wykorzystał zdecydowanie lepiej.

Inteligentny kumpel

Skoro ustaliliśmy już, że BSP60 to kiepski głośnik i do słuchania muzyki się nie nadaje, sprawdźmy za co tak naprawdę Sony chce od nas aż 1200 złotych. Wszelkiej maści asystentów głosowych w smartfonach traktuję póki co tylko jako ciekawostkę. Świetnie wygląda to na materiałach promocyjnych i prezentacjach, a nie zauważyłem, żeby znajomi używali na przykład Siri. Fajny bajer, można się pośmiać i tyle. Choć po wczorajszej prezentacji AppleTV pewnie zmienię zdanie, bo demonstracja działania sympatycznej wirtualnej asystentki zrobiła na mnie wrażenie. BSP60 to „Smart Bluetooth Speaker” i faktycznie trochę tego „smart” da się w nim znaleźć.

Urządzenie reaguje na głos. Wypowiedzenie „OK, Speaker” budzi głośnik i stawia go w stan gotowości. Za pomocą komend głosowych możemy w ten sposób sprawdzić datę i godzinę, pogodę, wykonać telefon, oddzwonić, ustawić alarm, ustawić zegar, puścić muzykę, sprawdzić (a w zasadzie odczytać) ostatnie SMS-y, kalendarz, znaleźć telefon i sprawdzić stan baterii zarówno urządzenia jak i telefonu.

Sterowanie głosem to najfajniejsza i najciekawsza funkcja BSP60. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby w nazwie nie pojawiło się słowo „głośnik”, patrzyłbym na BSP60 zupełnie inaczej. Oczywiście sprzęt musi być połączony ze smartfonem, bo to z niego czerpie informacje, ale taki mały, sympatyczny asystent naprawdę się sprawdza. Postawiłem głośnik przy łóżku, przez kilka tygodni służył mi jako budzik i pogodynka. Odczytywane na głos SMS-y to fajny bajer, choć dla osoby, która nie rozstaje się ze smartfonem raczej mało przydatny. Bajerem jest też prowadzenie rozmów telefonicznych przez głośnik, ale skoro wiele urządzeń odtwarzających bezprzewodowo muzykę oferuje takie rozwiązanie, traktuję to jako standard. BSP60 ze smartfonem połączycie klasycznie przez Bluetooth, jak również przez NFC.

Tańcz jakby nie było jutra

BSP60 nie tylko wygląda futurystycznie, ale przejawia cechy…robota. Potrafi bowiem tańczyć. Tak naprawdę jeździć na znajdujących się na spodzie kółkach, ale naprawdę uroczo to wygląda. Podczas tych swawolnych harców sprzęt podnosi „uszy” , mieni się kolorami i robi piruety. Za każdym razem oglądałem te wygłupy z uśmiechem na twarzy i jeśli będziecie chcieli pokazać znajomym jakiś fajny gadżet, BSP60 wywiąże się z tego zadania śpiewająco, a raczej tańcząco. Szkoda tylko, że ani taniec, ani ruchy, ani pulsowanie kolorami nie ma bezpośredniego przełożenia na rytm odtwarzanej muzyki.

Gadżet, nic więcej

1200 złotych to moim zdaniem zaporowa cena za takie urządzenie. To tylko gadżet, który równie dobrze może znudzić się po tygodniu. Gra naprawdę słabo - równolegle miałem w domu kosztującego 300 złotych mniej Bose Soundlink Mini II i różnica była kolosalna. Doceniam, że Japończycy szukają nowych rozwiązań ubierając je w niestandardowe opakowania, ale nie za takie pieniądze. BSP60 mogę polecić tylko i wyłącznie gadżeciarzom, w dodatku tym z zacięciem do japońskich dziwactw.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

SonytestRecenzja