Recenzja

Test Acera CB5-311 z Tegrą K1, pierwszego Chromebooka oficjalnie dostępnego w Polsce

Tomasz Popielarczyk
Test Acera CB5-311 z Tegrą K1, pierwszego Chromebooka oficjalnie dostępnego w Polsce
Reklama

W końcu Chrome OS i pracujące pod jego kontrolą urządzenia trafiły nad Wisłę. Jednym z pierwszych jest najnowszy Chromebook Acera powstały we współpra...

W końcu Chrome OS i pracujące pod jego kontrolą urządzenia trafiły nad Wisłę. Jednym z pierwszych jest najnowszy Chromebook Acera powstały we współpracy z Nvidią, model CB5-311. Od kilku dni intensywnie sprawdzamy co potrafi, do czego nadaje się najlepiej i... co kryje w środku. Czy będzie jednym z hitów nadchodzących świąt Bożego Narodzenia w Polsce?

Reklama

Chromebooki to sprzęt bardzo specyficzny, adresowany do grupy użytkowników gotowych na pewne kompromisy wynagradzane szybkim działaniem, długim czasem pracy na baterii i wysokim stopniem mobilności. Na świecie komputerki Google'a radzą sobie coraz lepiej, a kolejne usprawnienia wprowadzane w Chrome OS sprawiają, że ten system staje się coraz atrakcyjniejszą opcją dla użytkowników, którzy i tak 99,9 proc. czasu przy komputerze spędzają w przeglądarce.

Ale nie tylko oprogramowanie jest ważne w takim sprzęcie. Co z ergonomią, kulturą pracy, całą otoczką sprzętową, na którą składają się złącza, elementy sterujące i nie tylko? To właśnie było jednym z moich priorytetów podczas testów Chromebooka Acer CB5-311. A oto i rezultaty.

Śnieżynka?

Acer CB5-311 został w całości wykonany z matowego tworzywa sztucznego. Nie jest to jednak tandetny plastik, jaki jeszcze do niedawna można było znaleźć w niektórych komputerach tego producenta. Tajwańska marka ewoluuje na naszych oczach, co było już widoczne w przypadku testowanego jakiś czas temu notebooka z serii V Nitro. Tutaj wygląda to równie dobrze. Poszczególne elementy konstrukcyjne zostały świetnie spasowane. Nie ma mowy o trzeszczeniu, uginaniu się czy poluzowaniu któregokolwiek z nich. Zresztą byłoby o to trudno, bo obudowa mierzy zaledwie 1,75 cm grubości. Po dodaniu 32,7 cm długości, 22,75 cm szerokości i wagi 1,5 kg otrzymujemy bardzo kompaktowy sprzęt, który można zabrać ze sobą dosłownie wszędzie... gdzie tylko jest WiFi, ale o tym za chwilę. Niestety do w sprzedaży dostępna jest tylko wersja w śnieżnobiałym kolorze, co z pewnością nie każdemu będzie odpowiadać.

Górna klapa nosi jedynie logo Acera oraz Chrome. Ten ostatni świetnie komponuje się z designem komputera. W oczy od razu rzucają się również dwie kontrolki umieszczone na tej samej szynie co zawiasy. Pierwsza informuje o włączeniu/uśpieniu komputera. Druga natomiast świeci się jedynie w momencie ładowania. Są one dobrze widoczne właściwie w każdej sytuacji. Same zawiasy wydają się dość sztywne i dobrze utrzymują ekran w stabilnej pozycji. Jestem przekonany, że będą spełniały swoje zadanie niezawodnie. Klapę maksymalnie możemy odchylić o jakieś 140-150 stopni, co powinno w większości przypadków wystarczyć.

Wnętrze prezentuje się minimalistycznie. Tak naprawdę po odklejeniu znaczka Tegry i naklejki ze specyfikacją zostanie tutaj jedynie gładzik i klawiatura. Ten pierwszy sprawdza się względnie nieźle w akcji. Zintegrowane przyciski mają niski, subtelny skok, a wsparcie dla gestów znacząco ułatwia przeglądanie stron i korzystanie z aplikacji. Umieszczoną w delikatnym wgłębieniu klawiaturę można pokochać właściwie od pierwszego dotknięcia. Ma ona układ wyspowy i składa się z 74 czarnych klawiszy i średnim skoku. Nic się nie ugina, nie trzeszczy ani nie utrudnia codziennej pracy. Nie uświadczymy tutaj też naleciałości z Windowsa, a więc m.in. Caps Locka, Okienka, a także usprawniających nawigację Page Up/Down, Home i End. Górny rząd, gdzie normalnie powinny być F1-F12 zastąpiono guzikami do nawigacji oraz sterowania podświetleniem i głośnością. W prawym górnym rogu znalazł się natomiast klawisz power, który na szczęście spełnia swoją funkcję jedynie przy dłuższym naciśnięciu, dzięki czemu unikniemy pomyłek.

Ekran otoczono dość grubą plastikową ramką. Próżno szukać tu jakichkolwiek innowacji. Na dole ulokowano logo producenta, a u góry kamerkę internetową VGA. W dzień spisuje się nieźle, ale po zmroku obraz jest przesiąknięty szumami. Oczywiście opatrzono ją diodą informującą o aktywności oraz mikrofonem. W modelu CB5-311P ta część konstrukcji wygląda prawdopodobnie inaczej, z uwagi na zastosowany ekran dotykowy. Nic nie wiadomo jednak o jego dostępności w Polsce.

Chromebook Acer CB5-311 został wyposażony w podstawowy zestaw złącz rozrzuconych właściwie po wszystkich krawędziach. Na lewej znajdziemy pierwszy port USB 3.0 i slot na karty SD. Prawa to złącze słuchawkowe 3,5 mm oraz gniazdo zasilania DC-IN. Tutaj mam pewien żal, że nie zdecydowano się na bardziej uniwersalne Micro USB - coraz częściej mówi się o nim w kontekście laptopów. Czemu zatem Chromebooki nie mogłyby być pewnymi prekursorami w tej kategorii. Na tylnej krawędzi dokładnie po środku ulokowano drugi port USB 3.0 i złącze HDMI. Do szczęścia w przypadku tak mobilnego urządzenia chyba nie potrzeba niczego więcej, prawda? Otwory wentylacyjne? Zapomnijcie, wszystko jest chłodzone pasywnie.

Reklama

Spód to jednolity panel połączony z resztą obudowy trzynastoma śrubkami. W centrum producent umieścił tabliczkę znamionową, a w narożnikach tradycyjnie gumowe stopki trzymające całą konstrukcję w stabilnej pozycji. Tuż przy przednich widoczne są otwory 2-watowych głośniczków multimedialnych. Nie grają one może zbyt głośno, ale oferują bardzo czysty dźwięk. Niestety, co typowe dla zintegrowanych rozwiązań, praktycznie pozbawiony tonów niskich.

Nie liczcie na to, że w miarę upływu czas rozbudujecie swojego Chromebooka o dodatkową pamięć. Po zdjęciu klapy zobaczymy raczej smutny widok, na który składają się dwa elementy akumulator oraz płyta główna ze zintegrowanymi podzespołami oraz chłodzeniem. Wymiana czegokolwiek wymaga fachowej wiedzy i zdecydowanie nie leży w zasięgu zwykłego użytkownika.

Reklama

Niezły wyświetlacz, WiFi 802.11 ac i "14 godzin" na baterii

Acer zastosował w Chromebooku CB5-311 13,3-calowy, matowy wyświetlacz TN o rozdzielczości 1920 x 1080. Podstawowym plusem jest tutaj sama przekątna - często producenci tego typu komputerów zatrzymują się na 11-12 calach, co bywa uciążliwe. Ekran cechuje się wysokim współczynnikiem jasności sięgającym 250 nitów. Kontrast oraz odwzorowanie czerni stoją na przyzwoitym poziomie i nie ma się za bardzo do czego przyczepić. Problemem są niezbyt szerokie kąty widzenia. Szczególnie daje się to odczuć, patrząc na ekran nieco od dołu. Na tym polu Chromebook Acera mocno kuleje.

W testowanym Chromebooku CB5-311 zastosowano 4-komorowy akumulator litowo-jonowy o pojemności 47 Wh. Według producenta przekłada się to na aż 14 godzinny czas pracy. Skrypt, który uruchamiał co 30 sekund losową stronę www z listy przy jasności ustawionej na 50 proc. i aktywnym połączeniu z siecią WiFi 802.11 ac rozładował go w nieco ponad 10 godzin. Nie twierdzę, że te 14 godzin to wartość wyssana z palca, ale przy standardowym korzystaniu będzie trudno uzyskać taki wynik.

Acer Chromebook CB5-311 dysponuje podstawowym zestawem modułów łączności. Na pewno atutem jest tutaj dwuzakresowy moduł WiFi 802.11 ac, który ciągle nie jest standardem w dolnej a często również średniej półce cenowej, jeśli chodzi o laptopy. Nie zabrakło też Bluetooth 4.0, co ułatwi komunikację z bezprzewodowymi akcesoriami i nie tylko. Oczywiście idealną sytuacją byłby wbudowany modem 3G, ale to by znacząco zwiększyło cenę komputera, a nie o to w tym wszystkim chodzi. Zawsze możemy podłączyć zewnętrzny modem 3G - Chrome OS radzi sobie z nimi bez większego problemu.

Chrome OS nie dla każdego

O Chrome OS na łamach Antyweba mogliście już czytać niejednokrotnie. Z całą pewnością nie jest to system operacyjny dla każdego. Jeżeli jednak przeglądarka internetowa jest jedyną rzeczą, której tak naprawdę potrzebujemy od komputera, możemy być pewni, że poczujemy się tutaj jak w domu. System uruchamia się dosłownie w kilka sekund - bez żadnego mielenia dyskiem (jakim dyskiem?) i zbędnych animacji. Przy pierwszym uruchomieniu przechodzimy przez kreator, który połączy nas z siecią WiFi oraz naszym kontem Google. Potem, przy każdym logowaniu, będziemy musieli wpisać nasze hasło do profilu.


Reklama

Sam system wizualnie jest praktycznie identyczny jak tryb Aura w Chrome dla Windows 8. Górna część interfejsu została żywcem wzięta z przeglądarki. Dół to natomiast półprzeźroczysty pasek, do którego możemy przypinać często używane aplikacje. W lewym dolnym rogu umieszczono launcher z ikonkami i zintegrowaną wyszukiwarką. Prawy to natomiast odpowiednik zasobnika systemowego, po którego kliknięciu uzyskamy dostęp do łączności WiFi, Bluetooth, suwaka regulacji jasności oraz informacji o stanie baterii i bieżącej dacie. Tutaj również umieszczono przyciski pomocy, wyłączania komputera oraz blokowania go przed nieautoryzowanym dostępem. Tuż obok zasobnika co i rusz wyświetla się dodatkowa ikonka z liczbą informującą o liczbie oczekujących powiadomień. Znajdziemy tu m.in. kafelki z Google Now zintegrowanego z systemem.


Działanie Chrome OS nie odbiega w żaden szczególny sposób od przeglądarki. Jedyne różnice są widoczne właściwie tylko na ekranie ustawień, gdzie w ograniczonym stopniu możemy skonfigurować moduły łączności, zmienić tapetę w tle i motyw interfejsu, dostosować działanie touchpada i klawiatury czy też przełączyć rozdzielczość ekranu.


Chrome OS to również kilkadziesiąt aplikacji, których nie zainstalujemy w przeglądarce Chrome (przynajmniej oficjalnie). Wśród nich znajdują się m.in. prosty menedżer plików, aplikacja Zdjęcia zintegrowana z Google+, program do zarządzania kamerką (z wieloma bardzo fajnymi efektami), kalkulator, a także moduł pulpitu zdalnego. Naturalnie możemy do nich doinstalowywać kolejne programy w tym sławetne produkcje portowane z Androida, których póki co w Chrome Web Store jest niestety zaledwie kilkanaście. Ich działanie nie budzi jednak większych zastrzeżeń (choć oczywiście w modelu z ekranem dotykowym obsługa jest pewnie bardziej komfortowa).

Warto wspomnieć, że wbrew pozorom duża ilość programów działa offline. Bez połączenia z siecią uruchomimy wiele gier, aplikacje z pakietu Google Docs, notatnik Keep, a nawet aplikację Pocket, która potrafi zapisywać w pamięci urządzenia wszystkie artykuły ze schowka. Brak WiFi nie jest zatem taką tragedią choć oczywiście diametralnie zmniejsza możliwości tego sprzętu.

Tegra K1 zwana demonem

Chipset Nvidia Tegra K1 okazał się bardzo atrakcyjnym rozwiązaniem dla producentów. Chromebook CB5-311 nie jest jedynym urządzeniem sygnowanym marką należącą do Google'a, które na nim oparto. Znalazł bowiem również zastosowanie w tablecie Nexus 9 wyprodukowanym przez HTC. Trudno się dziwić, bo jest to potężna jednostka, która daje całkiem duże możliwości. Składa się na nią CPU z pięcioma rdzeniami Cortex-A15 o taktowaniu 2,1 GHz (jeden z rdzeni jest niewidoczny przez system i służy jedynie do oszczędzania energii) oraz 192-rdzeniowy procesor graficzny oparty na architekturze Kepler.

Do dyspozycji użytkownika oddano też 4 GB RAM-u oraz 32 GB pamięci eMMC. W praktyce wykorzystać możemy jedynie 22 GB, bo resztę zajmuje system. Nie powinno to być jednak problemem, bo wraz z komputerem otrzymujemy 1 TB (nie 100 GB, co sugeruje naklejka na obudowie) przestrzeni w usłudze Google Drive na dwa lata.

Chrome OS na tym modelu działa przyzwoicie. Strony www wczytują się bardzo szybko, a aplikacje uruchamiają bez opóźnień. Zastosowane podzespoły dobrze spełniają swoje zadanie, czego potwierdzeniem niech będą chociażby wyniki benchmarków. W teście Peacekeeper uzyskałem 1313 punktów, w Sunspider 629,4 ms, a w Browsermark 2235 pkt. To dobre wyniki porównywalne z innymi Chromebookami. Jedynym modelem, który od nich odskakuje jest Toshiba CB30-102, którą napędza Intel Celeron 2955U z dwoma rdzeniami 1,4 GHz pochodzący z rodziny Haswell. Nie mogę jednak napisać, że jest idealnie. Od czasu do czasu całość potrafi mocno zwolnić. Co zaskakujące, daje się też zauważyć szarpanie niektórych animacji. Nie wierzę, że GPU Tegry K1 tutaj nie wyrabia. Być może ktoś nawalił z optymalizacją? Na szczęście przez większość czasu praca i zabawa przebiegają komfortowo.



Brak wentylatora oznacza całkowicie bezgłośną pracę. Początkowo obawiałem się, że przełoży się to na wysokie temperatury obudowy. Na szczęście pod tym względem nie jest źle. Głównie temperatura skacze w tylnej części spodu, co na ogół jest praktycznie nieodczuwalne. Problem może się pojawić w momencie, gdy trzymamy Chromebooka na kolanach, ale to już właściwie doszukiwanie się wad na siłę. Nie udało mi się bowiem sprawić, aby obudowa komputera nagrzała się na tyle, by powodować dyskomfort.

Do sklepu marsz?

Chromebook Acer CB5-311 z całą pewnością nie jest komputerem dla każdego i nie należy oczekiwać od niego tego samego, co od odpowiedników z Windowsem. Nie ulega wątpliwości, że możliwości tych drugich są znacznie większe. Sęk w tym, że w tej kategorii cenowej nie znajdziemy urządzenia z matrycą Full HD, WiFi 802.11 ac i przekraczającym 10 godzin czasem pracy na baterii (obecnie w sklepach jest tylko wersja z matrycą HD, ale tuż po nowym roku ma do niej dołączyć mocniejsza konfiguracja, którą otrzymaliśmy do testów - Acer troszkę zakręcił). Swoje robi też jakość wykonania, do której trudno mieć jakiekolwiek zarzuty, a także bardzo wygodna klawiatura i przyzwoity touchpad. Jestem pod dużym wrażeniem.


Wśród wad testowanego Chromebooka największą są rozczarowujące kąty widzenia. Doskwiera też trochę za gruba ramka wokół ekranu oraz zastosowanie zwykłego portu DC-IN zamiast bardziej uniwersalnego Micro USB (osobiście wolałbym, nawet gdyby oznaczało to dłuższy czas ładowania). Google musi jeszcze popracować też nad optymalizacją systemu pod kątem Tegry K1. Odnoszę wrażenie, że obecnie nie wykorzystuje on całego potencjału drzemiącego w tym chipsecie, a przede wszystkim w zbyt małym stopniu angażuje GPU do obsługi interfejsu. Oby w miarę upływu czasu uległo to poprawie.

Jeżeli szukacie niedrogiego, mobilnego komputera, który doskonale sprawdza się w podróży, jest kompaktowy i odporny na trudy codziennego użytkowania, to Chromebook Acera sprawdzi się tutaj doskonale. Zakładając oczywiście, że nie przeraża Was operowanie wyłącznie na przeglądarce internetowej, jej rozszerzeniach i webaplikacjach. Na szczęście w Chrome Web Store jest tego masa, więc raczej nie powinniśmy narzekać na brak możliwości.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama