Łączność WiFi w standardzie 802.11 ac powoli wkracza pod strzechy. Trudno już wyobrazić sobie nowoczesne routery, smartfony i laptopy, które nie wspie...
Test routera TP-LINK Archer C7 z kartą sieciową USB Archer T4U. Czy wyniosą domowe WiFi na nowy poziom?
Łączność WiFi w standardzie 802.11 ac powoli wkracza pod strzechy. Trudno już wyobrazić sobie nowoczesne routery, smartfony i laptopy, które nie wspierają tego standardu. Przepustowości na poziomie 1300 czy nawet 1750 Mb/s przy łączności bez kabli nie robią więc takiego wrażenia jak jeszcze kilkanaście miesięcy temu. Co jednak zrobić, gdy chcemy (potrzebujemy) szybszego WiFi, ale nie mamy laptopa, który wykorzysta jego możliwości? Tu z pomocą przychodzi duet od TP-Link.
Nieprzypadkowo w dzisiejszym artykule pojawiają się te dwa urządzenia. Ma to bowiem związek z promocją firmy TP-Link, która rusza wraz z pierwszym grudnia. W jej ramach użytkownicy, którzy kupią router Archer C5, C7, D5 lub D7 otrzymają gratis do niego kartę sieciową USB Archer T4U. Ostatni z tych routerów już testowałem na Antywebie - właśnie z kartą T4U. Tym razem postanowiłem przyjrzeć się tańszemu Archerowi C7. Oba urządzenia różnią się wewnątrz dość nieznacznie. Atutem D7 jest na pewno wbudowany model ADSL+, a także bardziej odważna konstrukcja. C7 jest od niego tym samym tańszy, ale też inaczej (dość tradycyjnie) zbudowany.
Wygląd i wykonanie
Router TP-Link Archer C7 ma dość klasyczną konstrukcję. Obudowę wykonano z czarnego, błyszczącego plastiku, który łatwo zbiera odciski palców i kurz. Nie jest to zbyt ergonomiczne rozwiązanie, ale z drugiej strony router nie będzie miał raczej zbyt częstego kontaktu z naszymi dłońmi, więc nie odczujemy tego tak bardzo. Poza tym błyszczący jest tylko wierzch oraz front. Pozostałe części wykonano z matowego tworzywa.
Górna część sprawia wrażenie, jakby się składała z trzech podłużnych, lekko profilowanych bloków. Między nimi, wzdłuż obudowy biegną grube szpary, które pełnią rolę wentylacyjną (w szparach umieszczono malutkie otwory). Frontalny panel to rząd ikonek informujący o stanie routera - aktywnej łączności WiFi, podłączonych interfejsach LAN, połączeniu z internetem itd. Łącznie znajdziemy tutaj ich 10 - każda podświetlana zieloną diodą LED.
Na przeciwległej stronie umieszczono złącza i przyciski. W oczy przede wszystkim rzucają się tutaj trzy mocowania antenek (zysk 5dBi - działają one w paśmie 5GHz. Te odpowiedzialne za pasmo 2,4 GHz ukryto wewnątrz obudowy). Ponadto znajdziemy tutaj (począwszy od lewej), złącze DC-IN, przycisk on/off, przełącznik WiFi, dwa porty USB 2.0 rozdzielone dwiema zielonymi diodami LED, złącze WAN, cztery gigabitowe porty Ethernet oraz malutki przycisk WPS służący również do twardego resetu urządzenia. Podobnie jak w przypadku modelu D7 ubolewam nad brakiem USB 3.0. Chociaż jeden port mógłby wspierać nowszy standard, co by pozwoliło efektywniej wykorzystać router w roli serwera mediów.
Matowy spód pokryto dziesiątkami otworów wentylacyjnych. W centrum naklejona została tabliczka znamionowa, a po jej bokach zaczepy pozwalające na powieszenie sprzętu na ścianie lub z boku biurka.
Oprogramowanie i wydajność
Router wyposażono w standardowe, typowe dla TP-Linka oprogramowanie. Ma ono swoje zalety i wady. Do tych ostatnich zaliczyłbym na pewno brak języka polskiego oraz baaardzo archaiczny wygląd. Panel odstrasza też liczbą opcji. Osoba niezorientowana w zagadnieniach sieciowych może się tutaj trochę pogubić. Szerzej pisałem o tym już przy okazji testu Archera D7, więc nie będę się powtarzał. Znajdziemy tutaj na pewno wsparcie dla sieci gościnnych, IPv6, udostępnianie plików po FTP, a także mechanizmy kontroli rodzicielskiej. Słowem, niczego nie brakuje.
Teoretycznie router oferuje przepustowość rzędu 1750 Mb/s. Składa się na nią 1300 Mb/s w trybie 802.11 ac w paśmie 5 GHz oraz 450 Mb/s w trybie 802.11 n w paśmie 2,4 GHz. Ja go testowałem ze wspomnianą kartę Acher T4U, której teoretyczne możliwości to 867 Mb/s w paśmie 5 GHz i 300 Mb/s w paśmie 2,4 GHz (łącznie 1200 Mb/s). W teorii zatem karta jest wąskim gardłem dla routera, ale to i tak lepsza sytuacja niż ograniczenie się do łączności w standardzie 802.11 n, gdzie prędkości są diametralnie niższe.
Test przebiegał identycznie, jak w przypadku innych routerów opisywanych przeze mnie na łamach Antyweba. Wziął w nim udział zatem mój leciwy Vostro 3450 (co w tym wypadku ma najmniejsze znaczenie) z podłączoną kartą Archer T4U oraz router podłączony do NAS-a Asustor AS-302T z dwoma dyskami WD RED 4 TB. Otrzymane wyniki były bardzo podobne do tych, które otrzymałem podczas testu Archera D7:
- Tuż przy routerze w trybie 802.11 ac: 29 MB/s przy uploadzie, 39,5 MB/s przy downloadzie;
- Dwa pokoje dalej (ok. 12 metrów) w trybie 802.11 ac: 24 MB/s przy uploadzie, 30 MB/s przy downloadzie;
- Tuż przy routerze w trybie 802.11 n (2,4 GHz): 16 MB/s przy uploadzie, 19 MB/s przy downloadzie;
- Dwa pokoje dalej (ok. 12 metrów) w trybie 802.11 n (2,4 GHz): 12 MB/s przy uploadzie, 14,5 MB/s przy downloadzie.
Są to wyniki satysfakcjonujące. Sam router spisywał się dobrze w trakcie testów. Był w tym czasie stale połączony z telewizorem Panasonic AS650, konsolą Xbox One, tabletem Galaxy Tab S 10.5 i dwoma smartfonami LG G3 i Oppo Find 5. Nie zaobserwowałem w tym czasie żadnych niepokojących przesłanek, choć zauważyłem, że jednoczesny streaming treści HD z dwóch urządzeń jednocześnie mocno spowalniał router i nie był do końca komfortowy (przeskoki, spadki prędkości, buforowanie).
Podsumowanie
Router TP-Link Archer C7 w sklepach internetowych jest już dostępny za niespełna 400 złotych. Za kartę Archer T4U normalnie byśmy musieli dopłacić ok. 130 złotych, ale w ramach trwającej do końca stycznia 2015 roku promocji dostaniemy ją bezpłatnie. To atrakcyjna propozycja, zważywszy na to, jakie prędkości można uzyskać podczas transferu danych między oboma urządzeniami. Tym samym, kupując router mamy pewność, że nasz starty desktop lub laptop w pełni wykorzysta jego możliwości.
Niestety nie ma róży bez kolców - szczególnie, gdy myślimy o wykorzystaniu tego zestawu w połączeniu z komputerem przenośnym. Karta Archer T4U jest wielka i nieporęczna. Nie ma mowy, aby wykorzystywać ją inaczej niż w sposób stacjonarny. Warto też pamiętać, że najlepsze rezultaty uzyskamy, podłączając ją do portu USB 3.0. W gniazdach działających w starszym standardzie 2.0 na niewiele się zda. Jeżeli spełniamy te wszystkie warunki, powinniśmy być zadowoleni z prezentu od firmy TP-Link.
Co można napisać o samym routerze? To bardzo klasyczne rozwiązanie, które cierpi na te same problemy, co większość obecnych routerów w ofercie firmy TP-Link. Mam tutaj na myśli w szczególności archaiczny i anglojęzyczny interfejs, który odrzuci każdego mniej zorientowanego w tematyce sieciowej użytkownika. Mam też pewne wątpliwości co do obudowy, która wygląda bardzo elegancko i stylowo, ale jest dość niepraktyczna.
Mimo to, myślę, że mogę z czystym sumieniem polecić router C7 do codziennego użytkowania w domu lub małej firmie. To sprzęt o dużych możliwościach, który powinien dobrze dać sobie radę z obsługą wielu urządzeń. Wbudowany serwer druku oraz porty USB sprawią, że swobodnie wykorzystamy go do czegoś więcej niż tylko łączności z internetem, natomiast sześć antenek zapewni nam solidny zasięg nawet w mieszkaniu o dużej powierzchni (lub małym domku). Zwykły użytkownik nie potrzebuje właściwie niczego więcej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu