Konia z rzędem temu, kto potrafi odróżnić, kiedy Elon Musk żartuje, a kiedy opisuje różne zwariowane projekty z zamiarem ich realizacji. Niewykluczone zresztą, że gdy żart jest wyjątkowo udany, CEO Tesli i SpaceX nie może sobie odmówić próby jego realizacji. Żarty stał się powodem powstania Boring Company, wrzucenia na rynek Tesla Tequili, nikt na serio nie odbierał obietnic sprzedaży miotacza ognia. Kolejnym przykładem takiego eskalującego od zgrywy do produktu elementu będzie prawdopodobnie rakietowy dopalacz w Tesli Roadster.
Tesla Roadster się spóźni, ale na pocieszenie dostanie napęd rakietowy
Roadster się spóźni
Na początku jednak smutna wiadomość, Roadster dotknęła choroba charakterystyczna dla wczesnej Tesli i potwierdzono kolejne przesunięcie daty jej premierę, tym razem na 2022 r. Nie wiąże się to jednak z żadnymi problemami firmy, po prostu priorytetem jest obecnie Tesla Cybertruck i to na tym modelu wszyscy się skupiają. Nie ma w tym nic dziwnego, futurystyczny pick-up to kolejny samochód, który ma szansę wnieść Teslę na nowy poziom, podczas gdy Roadster to prestiżowy demonstrator możliwości inżynieryjnych Tesli, który ma być po prostu „naj”, pod każdym względem.
Napęd rakietowy, ale jak?
Z Roadsterem historia wydaje się o tyle ciekawa, że ten samochód w pewnym momencie wydawał się właściwie gotowy do produkcji. Trafił jednak na najbardziej gorący okres w firmie i został odstawiony na bok (i wysłany na Marsa :) ). To prawdopodobnie spowodowało, że Elon nie mogąc wprowadzić go na rynek, zaczął kombinować co by tu jeszcze poprawić.
Jeszcze w 2017 r. zareklamował ten samochód, obiecując przyśpieszenia rzędu 1,9 sekund do 100 km/h i tajemniczy, dodatkowo płatny pakiet specjalny, „wynoszący go na jeszcze wyższy poziom”. Za to wynoszenie, odpowiedzialnym miała być technologia rakietowa. Post wywołał oczywiście euforię, szereg pytań, a do wspomnianej opcji przylgnęła nazwa „pakietu SpaceX”.
Większość traktowała to oczywiście w kategoriach żartu, licząc ewentualnie na jakąś specjalną wersję przygotowaną na tor tylko w celu pokazania, że się da. Sam Musk pomysłowi medialnie umrzeć nie dał, zdradzając w kolejnych wywiadach, jak sobie to wszystko wyobraża.
Napęd rakietowy miałby bazować na silnikach manewrowych z drugiego stopnia rakiety SpaceX, które opierają swoje działanie na uwalnianiu zgromadzonego w specjalnych zbiornikach ciśnieniowych zimnego gazu. Po wykorzystaniu takiego „dopalacza” elektryczne pompy zamontowane na pokładzie Roadstera ładowałyby zbiorniki na nowo, co sugeruje, że w tym wypadku będzie to zwykłe powietrze. Szalone? Szalone, ale przecież z takich projektów słynie Musk.
Od żartu do standardu?
Kiedy ogłoszono przesunięcie debiutu Roadstera na 2022 r., jeden z dziennikarzy podrzucił na Twitterze specyfikacje zapowiedzianego właśnie Modelu S Plaid, którego osiągi wyglądają bardzo podobnie do zapowiedzianych parę lat temu parametrów drogowych Roadstera. Ponieważ ten samochód dalej zapowiadany jest jako najbardziej ekstremalny model Tesli, mający mieć lepsze osiągi od Plaida, zapytał Muska, czy coś się nie zmieniło i pakiet SpaceX, nie będzie w takim razie wyposażeniem standardowym.
Odpowiedź Muska sugeruje, że tak. CEO Tesli napisał że „Nowy Roadster jest częściowo rakietą” i może „trochę latać”. W jednym z wcześniejszych wywiadów, Musk twierdził, że Roadster z pakietem SpaceX mógłby być może „latać krótkimi hopami”... Więcej szczegółów niestety nie znamy, ale trzeba przyznać, że całość brzmi intrygująco. Każe też zadać sobie pytania o kwestię tego, na ile Musk zainteresował się, czy tak przygotowany pojazd zostanie w ogóle dopuszczony do ruchu drogowego.
Uwagi dotyczące kwestii zgodności z normami bezpieczeństwa podnoszono już przy Cybertrucku, który w formie jaką zaprezentowano w prototypie, nie uzyskałby homologacji w Unii Europejskiej. Cóż, Musk ma podobną cechę do Jobsa i zapewne liczy, że nagnie wolę urzędników do jego pomysłu, a nie na odwrót. Ciekawe, czy mu się to w Europie uda.
Tylko to cena
Wygląda więc na to, że Tesla Roadster może być, nawet w standardowym wydaniu perfekcyjnym samochodem dla Jamesa Bonda. Jedyne co w tym samochodzie ciekawe nie jest, to cena. Samochód będzie kosztować od 200 do 250 tys. dolarów, a żeby zostać jego właścicielem, trzeba złożyć 50 tys. dolarów depozytu. Cóż, od początku było wiadomo, że będzie to zabawka dla bogatych, ale jednocześnie okazuje się, że może stać się fascynującym obiektem dla wszystkich fanów nowoczesnych technologii.
Źródło: [1], twitter
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu