Felietony

Nie takie aktualizacje online fajne, jak je malują na przykładzie Tesli

Kamil Pieczonka
Nie takie aktualizacje online fajne, jak je malują na przykładzie Tesli
11

Modyfikacje samochodów to nic nowego, w sieci nie brakuje aplikacji, które pozwalają na zmianę wielu ustawień, a co bardziej zaznajomieni z tematem mogą przy pomocy komputera zaprogramować funkcje, których w naszym aucie domyślnie nie ma. Wygląda jednak na to, że w przyszłości w przypadku aut podłączonych cały czas do sieci może się to diametralnie zmienić.

Modyfikacje oprogramowania w samochodach to codzienność

Mogłoby się wydawać, że akurat jeśli chodzi o samochody to nie ma tam za bardzo co modyfikować. Przyzwyczajeni jesteśmy, że to przede wszystkim urządzenie mechaniczne. To już jednak od kilkunastu lat się zmienia, a nowe modele są coraz bardziej skomplikowane również pod względem elektroniki. Ma to swoje wady i zalety, które ludzie nauczyli się wykorzystywać. Produkując auta na masową skalę nie ma sensu się rozdrabniać, wiele komponentów jest uniwersalnych, a poszczególne funkcje są tylko aktywowane przez oprogramowanie. Nie potrwało długo jak te możliwości odkryły osoby zainteresowane tematem.

Dzięki temu bez większych problemów do wielu modeli samochodów można np. dodać tempomat (choć wiąże się to też z wymianą kierownicy), wyłączyć na stałe funkcję start/stop lub włączyć/wyłączyć funkcje ryglowania zamków po ruszeniu. Jest tego znacznie więcej, a im auto bardziej zaawansowane, tym często możliwości są większe. Ba bez większych problemów można zmodyfikować mapę sterownika silnika, co pozwala w przypadku aut z turbodoładowaniem znacząco zwiększyć moc i moment obrotowy. W większości przypadków różnice te nie są widoczne na pierwszy rzut oka, nawet w autoryzowanym serwisie. Wygląda jednak na to, że w przyszłości może się to diametralnie zmienić.

Tesla dała i zabrała, problem w tym, że klient zapłacił

Bardzo podoba mi się koncepcja Tesli i ich aktualizacji oprogramowania online, która z czasem dodaje nam nowe możliwości. Tak było np. z funkcją Sentry Mode, która monitoruje otoczenie samochodu i nagrywa potencjalnego złodzieja czy sprawcę parkingowej stłuczki. Możliwości Tesli są jednak znacznie większe, za dodatkową opłatą w dowolnej chwili możemy dokupić do swojego auta funkcję autopilota, jazdy autonomicznej czy tzw. ludicrous mode, który poprawia przyśpieszenie. Sprzętowo każda Tesla jest na to gotowa, a jedynym ograniczeniem jest oprogramowanie.

Stety albo niestety, pełną władzę nad tym ma sama Tesla, która aktualizuje swoje samochody online. W wielu przypadkach to korzystne rozwiązanie dla klientów, choć czasami powoduje to mniejsze lub większe problemy. Gorzej jeśli firma stwierdzi, że samochód który kupiliście z funkcją autopilota i możliwością samodzielnej jazdy (w sumie wycenione na 8000 USD) jednak tych możliwości nie powinien mieć i po kolejnej aktualizacji oprogramowania, znikną z waszego pojazdu. Taką sytuacje opisuje serwis Jalopnik i już teraz odbija się ona szerokim echem na całym świecie.

Tesla sprzedała na aukcji Model S 75D pośrednikowi, który otrzymał zaświadczenie dotyczące jego wyposażenia, które widzicie powyżej. Kluczowe są dwie zaznaczone funkcje, które były na liście wyposażenia. Auto zostało później sprzedane osobie trzeciej, która po aktualizacji straciła dostęp do tych funkcji. Po kontakcie z serwisem Tesli stwierdzono, że rzeczony model nie powinien mieć tych funkcji, bo nikt za nie nie zapłacił. Auto zostało sprzedane pośrednikowi 15 listopada, a 18 listopada Tesla zrobiła zdalny audyt samochodu i w systemie zaznaczono, że Autopilot i FSD (Fully Self Driving) powinny zostać wyłączone. Zrobiono to w grudniu przy okazji zdalnej aktualizacji.

To nie jest jednostkowy przypadek

Tesla nie poczuwa się do odpowiedzialności i póki co nie zabrała jeszcze oficjalnie stanowiska w tej konkretnej sprawie. Na forach miłośników firmy jest jednak niemałe poruszenie, bo okazuje się, że nie jest to wcale jednostkowy przypadek. Wspomniany pośrednik też wspomina przynajmniej jeden taki przypadek gdy usunięta została funkcja ludicrous mode z Modelu X. Inni mieli podobne przygody. Nie stawia to Tesli w dobrym świetle, tym bardziej, że spółka raczej nie jest skłonna pójść na rękę swoim klientom.

Wyobrażacie sobie, że ktoś przyjeżdża i wymontowuje wam z samochodu radio, bo okazuje się, że jednak nikt nie za nie zapłacił? To może przejaskrawiony przykład, ale podobnego kalibru, kupując auto za konkretną sumę spodziewam się uzgodnionego wyposażenia, tym bardziej jeśli warte jest ono bagatela 8000 USD...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu