Internetu i jego użytkowników nie sposób zatrzymać. Terrorysta, który dopuścił się ataku na meczety w Nowej Zelandii prowadził livestream, w trakcie którego pokazał jak dokonuje jednego z bardziej wstrząsających aktów agresji w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Teraz sieci społecznościowe ciężko pracują nad tym, aby nagranie nie rozprzestrzeniało się w ramach ich infrastruktur.
W ciągu ostatnich kilku dni od strzelaniny w Nowej Zelandii, Facebook zdołał usunąć 1,5 miliona filmów, które były kopiami oryginału pochodzącego z livestreamu terrorysty. 1,2 miliona zablokowano już w trakcie ich umieszczania na Facebooku za pomocą automatycznych mechanizmów. To jednocześnie wskazuje na skalę problemu jakim jest chęć internautów do rozprzestrzeniania tego materiału oraz siłę "automatu" należącego do giganta społecznościowego. Ale, jeżeli nagranie z livestreamu nie pokaże się u Zuckerberga, może być wrzucone gdzie indziej i stamtąd będzie je trudniej zdjąć (albo nikt się jego obecnością nie przejmie). Ten problem ma nie tylko Facebook, ale i YouTube i inne sieci społecznościowe.
Around the world, around the world
To odrobinę wypacza mechanizmy rządzące internetem. Jeszcze przed erą mediów społecznościowych socjologowie odkryli efekt, na mocy którego wszelkie próby - bądźmy szczerzy - cenzury powodują, że zainteresowanie "zakazanym" materiałem rośnie (to, co jest zakazane - kusi). Barbra Streisand boleśnie się o tym przekonała, gdy w 2003 roku pozwała za naruszenie dóbr osobistych fotografa, który na wystawie własnych ujęć umieścił zdjęcie lotnicze przedstawiające jej posiadłość. Afera, która powstała wokół tego konfliktu stała się katalizatorem dla ogromnej popularności grafiki - socjologowie ochrzcili więc to zjawisko nazwą "efekt Streisand".
I tak właśnie jest obecnie - mimo świetnych mechanizmów Facebooka i ogromowi pracy zatrudnionych u największych gigantów społecznościowych na świecie, nie da się zatrzymać dystrybucji materiału przedstawiającego zapis wideo ze strzelaniny. Wystarczy wpisać odpowiednią frazę w Google i... można obejrzeć całe zajście, bez żadnego problemu.
Tylko w czwartek (dane z Google Trends) frazę "Nowa Zelandia" w Stanach Zjednoczonych wyszukiwano ponad 5 mln razy. Doskonale widać jakie tematy obok tej strzelaniny były rozchwytywane, wśród nich znalazł się również sam PewDiePie, który został wspomniany w nagraniu. Wiele osób interesowało się również manifestem, w którym terrorysta pochwalał czyn Andersa Breivika.
Zainteresowanie internautów jest więc bardzo, bardzo duże jeżeli chodzi o ten temat. Nie jest to jednak nic dziwnego. Niestety, większość konsumentów treści interesują tematy kontrowersyjne, dotykające śmierci, sensacyjnych wydarzeń. Co więcej, atrakcyjność treści, która dotyczy bezpośrednio tej strzelaniny jest wspomagana przez "cenzurę" o której wiele się mówi. Już sam fakt, że ludzie odkrywają, iż Facebook czy jakikolwiek inny gigant blokują możliwość umieszczenia materiału wideo odnoszącego się do ataku przyczynia się do "pożądania" pliku.
Czyli Facebook i reszta robią źle, że blokują ten materiał?
Robią to, co do nich należy. Trudno mi wyobrazić sobie moment, w którym Facebook, czy YouTube mówią: "nie będziemy blokować filmu z Nowej Zelandii, to nie ma sensu". Filtrowanie tej treści wynika wprost z polityki tych serwisów - te chcą (bo muszą) brać odpowiedzialność za to, co umieszcza się w ich infrastrukturach, bo tego się od nich oczekuje. Paradoksalnie, zgromadzeni tam użytkownicy chcą również oglądać tam tego typu materiały. Jednak ze względu na możliwe kontrowersje, dokonuje się masowych blokad takich materiałów.
Co więcej, ten stan rzeczy długo nie potrwa. Za jakiś czas zainteresowanie tym materiałem wygaśnie i ostatecznie już nikt nie będzie próbował przemycać do tych platform tego filmu. Jednak zanim się to stanie, internauci znajdą platformy - azyle, w których będą mogli dzielić się nagraniem i nikt tego nie będzie go usuwał (albo czas od umieszczenia wideo do jego usunięcia będzie wystarczająco długi). Każdy zainteresowany będzie miał szansę zapoznać się z filmem i zaspokoi swoją ciekawość.
Platformy podobne do 8chana blokowane przez Nową Zelandię
Nie bardzo rozumiem dlaczego, ale tak właśnie się dzieje. 8chan i 4chan zostały zablokowane przez operatorów zapewniających dostęp do internetu mobilnego w Nowej Zelandii - powód jest bardzo prosty: to tam rozpoczął się marsz tego materiału przez internet (choć jego początki dotyczą wprost Facebooka), również dzięki zapowiedzią samego autora zamachu. Aby nie eskalować nienawiści, zdecydowano się na zablokowanie dostępu do tych platform - nic to jednak nie da, bo użytkownicy 4chana i 8chana dobrze wiedzą jak omijać takie zabezpieczenia (a to nie jest specjalnie trudne...).
Cokolwiek zostanie zrobione ku temu, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się tego materiału, najlepszym lekarstwem na takie afery jest... czas. Wkrótce internauci zajmą się czymś zupełnie innym, porwie ich inna "afera" i ostatecznie przejdą do porządku dziennego. Jednak przed tym, sporo czasu poświęcą temu, aby o nagraniu z Nowej Zelandii usłyszał każdy, kto tego tylko będzie chciał.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu