Felietony

Strzelanina w Nowej Zelandii - czyli śmierć na żywo w internecie

Jakub Szczęsny
Strzelanina w Nowej Zelandii - czyli śmierć na żywo w internecie
91

Początkowo umknęło to - zarówno mediom jak i gigantom technologicznym, ale rzeczywiście: strzelaninę w Nowej Zelandii, w trakcie której doszło do dwóch ataków na meczety transmitowano na żywo na Facebooku. Wcześniej komunikowano o tym fakcie na 8chanie - 17 minutowy materiał wideo stamtąd rozprzestrzenił się już po całym internecie.

Wygląda na to, że od początku te dwa jednoczesne zamachy były zaplanowane tak, aby w mediach społecznościowych zyskały jak największe zaangażowanie. Powstała nawet dedykowana strona na Facebooku, za pomocą której - najprawdopodobniej jeden ze sprawców - komunikował o tym, że atak na meczety będzie transmitowany w internecie. Okazuje się więc, że osobom, które mogły zapobiec temu zdarzeniu zwyczajnie umknęło to, że ktokolwiek w ogóle planuje taki atak.

Pamiętajcie, subskrybujcie PewDiePie

PewDiePie nie należy tutaj przedstawiać, ale dla formalności warto o nim odrobinę powiedzieć. Jest to zdecydowanie najpopularniejszy youtuber na świecie, który stanowi niejako "wzór" dla innych tego typu twórców. Co więcej, ściga się z innymi podobnymi kanałami na ilość subskrybentów: T-Series jedynie chwilowo zagroził jego pozycji - fani postanowili się zmobilizować i szybko przywrócili PewDiePie na sam szczyt. Poza tym - sam Felix Kjellberg (czyli sam PewDiePie) zasłynął niegdyś z wypowiedzi podszytych antysemityzmem.

I właśnie to, co napisaliśmy w śródtytule: "Pamiętajcie, subskrybujcie PewDiePie" otwierało 17-minutowy zapis wideo z masakry w Nowej Zelandii. Jeden z atakujących wypowiedział to do swojej kamery i tuż po tym rozpoczął "operację". PewDiePie odciął się od tego filmu i jednoznacznie potępił czyn, którego dopuszczono się w Nowej Zelandii. Na swoim koncie na Twitterze napisał, że "brzydzi się, że został wspomniany przez tego człowieka".

Wygląda na to, że od początku te dwa jednoczesne zamachy były zaplanowane tak, aby w mediach społecznościowych zyskały jak największe zaangażowanie. Powstała nawet dedykowana strona na Facebooku, za pomocą której - najprawdopodobniej jeden ze sprawców - komunikował o tym, że atak na meczety będzie transmitowany w internecie. Okazuje się więc, że osobom, które mogły zapobiec temu zdarzeniu zwyczajnie umknęło to, że ktokolwiek w ogóle planuje taki atak.

Pamiętajcie, subskrybujcie PewDiePie

PewDiePie nie należy tutaj przedstawiać, ale dla formalności warto o nim odrobinę powiedzieć. Jest to zdecydowanie najpopularniejszy youtuber na świecie, który stanowi niejako "wzór" dla innych tego typu twórców. Co więcej, ściga się z innymi podobnymi kanałami na ilość subskrybentów: T-Series jedynie chwilowo zagroził jego pozycji - fani postanowili się zmobilizować i szybko przywrócili PewDiePie na sam szczyt. Poza tym - sam Felix Kjellberg (czyli sam PewDiePie) zasłynął niegdyś z wypowiedzi podszytych antysemityzmem.

I właśnie to, co napisaliśmy w śródtytule: "Pamiętajcie, subskrybujcie PewDiePie" otwierało 17-minutowy zapis wideo z masakry w Nowej Zelandii. Jeden z atakujących wypowiedział to do swojej kamery i tuż po tym rozpoczął "operację". PewDiePie odciął się od tego filmu i jednoznacznie potępił czyn, którego dopuszczono się w Nowej Zelandii. Na swoim koncie na Twitterze napisał, że "brzydzi się, że został wspomniany przez tego człowieka".

A zatem, akcja w Nowej Zelandii była obliczona na jak największe zaangażowanie w mediach społecznościowych i internecie w ogóle. Do tego należy wspomnieć o manifeście, który liczy sobie ponad 70 stron i wyjaśnia przyczyny tego ataku. Nie da się ukryć, że przewodnim motywem, dla którego zamachowcy postanowili strzelać w meczetach jest niechęć do muzułmanów. Co więcej, wychwalał Andersa Breivika, który dokonał dwóch zamachów w Norwegii - w tych zginęło 77 osób, a sam zamachowiec stał się krótko po tym rozpoznawalnym na całym świecie "aktywistą politycznym".

To nie pierwszy tego typu przypadek

W Bridgewater, Wirginii w 2015 roku doszło do strzelaniny, w trakcie której zamachowiec również prowadził własny livestream. I od tego czasu nie zmieniło się kompletnie nic - wiodące media społecznościowe co prawda obiecywały, że będą baczniej przyglądać się umieszczanym treściom na żywo (pośrednio impulsem do tego były również gwałty relacjonowane w platformach streamingowych), ale... istotnych zmian nie widać.

Nie dziwi natomiast podejście zamachowców - każdy zamach terrorystyczny jest tak zaplanowany, aby przyciągnąć uwagę. Strzelaniny to zawsze głośne sprawy, a pozostawienie po sobie manifestu o czymś świadczy. Co więcej, same przygotowania do ataku na Facebooku, zapowiedzi oraz sam livestream to dowody na to, że nowozelandzka tragedia rzeczywiście miała być jak najszerzej dystrybuowana w mediach społecznościowych. Zamachowcy podeszli do tego jak operujący na najniższych ludzkich instynktach marketingowcy - zaplanowali i zapowiedzieli krwawe igrzyska, a następnie je rozdystrybuowali. Resztę zrobił sam internet.

A zatem, akcja w Nowej Zelandii była obliczona na jak największe zaangażowanie w mediach społecznościowych i internecie w ogóle. Do tego należy wspomnieć o manifeście, który liczy sobie ponad 70 stron i wyjaśnia przyczyny tego ataku. Nie da się ukryć, że przewodnim motywem, dla którego zamachowcy postanowili strzelać w meczetach jest niechęć do muzułmanów. Co więcej, wychwalał Andersa Breivika, który dokonał dwóch zamachów w Norwegii - w tych zginęło 77 osób, a sam zamachowiec stał się krótko po tym rozpoznawalnym na całym świecie "aktywistą politycznym".

To nie pierwszy tego typu przypadek

W Bridgewater, Wirginii w 2015 roku doszło do strzelaniny, w trakcie której zamachowiec również prowadził własny livestream. I od tego czasu nie zmieniło się kompletnie nic - wiodące media społecznościowe co prawda obiecywały, że będą baczniej przyglądać się umieszczanym treściom na żywo (pośrednio impulsem do tego były również gwałty relacjonowane w platformach streamingowych), ale... istotnych zmian nie widać.

Nie dziwi natomiast podejście zamachowców - każdy zamach terrorystyczny jest tak zaplanowany, aby przyciągnąć uwagę. Strzelaniny to zawsze głośne sprawy, a pozostawienie po sobie manifestu o czymś świadczy. Co więcej, same przygotowania do ataku na Facebooku, zapowiedzi oraz sam livestream to dowody na to, że nowozelandzka tragedia rzeczywiście miała być jak najszerzej dystrybuowana w mediach społecznościowych. Zamachowcy podeszli do tego jak operujący na najniższych ludzkich instynktach marketingowcy - zaplanowali i zapowiedzieli krwawe igrzyska, a następnie je rozdystrybuowali. Resztę zrobił sam internet.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu