Nauka

Marzę o tym, by NIE CHODZIĆ do lekarza. Oto dlaczego

Jakub Szczęsny
Marzę o tym, by NIE CHODZIĆ do lekarza. Oto dlaczego
Reklama

Szlachetne zdrowie... no właśnie. W ciągu kończącego się już tygodnia poważnie zaznałem tęsknoty za utraconym stanem homeostazy. Dopadł mnie wirus tak złośliwy, że przez kilka dni rzucał mną po ścianie, kazał mi produkować niebotyczne ilości szlamu z oskrzeli i ciągle generował u mnie wysoką gorączkę. Dzisiaj jest dużo lepiej, ale w tym czasie poważnie zastanowiłem się nad tym, jak by tu... nie iść do lekarza, ale jednak u niego być.

Polska służba zdrowia radzi sobie z tym tak umie - niektórzy lekarze umawiają się z pacjentami, że wydadzą im recepty wypisywane cyklicznie np. w okienku rejestracji. Unika się tym samym kolejek generowanych przez "stałych pacjentów". W sumie, są również "e-recepty", ale jeszcze takiej nie udało mi się zdobyć. Ale to zdecydowanie za mało, by mówić o jakichkolwiek przemyślanych działaniach wycelowanych w uproszczenie procesu konsultacji bardzo prostych przypadków.

Reklama

Czytaj więcej: Tego zapragnie Twój... mózg

Panie Doktorze, boli mnie gardło

Zagadałem swojego lekarza kiedyś na temat tego, ilu ma dziennie pacjentów, których mógłby leczyć "przez telefon", bez konieczności ich widzenia. Powiedział mi, że codziennie ma telefon od znajomego lub znajomej, który pyta go, co zrobić w takiej i takiej sytuacji - najczęściej to proste przypadki, zdatne do leczenia za pomocą leków OTC. Co do ilości pacjentów dziennie, którzy nie wymagają pojawiania się w przychodni, po chwili zadumy stwierdził, że czasami około 50%.

Bardzo mnie to zaciekawiło, bo zauważyłem, że w większych, a także mniejszych miastach jest problem, by dostać się do lekarza pierwszego kontaktu tego samego dnia. Miałem szczęście, że mój wirus rozpoczął szaleństwa w poniedziałek - z czystym sumieniem mogłem jechać na nocną i świąteczną opiekę medyczną, gdzie odprawiono mnie w 10 minut, akurat ruchu nie było. Jedna recepta, e-ZLA, zalecenia i idź Pan leżeć. Jedyny fizyczny kontakt lekarza polegał na tym, aby mnie osłuchać. Słusznie zresztą, bo dostałem wziewy i sterydy, w razie zaostrzenia astmy przy chorobie.


Ale... w większości przypadków wszystko mogłoby się odbyć i bez tego. Wyobraźcie sobie, że chcecie sobie zrobić badania okresowe - potrzebujecie jedynie skierowania. Nic Wam nie jest. Wchodzicie na platformę medyczną, umawiacie się z lekarzem na konkretną godzinę na telekonferencję i... dostajecie czego trzeba. Potem jedynie udajecie się do zabiegówki, oddajecie krew i lekarz otrzymuje wyniki elektronicznie. Jeżeli wszystko jest w porządku - na tym się sprawa kończy. Jeżeli nie, wtedy lekarz musi Was obejrzeć i ordynuje kolejne kroki diagnostyczne.

Czas, kolejki i... pieniądze

Wiecie, w ostatni poniedziałek wprost marzyłem o tym, by do lekarza nie iść, mimo "ciężkiego, hehe" stanu. Musiałem wsiąść do auta i przejechać się do szpitala, co chwilę kichając i klnąc na czym świat stoi - a zamiast tego, mógłbym umówić się na e-wizytę. Dostałbym e-receptę i zrealizowałbym ją w internetowej aptece. Ktoś albo wybrałby mi leki, albo przywiózłby mi je "lekarstwowy Uber". Z domu bym się nawet nie ruszył.

Ile jednak musi się zmienić w Polsce, abyśmy mogli w ogóle marzyć o takich rozwiązaniach? Zakładam, że bardzo, bardzo dużo. Musiałaby powstać zunifikowana, najpewniej stworzona przez państwo platforma danych o pacjencie: jakie leki zażywa(ł), z jakimi chorobami się zmaga(ł) i tak dalej. Jednak, aby stworzyć coś takiego, wymagane są konkretne zmiany systemowe.

Reklama

A wierzcie mi, takie rozwiązanie zaoszczędziłoby mnóstwo czasu, zdrowia, nerwów i... pieniędzy - także pacjentów. Upraszczanie dostępu do służby zdrowia powinno być absolutnym priorytetem każdego zdrowego systemu opieki zdrowotnej. Nowe technologie świetnie się do tego nadają, choć rzecz jasna wymagają z początku istotnych, kosztownych inwestycji.

A ochrona danych? Żeby nie wyszło jak z Google i projektem Nightingale

Zapewne pamiętacie tekst, w którym pisaliśmy dla Was o projekcie Nightingale, w ramach którego Google pozyskuje dane pacjentów należących do konsorcjum medycznego Ascension w USA. Oprócz samego dostępu do "e-służby zdrowia" trzeba zadbać o bezpieczeństwo danych osób, które będą z niej korzystać. Poza tym, wiele mówi się o optymalizacji tego typu informacji, również pod kątem wystawianych recept (zapobieganie fałszerstwom). I tutaj wiele mówi się o istotności blockchaina, jako możliwości udźwignięcia tego tematu - z punktu widzenia i bezpieczeństwa i wspomnianej optymalizacji.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama