Internet

Teksas chciał "dojechać" złe, liberalne social media. Finał mógł być tylko taki

Jakub Szczęsny
Teksas chciał "dojechać" złe, liberalne social media. Finał mógł być tylko taki
17

Kiedy chcesz regulować to, w jaki sposób działa Internet, musisz najpierw upewnić się, że Twoja ustawa jest zgodna z lokalną konstytucją (istnieją kraje, w których to bez znaczenia), a także że masz jednoznacznie dobre, niewsparte przez jakąkolwiek ideologię zamiary. W przypadku stanu Teksas, którego politycy zamierzali dokopać złym, liberalnym social mediom - zabrakło i jednego i drugiego.

Ustawa nazywana potocznie HB20, nie tylko w przypadku platform społecznościowych, nakłada na nie obowiązek tworzenia tzw. "raportów moderacyjnych", tj. spowiadania się z tego, jakie działania zostały podjęte działania w zakresie filtrowania informacji. Dodatkowo, usługi internetowe miałyby znaczne trudności w zakresie usuwania lub jakichkolwiek innych form ograniczania materiałów użytkowników ze względu na ich "punkt widzenia" - w skrócie, chodzi po prostu o poglądy. Konserwatywni politycy stanu Teksas uznali, że złe, liberalne strony internetowe, media społecznościowe można "dojechać" za pomocą wyżej wymienionej ustawy.

Kontrowersyjna ustawa jednak została na razie zawieszona (i najprawdopodobniej, zostanie uchylona). Prawdopodobnie, narusza ona Pierwszą Poprawkę ustawy zasadniczej Stanów Zjednoczonych. Sąd w Austin wydał orzeczenie, na mocy którego ustawa nie może być stosowana do czasu zakończenia sprawy. Jednak już teraz mówi się o tym, że najprawdopodobniej nie utrzyma się ona i konserwatyści będą musieli znaleźć inny sposób na "dokopanie" Facebookowi i Twitterowi - bo właśnie te platformy social media stały się realnym celem "prawnego ataku". Ustawa HB20 miała zastosowanie w przypadku usług internetowych, które mają powyżej 50 mln użytkowników miesięcznie. Zakazy dla platform social media to jedno, drugie to nieco absurdalne obowiązki, na mocy których administratorzy miejsc takich jak Twitter i Facebook (i podobnych) mieliby konstruować raporty z przeprowadzonych czynności moderacyjnych.

Taką ustawę mógł przygotować ktoś, kto nie rozumie działania Internetu. Albo... rozumie to zbyt dobrze

Raporty z czynności moderacyjnych to coś, co byłoby niesamowicie uciążliwe. Tworzenie takich zestawień, przechowywanie ich oraz okazywanie na każde żądanie władz mogłoby doprowadzić do szewskiej pasji nawet tak dobrze działające machiny jak wcześniej wskazani giganci społecznościowi. Ale, byłoby to upierdliwe nawet bardziej dla mniejszych graczy, którzy wpadają w "widełki" ustawy HB20. Przepastne zasoby aplikacji oraz stron internetowych, niezliczone ilości komentarzy, umieszczanych przez użytkowników treści byłyby koszmarem dla sztabów odpowiedzialnych za przygotowywanie raportów, a ponadto - ustawa istotnie podniosłaby koszty prowadzenia usług.

Sędzia Robert Pitman ponadto nie gryzł się w język i orzekł, iż prawo zostało stworzone w ten sposób po to, aby utrudnić funkcjonowanie usług uchodzących za niesprzyjające wartościom konserwatywnym. Dowodem na to miał być fakt, iż w stosunku do tej ustawy, próbowano wdrożyć poprawkę wedle której próg użytkowników miesięcznie byłby niższy i tym samym - ustawa objęłaby między innymi Parlera - usługę przyjazną dla konserwatystów.

Pierwsza Poprawka w kontekście usługodawców takich jak platformy social media, zapewnia im swobodę w zakresie tworzenia własnej "linii redakcyjnej" - jako prywatne przedsięwzięcia, mogą one moderować treści zgodnie ze swoim życzeniem. To oczywiście nie podoba się konserwatystom, którzy uważają wiodących graczy na rynku social media za stronniczych - i mają oni rację, jednak dochodzimy tutaj do meritum: "złe, liberalne" strony internetowe mogą usuwać i blokować to, na co tylko mają ochotę.

Coraz agresywniejsze blokowanie treści niezgodnych z regulaminami wyżej wskazanych serwisów spotyka się z coraz większym sprzeciwem konserwatystów, którzy nie są w stanie swobodnie korzystać z popularności czołowych platform społecznościowych. Tak naprawdę nie chodzi tutaj o wolność lub jej brak, a o pieniądze i wpływy - każde "przegięcie" w którąkolwiek ze stron jest złe i nie prowadzi do niczego dobrego. Na razie konserwatyści muszą zrobić kilka kroków wstecz, ale walka między nimi, a liberałami dalej trwa. Pytanie tylko, czy nie odbywa się ona aby ze szkodą dla użytkowników.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu