Tanie smartfony cieszą się nieprzerwanie ogromną popularnością, jednak w ich przypadku rozwój na przestrzeni ostatnich kilku lat wcale nie przebiegał najlepiej. Czy właściwie mamy na rynku właściwe oprogramowanie?
Tanie smartfony, a dostępne platformy
Cały segment smartfonów dynamicznie się rozwija. Szczególnie ciekawie wygląda to na półce średniej, gdzie producenci oferują w swoich modelach rozwiązania do niedawna zarezerwowane wyłącznie dla flagowców, a pod względem wydajności czy multimediów nie ma na co szczególnie narzekać. W ciągu ostatnich kilku lat dokonał się tu ogromny przełom. Tymczasem niska półka nie rozwinęła się aż tak bardzo, jakbyśmy tego oczekiwali i jakby to mógł zapowiadać progres wśród mid-endów.
Trzeba przyznać, że tanie smartfony nierozerwalnie wiążą się z cięciami kosztów. Trudno po nich oczekiwać cudów, skoro same firmy nie mogą stawiać w nich na zbyt wysoką marżę, a koszt produkcji musi pozostać na naprawdę niskim poziomie. W sumie ostatnie dwa lata nie przyniosły tu większej ewolucji. Chyba że za tą weźmiemy wyświetlacze w formacie 18:9, ale moim zdaniem z takiej nowości wychodzi niewielki zysk użyteczności.
W tym wszystkim najciekawszym wydarzeniem w klasie budżetowców pozostaje wejście do niego Google'a. Amerykanie przygotowali Androida Go, czyli odpowiednio zoptymalizowany system pod najsłabsze urządzenia i w wielu aspektach ma sens. Wydawać by się mogło, że producenci odpowiednio to wykorzystają. Nic bardziej mylnego. Obecnie w klasie 350 - 500 złotych doczekaliśmy się nowości z Android Go ze słabymi czterordzeniowymi układami, 1 GB RAM, aparatami 8 i 2 Mpix oraz ekranami o rozdzielczości qHD. Rozumiem, że mówimy o budżetowcach, ale czemu za tym wszystkim nie idzie w parze niższa cena?
Z drugiej strony mamy KaiOS. Platforma ta zyskuje sporo, szczególnie na rynkach rozwijających się, gdzie ludzie chętnie kupują feature phone'y. Samo oprogramowanie wyróżnia się niezwykłą prostotą, niskimi wymaganiami, w pełni działającą przeglądarką, obecnością Asystenta Google, ale z drugiej strony rażą braki w aplikacjach. Dobre dla telefonów bez obsługi dotyku.
Czego rynek właściwie potrzebuje?
Tu dochodzimy do tego, co właściwie rynek potrzebuje. Moim zdaniem wzorcowym budżetowcem był Xiaomi Redmi 4A, który oferował pełnego Androida, niezłą specyfikację i mimo charakteru taniego telefonu, po prostu sprawdzał się na co dzień. Można go teraz porównać z nowym Redmi Go z Androidem Go, który podobnie jak 4A, ma być na samym dole oferty. Zaskakuje mnie, że tak niewiele tu się zmienia na lepsze.
Nie da się jednak ukryć, że użytkownicy zainteresowani najtańszymi smartfonami nie mają wielkich oczekiwań. Ot, coś ma działać, mieć logo znanej firmy, być proste w obsłudze. Teraz dochodzimy do pewnej granicy na niskiej półce. Z jednej strony mamy zbyt proste oprogramowanie, aby móc oferować je na smartfonach, a z drugiej Androida Go, który wcale nie uzdrowił klasy budżetowej. Czy jest jakaś nadzieja na zmianę? Zważywszy na obecny układ na rynku oraz pozycję mniejszych graczy, trzeba po prostu oswoić się z taką sytuacją i rozglądać się nawet za nieco starszymi low-endami, które nic, a nic nie postarzały się względem swoich następców.
Co uważacie o zmianach, jakie dokonały wśród low-endów przez ostatni rok?
Czytaj również:
Top 10 smartfonów do 500 złotych. Wybieramy najlepsze tanie telefony!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu