Xiaomi to jedna z najjaśniej błyszczących gwiazd rynku mobilnego w ostatnich kwartałach: wypuszczają coraz ciekawsze produkty, sprzedają je w bardzo a...
Xiaomi to jedna z najjaśniej błyszczących gwiazd rynku mobilnego w ostatnich kwartałach: wypuszczają coraz ciekawsze produkty, sprzedają je w bardzo atrakcyjnych cenach i biją kolejne rekordy sprzedaży. Teraz przechodzą na kolejny etap rozwoju: przymierzają się do podboju globalnego rynku. Mają spore szanse na realizację swoich ambitnych planów. W tej beczce miodu pojawia się jednak spora łyżka dziegciu: szpiegostwo. Niespodzianka?
Na początek krótka historia, która parę dni temu obiegła Sieć. Sprawa dotyczy taniego smartfonu Xiaomi Redmi Note – pewien użytkownik tego sprzętu zauważył, że urządzenie przesyła dane (wiadomości tekstowe, zdjęcia) na chiński serwer. Telefon dokonywał tego podczas łączenia się siecią Wi-Fi i nie dało się zablokować procesu. Ów użytkownik przekonuje, że wyjaśnieniem dla całego procesu nie jest przesyłanie danych do chmury chińskiej korporacji, bo to zostało przerwane. Skoro odpowiedzą nie były serwery Xiaomi, to gdzie urządzenie przekazywało informacje? Szybkie "śledztwo" wyjaśniło podobno, że odbiorcą była chińska administracja.
Załóżmy, że ta historia jest prawdziwa, że nie mamy do czynienia z jakąś prowokacją i manipulacją. Czy powinniśmy być w szoku? Przecież z tej informacji wynika, że tak ostatnio chwalone Xiaomi współpracuje z władzami Państwa Środka i umożliwia im zakrojone na szeroką skalę zbieranie danych. Ich globalna ekspansja może oznaczać nie tylko ekonomiczny sukces jednej firmy, ale też rozszerzenie wpływów chińskich służb. W takim ujęciu Xiaomi przestaje być jedynie wybawcą od dyktatu wielkich producentów i ich wysokich cen sprzętu. Niektórym fanom chińskiej marki miny mogą zrzednąć.
Sęk w tym, że te rewelacje na dobrą sprawę rewelacjami nie są – przecież można się było spodziewać takiego obrotu sprawy. Od początku istnienia Xiaomi nie brakuje pytań o ich powiązania z władzami i wpływ tych ostatnich na poczynania firmy. Zresztą, nie jest to wyłącznie kwestia Xiaomi. Przecież od kilku lat Amerykanie atakują chińskich producentów i zarzucają im szpiegostwo (sami najlepiej wiedzą, jak wiele można zyskać/stracić grając w tę grę). Dostało się już m.in. Huawei i ZTE, korporacje z Państwa Środka odpierają te zarzuty, ale to chyba nie przekonuje polityków, biznesmenów i większości klientów w Stanach Zjednoczonych.
Teraz wypada rozszerzyć problem: czy szpiegostwo lub wspieranie szpiegostwa przypisywane Xiaomi jest domeną tylko chińskich firm i służb? Nie. To właśnie Chińczycy zarzucali niedawno Apple, że zagraża bezpieczeństwu narodowemu ich kraju, a wszystko za sprawą niektórych funkcji platformy iOS. To świeży temat, stąd moje zastrzeżenie dotyczące zarzutów wysuwanych teraz przeciw Xiaomi – nie twierdzę, że przesyłania danych nie było, lecz zastanawiam się, czy ktoś nie próbuje w ten sposób powiedzieć: wy robicie to samo.
I tu jest pies pogrzebany: nie szpiegują tylko Chińczycy – robią to także Amerykanie (o czym wszyscy doskonale wiemy), dostęp do danych chcą uzyskać i zmonopolizować w ten czy inny sposób władze rosyjskie, indyjskie, niemieckie (a szerzej europejskie). Naiwnym jest twierdzenie, że wraz z ekspansją chińskich producentów rozpocznie się era szpiegowania użytkowników – ona trwa od dawna. Teraz po prostu dane będą trafiać na chińskie, a nie np. amerykańskie serwery. Nie brzmi kusząco? Cóż, trzeba się przyzwyczajać, bo wyeliminować ten problem będzie naprawdę trudno. O ile to w ogóle możliwe.
Źródło grafiki: mi.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu