Apple

Takie Apple oglądam z przyjemnością. A na takie nie chcę nawet patrzeć

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Jak skrajna może być jedna z najważniejszych prezentacji organizowana przez firmę pod wieloma względami numer jeden na świecie? Okazuje się, że Apple potrafi przebić samo siebie, bo dzisiejsza konferencja była pokazem siły przeplatanym festiwalem żenady.

Apple bez wątpienia wie, czego oczekują użytkownicy produktów z nadgryzionym jabłkiem jako logo. Liczne okrzyki i oklaski po raz kolejny pokazały, że nawet drobne głupotki będą sprawiać ogromną frajdę posiadaczom iPhone'ów i iPadów. Bo inaczej o wsparciu dla języka w Animoji albo o nowości zwanej Memoji powiedzieć nie wypada. Pomimo tego, że te wydarzenia nie są w 100% kierowane do deweloperów - bo firma wie, że śledzi je i ogląda cały medialny świat - to zawsze pojawiały się momenty, w których puszczano oczko do zwykłych użytkowników.

Reklama

Czasem tych chwil było więcej, czasem mniej, ale zdecydowanie wpasowywały się w całą konwencję tego wydarzenia. Po raz kolejny jednak poświęcono kilka, jeśli nie kilkanaście minut funkcjo, które pozwalają na wyciągnięcie języka cyfrowej postaci, którą animujemy własną twarzą. Oddzielny blok prezentacji stanowił pokaz funkcji przemieniającej nas w interaktywną emotkę. A w trakcie grupowej wideorozmowy jeden z kolesi stał się rysunkową koalą.

To pokazuje firma, której przychody w 2017 roku wyniosły 229,2 miliarda amerykańskich dolarów.


A może i chce to zrobić, bo uderza w oczekiwania pokolenia, którego już nie rozumiem. Ale jednocześnie staje na wysokości zadania i oferuje mi dokładnie to, czego oczekiwałem od mojego iPhone'a i MacBooka. Będę mógł lepiej zarządzać czasem użytkowania telefonu. Będę mógł wyłączyć pokazywanie powiadomień wieczorem czy w nocy, gdy zechcę jedynie zerknąć na wyświetlacz w celu sprawdzenia godziny. Będę mógł zmierzyć pudełko przed nadaniem na poczcie za pomocą nowej aplikacji Metrówka. Nadal będę pewien, że wszystkie proaktywne funkcje Siri czy Zdjęć w iOS 12 nie działają w oparciu o przekazywanie moich danych do serwerowni.

Prywatności poświęcono równie wiele czasu, co Animoji i Memoji. "Znak czasów" skomentują niektórzy. No tak, jedno się sprzedaje i drugie, więc dajmy ludziom dokładnie to, czego oczekują. No może poza sprzętem, którego tym razem zabrakło, a tak wiele osób ostrzyło sobie zęby na świeżutkie MacBooki czy nawet Maca Mini lub Maca Pro.


Podobnie jak twierdził Dominik Łada z iMagazine na łamach ostatniego odcinka podcastu Antyweb Po Godzinach, ja również podpiszę się pod stwierdzeniem, że miejsca na elektryzujące nowości i prawdziwe rewolucje jest już bardzo mało. Ta przestrzeń wypełniła się już niemal w całości, a najlepszym przykładem jest... wtórność, gdy Apple powiela w iOS funkcje z Androida, a Google robi to samo w Androidzie wzorując się na rozwiązaniach w iOS. Czy mi to przeszkadza? Już dawno przestało, bo tak naprawdę taka strategia zapewnia mi stabilność, czytaj brak potrzeby zmiany platformy. Skoro Google przejęło się losem użytkowników Androida i pozwoli im odetchnąć od smartfonów, to zrobi to także Apple. Bateria mojego iPhone'a z pewnością będzie wdzięczna.

Reklama

 

 

Reklama

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama