Osoby, które lubią urządzenia mobilne i inwestuję w te produkty, zapewne świetnie znają problem "przestarzałego sprzętu". W skrócie można to opisać w ...
Osoby, które lubią urządzenia mobilne i inwestuję w te produkty, zapewne świetnie znają problem "przestarzałego sprzętu". W skrócie można to opisać w następujący sposób: dwa lata temu mój smartfon/tablet był szczytem marzeń, a dzisiaj to już średnia półka – za rok ktoś nazwie go dinozaurem. Można się z tym pogodzić i nadal korzystać z "leciwego" modelu albo zainwestować w nowy sprzęt. A co powiecie na trzecie rozwiązanie – wymianę podzespołów?
W przypadku komputerów stacjonarnych sprawa jest prosta: jeżeli w jednostce centralnej coś się popsuje lub zestarzeje, to można w miarę łatwo, szybko i relatywnie niedrogo zastąpić moduł nowszym/lepszym/sprawniejszym. To samo tyczy się ekranu – jeśli monitor popadł w niełaskę, to za rozsądne pieniądze da się dzisiaj zastąpić stary sprzęt czymś bardziej sensownym. W przypadku tabletu sprawa nie jest już tak prosta. Jeżeli mówimy o w miarę tanim modelu, to problem nie istnieje albo nie jest tak dotkliwy, ale właściciele droższego sprzętu zmagają się już z czymś na miarę dylematów moralnych: wydałem wypłatę na produkt, który poważnie odstaje od nowszych propozycji konkurencji i nie zapewnia tak płynnej pracy. Sporo osób podejmuje wówczas decyzję o kupnie nowego urządzenia.
Pewien młody inżynier - Navarre Bartz – wpadł na pomysł (właściwie to pomysł nie jest nowy – on jedynie postanowił go wprowadzić w życie), by stworzyć taki tablet, który umożliwi wymianę kluczowych podzespołów i w ten sposób pozwoli na odmłodzenie urządzenia. Podstawą tej koncepcji jest budowa tabletów – Bartz chce podzielić płytę główną na dwie części. Na pierwszej znajdą się te moduły, które nie wymagają częstej wymiany (np. Wi-Fi, Bluetooth, GPS), a na drugiej wylądują podzespoły, które w miarę potrzeb będzie można zastąpić nowszymi (procesor, pamięć operacyjna, pamięć wbudowana).
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=BEpwbc4WIXA
Młody inżynier stworzył już prototyp takiego urządzenia, a teraz liczy na nagrodę w ramach konkursu Jack Daniel’s Independence Project, by rozwinąć tę myśl. Ma to sens? Z jednej strony można oczywiście napisać, że koncepcja nie jest zła, gdyż w pewnym stopniu zmniejszy wydatki osób, które lubią być na czasie i ograniczy ilość elektrośmieci (jeśli Bartz uzyska poparcie jakiejś eko organizacji, to z takim lobby pewnie zyska rozgłos ;)), ale nie sądzę, by jego pomysł stał się czymś więcej, niż tylko ciekawostką.
Wymiana kilku podzespołów na mocniejsze wiąże się oczywiście ze wzrostem energochłonności sprzętu (nawet, jeśli nowy procesor będzie bardziej wydajny). Pojawia się zatem kwestia nowej, pojemniejszej baterii. Przydałby się także nowy ekran, gdyż stary może nie oddawać możliwości tabletu po podrasowaniu (że już nie wspomnę o zarysowaniach i wszelkich innych uszkodzeniach). Ale jak wymienić ekran w takim produkcie? Motyw uszkodzeń tyczy się też obudowy (zwłaszcza, gdy zacznie się majstrować przy wymianie podzespołów), a tu pojawia się również element odświeżania designu. I z podkręcania tabletu robi się festiwal wydatków, który może zniechęcić do projektów tego typu. Mały majsterkowicz siada ze swym odświeżonym sprzętem na kanapie, uruchamia kalkulator i liczy wydatki, jakie poniósł w związku z remontem. Nawet jeśli sam poradził sobie z tym wyzwaniem, to i tak może mu zrzednąć mina i następnym razem po prostu kupi nowy sprzęt.
Foto: 1
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu