Gry

Ta gra jest żywym dowodem na to, że RTS-y jeszcze nie umarły

Tomasz Popielarczyk
Ta gra jest żywym dowodem na to, że RTS-y jeszcze nie umarły
Reklama

Rok 2014 na rynku gier strategicznych zdominowały turówki. Właściwie trudno wskazać na jakąkolwiek godną uwagi strategię czasu rzeczywistego, która w ...

Rok 2014 na rynku gier strategicznych zdominowały turówki. Właściwie trudno wskazać na jakąkolwiek godną uwagi strategię czasu rzeczywistego, która w wówczas miała swoją premierę. Niektórzy już wręcz zaczęli wieszczyć, ze gatunek umiera - gdyby nie Blizzard i StarCraft II faktycznie można było odnieść takie wrażenie. Oto jednak pojawia się światełko w tunelu - Grey Goo.

Reklama

Grey Goo to RTS w pełnym tego słowa znaczeniu, za który odpowiedzialne jest studio Petroglyph Games. To bardzo istotne, bo tworzą je byli pracownicy zapewne dobrze znanego każdemu fanowi gatunku Westwood Studios. Jeżeli nic Wam to nie mówi, podpowiem, że to właśnie spod ich ręki wyszły serie Dune (począwszy od drugiej części) oraz Command&Conquer.

Grey Goo to strategia osadzona w realiach science-fiction. Lądujemy gdzieś daleko w jednej z kosmicznych kolonii założonych przez ludzi i obejmujemy kontrolę nad jedną z trzech frakcji. Dalej jest już mocno klasycznie - budujemy bazę, zbieramy surowce, szkolimy jednostki, opracowujemy ulepszenia i rzucamy się do boju. Do dyspozycji oddano nam widowiskową i opatrzoną efektownymi przerywnikami filmowymi (niestety bez żywych aktorów, jak to miało miejsce w C&C) kampanię dla pojedynczego gracza z niezłą fabułą oraz tryb multiplayer - zarówno po sieci lokalnej (hell yeah!) jak i wykorzystujący mechanizmy wbudowane w Steama. Wszystko ubrano w ładną grafikę 3D i opatrzono przyjemnym dla oka oraz intuicyjnym interfejsem. Czy fanom RTS-ów potrzeba czegokolwiek więcej do szczęścia?



Grey Goo ma już na swoim koncie sukcesy. Gra zdobyła tytuł najlepszego RTS-a podczas targów Gamescom 2014, a także miano najlepszej gry PC na targach E3 2014. To powinno mówić samo za siebie, zwłaszcza, gdy dodamy pierwsze oceny recenzentów. Te są bowiem bardzo pozytywne - rzadko kiedy gra zgarniała siódemki (czy też ich odpowiedniki) - branżowe serwisy i magazyny bez oporów sypały ósemkami a nawet dziewiątkami. Mówi się o zredefiniowaniu gatunku RTS, a nawet o najlepszej grze tego typu, która nie jest sygnowana logiem Blizzarda.



W tym kontekście dobrą wiadomością powinien być fakt, że już 20 lutego trafi ona na do Polski za sprawą wydawnictwa Techland. Szczególnie, że obecnie cena nie zachęca - 49 euro na Steam i 39,99 euro na oficjalnej stronie wyglądają jak ponury żart (w rodzimych sklepach internetowych przemknęła mi cena 125 zł). Na atrakcyjniejsze propozycje (i pewnie też jakieś edycje specjalne z dodatkami) trzeba zatem chwilę poczekać. Jednak zdecydowanie warto.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama