Felietony

Szukałeś się kiedyś w internecie? Ja tak. I nie wyglądam…

Alina Mróz-Wiśniewska
Szukałeś się kiedyś w internecie? Ja tak. I nie wyglądam…
5

Nie wiem jak wy, ale ja często sprawdzam ludzi w internecie. Niedawno z ciekawości poszukałam i siebie. Sprawdźcie czego się można w internecie o sobie dowiedzieć i dlaczego nie zawsze warto to robić…

Według Google Trends w 2021 r. najczęściej wyszukiwani w Chrome ludzie to: Christian Eriksen, Natsu, Paulo Sousa, Ewa Krawczyk, Iga Świątek, Daniel Obajtek, Piotr Fronczewski, Alec Baldwin, Teresa Lipowska i Esmeralda Godlewska. Czyli od  celebryty do “prawie że” celebryty. Wszystkie te nazwiska łączą się z jakimiś wydarzeniami lub innymi “aferami”, więc “zwykli” ludzie chcą o nich wiedzieć więcej.

Ja częściej szukam w sieci ludzi mi bliższych, z którymi mam szansę się spotkać. W takich prostych przypadkach ograniczam się tylko do przejrzenia wyników z pierwszej strony wyszukiwania w Google Chrome. Zdecydowanie więcej robię przy przeglądaniu choćby kandydata na współpracownika. A kiedy na podstawie takiego właśnie wyguglowania przypisano mi czyny i cechy do mnie nienależące - na kilka sposobów sprawdziłam dokładnie i siebie. Wyniki były całkiem ciekawe…

Jeśli nie Google Chrome to co?

Przy szukaniu w sieci informacji o sobie nie ograniczałam się ani do jednej “słusznej” wyszukiwarki Googla, ani do trybu incognito, ani do jednego typu urządzenia. Wyniki nie były wszędzie jednolite. W trybie incognito Chroma, Firefoxa i Edga na 3 pierwszych miejscach pojawiły się wprawdzie zajawki o mnie, ale już dalej było tylko gorzej, bo - mam nadzieję - na szkolną księgową jednak nie wyglądam… Mimo mojego rzadkiego imienia Google na pierwszej stronie wypluł również wariację z kimś o rzekomo podobnym imieniu Alpina. Przy dalszych wyszukiwaniach do niezmienionego imienia w Chrome pojawiły się z kolei inne nazwiska. 

Zdecydowanie odmienne wyniki spotkałam w przeglądarce DuckDuckGo i Vivaldi. Obie polecam do sprawdzenia np. własnej genealogii czy zainspirowania się innymi przy wyborze kolejnej ścieżki życia…

Z kolei na telefonie z czystym Androidem zapytało mnie czy chcę otrzymywać e-maile z powiadomieniami, gdy ktoś zamieści moje imię i nazwisko w internecie. Zgodziłam się, ale jakoś powiadomień brak. No i tylko w wynikach na telefonie pojawiłam się jako współautorka publikacji o fantastyce naukowej - dementuję: to niestety nie ja.

 

Masz w sieci swojego sobowtóra?

Generalnie łatwo przy szukaniu osób w internecie o pomyłkę. Nierzadko bowiem zdarzają się w jednym mieście, dużej firmie czy nawet w tej samej szkole dwie osoby o kilku takich samych danych. Do dziś pamiętam historię kolegi, który miał pecha nazywać się dokładnie tak samo jak jego wykładowca. Niestety tępienie studenta skończyło się kilkukrotnym oblaniem go na egzaminie i zmusiło do zmiany uczelni. Argument prowadzącego był jeden: “bo nikt nie może się nazywać tak jak ja”. Na szczęście znam też podobne sytuacje, ale przybierające żartobliwy obrót: na mojej uczelni dwóch wykładowców o tym samym imieniu, nazwisku, stopniu naukowym i roczniku, ale z dwóch różnych wydziałów, “wymieniało” się sprostowaniami na temat swoich publikacji czy dyżurów.

Generalnie we wszystkich wspomnianych miejscach w pierwszych wynikach wyszukiwania pojawiają się moje profile z social mediów. Króluje brat Googla Facebook, który mnie osobiście bardzo rozczarował. Przekonana o swej wyjątkowości imienno-nazwiskowej znalazłam ponad czterdzieści profili z tą samą zbitką. A że nie wszystkie mają zdjęcia to pokazuje jak łatwo o omyłkowe zaproszenie do znajomych. I pewnie nie tylko mnie się zdarzyło odebrać wiadomość od kogoś kto myślał, że ja to jednak ktoś inny.

Jak obejść system?

Niektórzy zręcznie żonglując swoimi danymi celowo próbują oszukać - nie tylko system. O ile wariacje na temat imienia i nazwiska na Facebooku są dla znajomych fajnym urozmaiceniem, to już zmyłki stosowane celowo utrudniają życie i urzędnikom, i rekruterom. Sama przy okazji prowadzonej niedawno rekrutacji spotkałam się z różnymi trikami: wymiennym używaniem nazwiska panieńskiego i po mężu w różnych miejscach w sieci, stosowaniem (nawet w pracowych) socjalach zdrobniałej formy imienia, zmianą kolejności dwuczłonowych nazwisk, dodawaniem drugiego imienia, podawaniem innego imienia w CV i innego w internecie czy posługiwaniem się jednorazowym adresem e-mail. Mimo stosowania różnych miejsc i opcji wyszukiwania kandydata w sieci (samo nazwisko, imię i nazwisko + miasto lub zawód, rocznik, e-mail, itp.) - w kilku przypadkach nie byłam pewna czy to na pewno dobry traf. A że rekrutacja dotyczyła pracy w digital marketingu, tym było trudniej.

Mimo, że jednak na dalszych miejscach wyszukiwania, to takie zawodowe ślady w internecie, czyli m.in. LinkedIn i Goldenline, pojawiają się całkiem wysoko - oczywiście ze względu na ilości danych jakie tam zamieszczamy. Gdybym tylko miała profile na Pintereście, Twitterze, czy YouTubie to i one pojawiłyby się w moim przypadku wysoko. Oczywiście o ile wyszukujący w Google nie wybierze opcji “szczęśliwy traf”, która przynosi podobno reklamowe straty na 110 mln rocznie i pewnie niedługo całkiem zniknie…

Anonimowość w sieci?

Algorytmy są nieubłagane i nie damy rady ukryć się przed wszystkimi, zwłaszcza jeśli aktywnie korzystamy z internetu. A nawet jeśli sami spróbujemy zadbać o niepojawianie się w sieci, to prędzej czy później ktoś inny zrobi to za nas, np. opisując wspólne zdjęcie. Zresztą samo Google (podobnie jak Facebook czy Android) z rozpoznawaniem twarzy nie ma większych problemów. A do sprawdzenia wizerunków podobnych do nas osób w sieci polecam Anonymizer.

Do sprawdzenia (prócz grafiki) mamy też inne zakładki przeglądarek: mapy, video, zakupy, itp. W każdej z nich możemy się pojawić jeśli choć raz zostawimy dane rejestrując i logując się do jakiegoś konta czy aplikacji. I pewnie dlatego (zupełnie niespodziewanie) na samym dole pierwszej strony o mnie pojawił się odnośnik do zostawionego kiedyś śladu na Wikiloc - połączonej z mapami Googla aplikacji do tras GPS.

Zbieżność nazwisk przypadkowa?

Filmowy frazes “zbieżność nazwisk i wydarzeń przypadkowa” nie do końca przekłada się na internet. Tutaj (oczywiście prócz nas samych) to algorytmy decydują o tym co, komu, kiedy i jak się wyświetli - bez względu na wyszukiwarkę czy urządzenie. Warto pamiętać, że nawet mimo braku “socjali”  inni są w stanie dowiedzieć się o nas wiele - również rzeczy, których sami o sobie nie wiemy... Albo o zupełnie kimś innym, który nas samych tylko trochę w sieci przypomina… 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu