Motoryzacja

Ciche samochody elektryczne przestaną być... ciche. Dla naszego dobra

Maciej Sikorski
Ciche samochody elektryczne przestaną być... ciche. Dla naszego dobra
Reklama

Mówiąc o zanieczyszczeniach, zwłaszcza w mieście, zwraca się uwagę przede wszystkim na te związane z powietrzem, wspomina się o smogu. Ale na tym sprawa przecież się nie kończy - szkodliwe dla ludzi i zwierząt mogą też być nadmiar światła oraz zbyt duży hałas. Za ten ostatni odpowiada wiele czynników, wśród nich ruch uliczny. Mogłoby się wydawać, że zmiany zachodzące w motoryzacji, rozwój segmentu elektryków będzie idealnym rozwiązaniem tego problemu. Korzyści są oczywiste tylko pozornie.

Sztuczny hałas w elektrykach i hybrydach - na pierwszy rzut oka nie ma to sensu: po co wytwarzać hałas, jeśli jednocześnie próbuje się od niego uciec? Dla bezpieczeństwa. Podejrzewam, że większość z Was nie ma kontaktu z elektrykami na co dzień, ale można zajrzeć na YT i odszukać filmy z pojazdami tego typu. Przekonacie się wówczas, że jeżdżą one naprawdę cicho - zwłaszcza przy niskich prędkościach. Silniki elektryczne są znacznie cichsze od tych spalinowych, Tesla skrada się niczym ninja. Fajne, lecz jednocześnie trochę niebezpieczne.

Reklama

Brak szumu silnika sprawia, że nieuważny pieszy może zostać potrącony. Dodajmy teraz do tego, że ludzie coraz częściej zamiast przed siebie i na boki, spoglądają na ekran smartfona. Przestrzega przed tym policja, przestrzegają media i organizacje różnego typu, ale skala problemu raczej rośnie. Rzesza nieuważnych pieszych plus bezgłośne, a przynajmniej ciche samochody to przepis na coraz większą liczbę wypadków. Rozwiązaniem ma być rzeczony sztuczny hałas: dźwięk wydawany przez elektryki i hybrydy przy niskich prędkościach, swego rodzaju ostrzeżenie.

Ktoś stwierdzi, że nie ma sensu dbać o bezpieczeństwo nieuważnych pieszych - może po kilku tragediach ludzie zaczną obserwować co dzieje się wokół nich. W to akurat wątpię. Dodam też, że sztuczny hałas tworzony jest z myślą o osobach niewidomych lub niedowidzących. Oni mogą być bardzo uważni, ale polegają głównie na słuchu, a ten przestaje być pomocny, gdy samochody stają się bardzo ciche.

Temat podejmuję głównie ze względu na decyzję amerykańskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Wedle przyjętych przepisów, od 2019 roku wszystkie nowe hybrydy i elektryki będą musiały wytwarzać sztuczny hałas przy prędkościach do 30 km/h. Powyżej tej granicy szum wytwarzają opony i opór powietrza, auto przestaje być niesłyszalne. Podobne regulacje swego czasu przyjęła także Unia Europejska, więc nie jest to ekstrawagancja, która dopadła wyłącznie urzędników za Oceanem. Niemniej, finał zmagań o zmniejszenie szumu w przestrzeni miejskiej jest dość przewrotny: może się zrobić zbyt cicho, więc trzeba wprowadzić sztuczny hałas.

Przyznam, że jestem ciekaw, jak to zostanie rozwiązane i jak będzie wyglądało (bardziej brzmiało) przy większej skali? Jeżeli producenci zdecydują się na różne rozwiązania, dźwięków będzie przynajmniej kilka, zrobi się solidna kakofonia. To może być bardziej uciążliwe, niż szumiące obecnie siniki spalinowe. W pesymistycznym scenariuszu uczestnicy ruchu drogowego jeszcze zatęsknią za dźwiękiem diesla. No chyba, że firmy motoryzacyjne postawią właśnie na taką sygnalizację. Zatoczymy wówczas intrygujące koło: usuniemy silniki spalinowe z ulic m.in. ze względu na wytwarzane przez nie zanieczyszczenia, w tym hałas, by nowe rozwiązanie obarczyć starą, dobrze znaną wadą. Wydaje się, że ten zaklęty krąg może przerwać rozprzestrzenianie się pojazdów autonomicznych, w które inwestuje coraz więcej firm - te będą nie tylko ciche, ale też uważne, same zadbają o bezpieczeństwo pieszych. Tylko kiedy to nastąpi...?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama