Felietony

Szkoły powinny zabierać uczniów również na filmy niezwiązane z polską historią

Weronika Makuch
Szkoły powinny zabierać uczniów również na filmy niezwiązane z polską historią
7

Wrzesień zdążył się już rozkręcić, lekcje w szkołach trwają w najlepsze. Już niedługo część z nich zostanie przerwana wycieczką do kina. Tylko na na co?

Szkołę skończyłam już parę lat temu, ale nadal pamiętam wycieczki do kina. Każdy to chyba lubił. Nie było (wszystkich lub części) lekcji, szło się na film i do domu. Nie pamiętam wszystkich produkcji, jakie przez te lata widziałam wraz z klasą, ale jestem pewna, że wszystkie miały nas czegoś nauczyć. Najlepiej o polskiej historii. Raz poszliśmy na Jak zostać królem, co było dość sporym odchyleniem od normy. A poza tym? Zaliczaliśmy śmiało wszystkie filmy o wojnach czy Wałęsie, jakie tylko wchodziły do kin. Rozpoczął się właśnie wrzesień. Jeszcze w tym miesiącu swoje premiery będą miały filmy Piłsudski i Legiony. Już teraz jestem święcie przekonana, że szkoły ruszą na nie szturmem. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej... dlaczego akurat na to?

Słowacki wielkim poetą był

W szkołach nie ma krytycznego myślenia. Od razu zaznaczę, że mówię o klasach pozbawionych jakiegoś filmowego profilu, bo wiem, że istnieją i takie. Skupmy się jednak na zwyczajnych dzieciakach i nauczycielach znajdujących się w znacznej większości. To oczywiste, że Piłsudski i Legiony wychodzą we wrześniu, aby mogły pójść na nie szkoły. Tematycznie pasują, a wrzesień nie jest miesiącem, w którym dzieciaki toną pod zapowiedzianymi sprawdzianami, więc można jeszcze znaleźć chwilę na wypuszczenie ich z klas. Tego typu produkcje tworzy się od lat. Od lat nie zmienia się też przekonanie, że przynajmniej część pieniędzy jest zagwarantowana dzięki wycieczkom. Szkoda tylko, że nauczyciele kompletnie nie zwracają uwagi na jakość filmów historycznych i tych pozostałych. Czasem wystarczy zobaczyć zwiastun, poczytać recenzje lub pomyśleć samodzielnie. Dobrze pamiętam, jak zabrano nas na seans Bitwy pod Wiedniem. Jeśli nie mieliście okazji zobaczyć tego filmu - nie nadrabiajcie. To jedna z gorszych produkcji, jakie w życiu widziałam - totalny gniot. Dość powiedzieć, że po wyjściu filmu z kin w wersji na DVD wycięto sceny, których twórcy chyba zaczęli się po czasie wstydzić. Jedynym plusem pójścia na seans był fakt, że widziałam te wycięte, niedostępne już fragmenty. Uraz na psychice jednak pozostał do dziś.

Wiem, że tego typu filmy mają czegoś młodzież nauczyć. Pokazać im fragment historii w sposób inny niż podręcznik. Problem w tym, że to rzadko działa. Śmiem zakładać, że seans Katynia został w głowach uczniów na długo. Nie wszystkie produkcje mają jednak taką moc oddziaływania. Uczniowie cieszą się, że nie muszą spisywać na długiej przerwie zadania z biologii, bo dzięki seansowi lekcja im się upiecze. Film puszczany im na ekranach jest najmniej ważny. Musi wyróżniać się bardzo w którąś ze stron, aby zainteresować i zostać zapamiętanym.

Najlepsze filmy z 2019 – co nadrobić przed końcem wakacji

Szkoły nie okupowały sal na Arktyce, Dianie czy nawet Słodkim końcu dnia. Nie byłam z klasą na Django, Interstellarze, Whiplashu, Ex Machinie ani na Nietykalnych. Nikt nie próbuje pokazać młodzieży, że filmy potrafią być piękne i wzruszające, a uczyć można się z nich czegoś więcej niż lat polskich powstań. Po co marnować czas na kiepskie produkcje? Już lepiej zostać na ten nieszczęsnej biologii i rozbierać komórkę roślinną na czynniki pierwsze. Szkoły to nie kompanie krytyków z Variety. Osoby decyzyjne na spokojnie mogą wybadać grunt i zabrać klasę na film trzy tygodnie po hucznych pokazach przedpremierowych. Nigdzie się nie spieszy.

Młodzi ludzie to nie banda idiotów

Uczniowie nie są z założenia durni. Nie wyniosą z filmu niczego wartościowego tylko przez to, że produkcja mówi o jakimś ważnym momencie historycznym. Nieraz przekonałam się, że fikcja może dać równie dobrą lekcję, co rzeczywistość. Nie wmawiajmy dzieciakom, że jedynym słusznym i dozwolonym dziełem kultury są książki i to tylko te, które są na liście lektur. Cała reszta to nie popłuczyny i syf. Do teatru wcale nie trzeba chodzić na Zemstę czy Romea i Julię. W kinie wcale nie trzeba siedzieć na telefonie, rzucając nerwowo okiem, czy facetka aby się nie odwróciła, co by móc szybko zwiać z sali, trzymając kciuki, że nie sprawdzi obecności po wyjściu. Kształtującym się, młodym umysłom naprawdę warto jest pokazać, że kino to coś więcej niż Marvel i komedie romantyczne. Nastolatkowie naprawdę potrafią wyczuć i docenić chwile, w których traktuje się ich na poważnie. Każdy z nich zasługuje na wychowanie i edukację, która pozwoli poszerzyć horyzonty i przekonać się do rozwoju, a nie tylko zaliczyć egzamin ósmoklasisty.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu