Felietony

Świat biznesu widziany poprzez kolorowe produkty, reklamy i recenzje nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem

Grzegorz Marczak
Świat biznesu widziany poprzez kolorowe produkty, reklamy i recenzje nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem
Reklama

Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl. Apple pozywa Samsunga. Electronic Arts pozywa Zyngę. TiVo pozywa Motorolę. Yahoo pozywa F...

Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl.

Reklama

Apple pozywa Samsunga. Electronic Arts pozywa Zyngę. TiVo pozywa Motorolę. Yahoo pozywa Facebooka. Kodak pozywa pół świata. Czy te firmy powariowały? Nie, spory o własność intelektualną to nieodłączna część prowadzenia biznesu. Także w Polsce, chociaż na tym polu dopiero raczkujemy. Niestety, prawo patentowe i ustawy regulujące stosunki biznesowe nie sprzyjają ochronie własnego dorobku programistycznego, podobnie zresztą jest w całej Europie. Masz coś cennego na tym polu? Załóż firmę w USA.

Żeby nie musieć wierzyć na słowo starym dziadom mądrzącym się w internecie, proponuję wycieczkę do sądu gospodarczego. W Warszawie jest takowy na Czerniakowskiej 100. Można po krótkim przeszukaniu na bramce pochodzić sobie po korytarzu i poczytać na wokandach kto się z kim spiera, o co i na jakie kwoty. Niektóre znaleziska potrafią być szokujące, a całe ćwiczenie uświadamia jedno: świat biznesu widziany poprzez kolorowe produkty, reklamy i recenzje nie ma nic wspólnego z prawdziwym życiem, gdzie toczy się wojna o każdy centymetr ziemi

Na warszawskich wokandach regularnie stają przeciwko sobie np. supermarkety i ich dostawcy, a także konkurujący producenci różnych rzeczy np. Bakoma kontra Danone to praktycznie codzienność, podobnie Maspex kontra Food Care. Tłuką się zleceniodawcy i zleceniobiorcy, podwykonawcy i generalni wykonawcy, zasadniczo każdy z każdym i o wszystko. Z jednym wyjątkiem: bardzo rzadkie są procesy o ochronę wzorów przemysłowych, tajemnicy przedsiębiorstwa (prędzej można napotkać je przed Urzędem Patentowym), natomiast całkowicie, zupełnie nie ma sporów o własność rozwiązań programistycznych, algorytmów czy wręcz fragmentów kodu. Dlaczego? Bo nie podlegają ochronie.

Ten tekst nie jest studium prawa patentowego, które ma wiele niuansów oraz podlega dość regularnym modyfikacjom, poza tym jego twórcy są raczej przytomni i mają swój cel w kształtowaniu takich a nie innych rozwiązań. Chcę tylko zasygnalizować jedną rzecz: na podstawie artykułu 52 Konwencji o udzielaniu patentów europejskich (EPC dostępna pod adresem http://www.epo.org/law-practice/legal-texts/html/epc/2010/e/ar52.html, cytuję: odkrycia, teorie naukowe, metody matematyczne, …, programy komputerowe i prezentacje nie są uważane za wynalazki i są wyłączone z możliwości opatentowania.

Innowacja w rozumieniu Unii Europejskiej wymaga zajścia fizycznego zdarzenia i stworzenia fizycznego efektu, a w komputerze wszystko jest wirtualne. Oznacza to, że każdy może skopiować Twój kod, wygląd Twojej strony, opracowane przez Ciebie algorytmy i używać jak własne. Pozostaje jeszcze wprawdzie możliwość ochrony z tytułu prawa autorskiego, jednak o ile da się dyskutować w kwestii wyglądu strony, a szczególnie jej charakterystycznych, autorskich elementów, o tyle dowodzenie autorstwa w kwestii fragmentów kodu czy algorytmów wydaje się z góry skazane na niepowodzenie. Z nielicznymi wyjątkami, takimi jak znane z Apple „slide to unlock”, gdzie jest fizyczna interakcja palca z ekranem.

Na drugim biegunie mamy ustawodawstwo amerykańskie, które nie rozróżnia pól działalności innowacyjnej i pozwala patentować każde odkrycie, rozwiązanie i proces, niezależnie czego dotyczy. No i też mamy skrajność, bo np. Kodak przez kilkadziesiąt lat patentował jak leci rozwiązania cyfrowego utrwalania obrazu i jak się niedawno okazało, każda firma która montuje choćby maciupki obiektyw w swoich produktach, coś tam narusza. Jedni się godzą i płacą, inni próbuję bitwy, w każdym razie wojna trwa i można powiedzieć dodając pikanterii, że zwycięstwo Kodaka wcale oczywiste nie jest. Ale na wielu innych polach trwa jednocześnie przepychanka o to kto był pierwszy z nawet banalnie prostymi algorytmami czy rozwiązaniami, żeby przytoczyć choćby nawalankę między Amazonem a Barnes & Noble o One Click Shopping trwającą prawie 10 lat. Nie jest to łatwe ani tanie – jak podał niedawno CNET (http://news.cnet.com/8301-32973_3-57409792-296/how-much-is-that-patent-lawsuit-going-to-cost-you/), koszty sporu o zaledwie milion dolarów potrafią przekroczyć połowę wartości przedmiotu sporu.

Sprawa nie jest natomiast banalna dla polskich biznesmenów budujących firmy działające w skali globalnej i chcące konkurować kapitałem intelektualnym na niwie software’owej. Jeżeli nie patentują ich od razu w USA, co też trwa i kosztuje, robią prezenty mieszkańcom globalnej wioski. A raczej złodziejaszkom, którzy ich rozwiązania będą sprzedawać jak swoje. To niesłychane, że do skutecznej komercjalizacji ważniejszy jest marketing i szybkość działania niż stawianie na innowacyjność i dopracowywanie kodu. Czy kogoś jeszcze dziwi, dlaczego mamy takie marne osiągnięcia na tym polu?

Reklama

Spontaniczną odpowiedzią na tę sytuację jest wszelkiego rodzaju darmowe oprogramowanie – i chwała mu za to. Ale jeżeli programista zamierza utrzymywać się ze swojej pracy, a nie dziergać hobbistycznie i przy okazji, to działając w unijnym ustawodawstwie ma co najwyżej zachętę do… kopiowania innych.

(fot. PC World)

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama