Nasza planeta jest często określana mianem błękitnej planety z dobrego powodu.
Wrzucamy w Wikipedię hasło ląd i możemy przeczytać:
Ląd – obszar skorupy ziemskiej niepokryty wodami mórz i oceanów. Lądy zajmują około 29% powierzchni Ziemi, łącznie 149 milionów km². Źródło.
Gdyby nie te nieznośne oceany, mielibyśmy znacznie więcej miejsca dla siebie, bo przecież jesteśmy przystosowani do życia na lądzie. Aż dziw, że nikt do tej pory nie zdecydował się wypompować tego wszystkiego w przestrzeń kosmiczną… Chociaż z drugiej strony, z całkiem fajnie zrealizowanego filmiku na YouTube z kanału o nazwie Second Thought o dziwo wynika, że oceany mają ogromne znaczenie dla życia na tej planecie… no nic, trudno. Co pożytecznego w takim razie robią oceany? Co gdybyśmy pewnego ranka się obudzili, a ich by po prostu zabrakło?
Świat bez oceanów to trochę inny krajobraz
Niektóre miejsca wyglądałyby trochę inaczej, to prawda. Mielibyśmy sporo nowych kanionów w miejscach, w których wcześniej znajdowała się woda oceaniczna. Niektóre z nich byłyby bardzo, bardzo głębokie, a więc i widok można uznać za ciekawy. Myślę, że trudno uznać to za wadę.
Świat bez oceanów to trochę mniej tlenu i problemy z temperaturą
Niestety, ale nasze marzenia o planecie pozbawionej oceanów i mórz napotykają na pierwszą trudność… okazuje się, że fotosynteza z udziałem fitoplanktonu jest odpowiedzialna za absorbowanie ogromnych ilości dwutlenku węgla oraz uwalnianie równie dużych ilości tlenu do atmosfery. Bez tego mogłoby się trochę trudniej oddychać… To nie wszystko, bo więcej dwutlenku węgla oznaczałoby wzrost temperatury na Ziemi. Poza tym sam fakt, że na powierzchni planety znajdują się ogromne pokłady wody również nie jest obojętny dla pochłaniania energii promieniowania słonecznego oraz regulowania temperatury na świecie. Dodatkowo odparowywanie wody z oceanów do górnych warstw atmosfery, przemieszczanie się pary wodnej w stronę lądów i powodowanie opadów... cały ten cykl hydrologiczny również ma spore znaczenie.
Same problemy
Powyższe problemy mogłyby się przyczynić do przemiany naszej planety w pustynie śmierci, na której doszłoby do pożarów na ogromną skalę… autorzy filmu wręcz wspomnieli coś o pożarach na skalę kontynentalną. Mówili tez coś o obfitych żniwach śmierci… Jak to mówią anglojęzyczni ludzie „long story short”, czyli czyniąc długa historię krótką, temperatury na świecie stałyby się tak nieznośne, że ostatnim bastionem życia stałaby się Antarktyka. Tam musielibyśmy spróbować życia w podziemiach, tylko po to żeby po niedługim czasie zużyć zapasy i ponieść śmierć. Planeta zamieniłaby się w piekło, na którym nie dałoby się nawet oddychać. Ekstremofile pewnie jakoś dałyby sobie radę…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu