Silicon Valley Bank przez niemal 40 lat odpowiadał za finansowanie branży nowych technologii w USA, która w ostatnich latach świętowała ogromne sukcesy. Jak zatem taki stary i poważany bank, mógł upaść w zaledwie 2 dni? I jak to świadczy o stabilności systemu finansowego?
Co to jest SVB?
Zacznijmy od podstaw. Prawdopodobnie jeszcze tydzień temu nikt z was nie wiedział nawet, że Silicon Valley Bank istnieje. To co prawda jeden z większych banków w USA, 16. pod względem posiadanych aktywów wynoszących około 180 mld USD, ale wątpię czy ktokolwiek zna więcej niż 10 największych banków w Polsce, a co dopiero w USA. SVB na tle amerykańskiego rynku jest mały, choć jego aktywa są mniej więcej dwa razy większe niż PKO BP, czyli naszego rodzimego, największego pod tym względem banku w Polsce. Przy okazji warto też wszystkich uspokoić, że nawet upadek tak sporego banku jak SVB nie powinien wywołać ogromnych reperkusji. Można by to pewnie porównać do upadku Idea Banku w Polsce kilka lat temu, o którym nikt już nie pamięta.
Wiele osób będzie pewnie zadawać sobie pytanie, jak to możliwe, że duży i dobrze prosperujący bank upadł w ciągu zaledwie 2 dni? I co ważniejsze, jak to świadczy o stabilności całego systemu bankowego w USA i na świecie. Jeśli klienci zaczną mieć podobne obawy co do innych średniej wielkości banków, to ich sytuacja może stać się również ciężka. Tym bardziej, że na pierwszy rzut oka SVB niczego nie zrobił źle. Bank pogrążyło ograniczenie działalności do jednego, specyficznego rynku, który mógłby się wydawać najbardziej perspektywicznym na świecie. Chodzi oczywiście o branżę nowych technologii.
Czym zajmował się SVB?
SVB powstał w 1983 roku i od początku miał ambicję aby finansować sektor startupów i nowych technologii. Bank miał w swoim udziale współpracę z wieloma firmami, które dzisiaj warte są miliardy dolarów, a które być może by nie powstały gdyby nie finansowanie na wczesnym etapie. Większość z nich czerpało oczywiście pieniądze od funduszy Venture Capital, ale banki takie jak SVB również miały w tym swój udział. Dzięki temu wiele firm wiązało się z nim na dłużej, prowadząc tam swoje rachunki. Według różnych źródeł w SVB środki finansowe zdeponowało ponad 2500 firm powiązanych z rynkiem VC, w tym także wielu prezesów i spółek z pierwszych stron gazet. Pieniądze w SVB trzymał między innymi producent gier - Huuuge Games (nieco ponad 24 mln USD) notowany na polskiej giełdzie, ale także takie tuzy jak Roku (487 mln USD) czy Roblox (150 mln USD).
Rosnący rynek VC, który od czasów bańki dotcomów z początku wieku do 2022 roku zwiększył swoją wartość niemal siedmiokrotnie zaczął wreszcie odczuwać wysokie stopy procentowe. I wtedy pojawiły się pierwsze rysy na SVB. Wszystko spinało się bez większych problemów tak długo jak firmy dopłacały kolejne depozyty zarabiając na swoich usługach. Bank jak to ma w zwyczaju pieniądze te wykorzystywał do inwestowania oraz pożyczania innym podmiotom, które potrzebowały gotówki. SVB był bardzo konserwatywny, wartość pożyczek wynosiła tam zaledwie 43% wartości aktywów, więc na tle rynku była raczej niska. Co więcej SVB większość swojej gotówki lokowała w bardzo bezpieczne aktywa, np. obligacje skarbowe Stanów Zjednoczonych. Problem zaczął się jednak gdy Fed po wielu latach niskich stóp procentowych zaczął je podnosić.
Jak doszło do upadku SVB?
Taka operacja miała wiele reperkusji. Po pierwsze gdy pożyczanie pieniędzy staje się drogie, spółki wolą korzystać ze swoich rezerw finansowych, więc zamiast dopłacać to wypłacają pieniądze z banków. W tym samym czasie obligacje, które kupowane były w czasie niskich stóp procentowych tracą na wartości. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi obligacji płacących np. 2% rocznie, gdy w każdej chwili można kupić od rządu USA obligacje płacące 5%. Jeśli zatem bank musi pozbyć się starych obligacji aby uzyskać płynność i wypłacić depozyty swoim klientom, to musi sprzedać te obligacje poniżej ich nominalnej wartości. SVB musiał to zrobić, bo gdy tylko pojawiły się plotki o problemach z płynnością banku, firmy z Doliny Krzemowej zaczęły masowo wypłacać swoje pieniądze. W czasach bankowości internetowej nikt nie biegnie do banku po gotówkę, robi po prostu przelew na inne konto. 9 marca, w dzień upadku SVB, klienci zlecili przelewy na kwotę... 42 mld USD. To 1/4 wszystkich aktywów (on-balance sheet deposits na wykresie poniżej) jakie posiadało SVB.
Żaden bank nie mógł tego wytrzymać, dlatego federalna instytucja - FIDC - Federal Deposit Insurance Corporation, odpowiednik naszego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego wkroczyła do akcji jak tylko SVB straciło płynność. Bank próbował się jeszcze ratować emisją akcji, ale 2 mld USD jakie chciał uzyskać było tylko kroplą w morzu. FIDC przejęło wszystkie aktywa i depozyty, i utworzyło nowy bank - Deposit Insurance National Bank of Santa Clara, który normalnie zacznie w poniedziałek pracę w biurach SVB. Bank wypłaci wszystkim klientom ich depozyty, bez żądnych ograniczeń kwotowych. Początkowo mówiło się tylko o gwarantowanej kwocie 250 tys. USD, ale wczoraj w nocy FED podjął decyzję, że pokryje wszystkie depozyty SVB. Nie oznacza to, że to podatnicy uratują bank, jak już wspominałem bilans banku był zdrowy, miał tylko chwilowe problemy z płynnością, więc nie jest to sytuacja jaka miała miejsce w przypadku upadku Lehman Brothers w 2008 roku.
Ze stratą muszą się natomiast liczyć akcjonariusze SVB, im nikt nie zwróci pieniędzy, a od piątku akcje banku wartego niegdyś niemal 20 mld USD, są już bezwartościowe. I to w zasadzie jedyna grupa osób, która po upadku SVB będzie musiała liczyć straty. Dla całego sektora bankowego w USA nie powinno to stanowić większych problemów. Wiele będzie jednak zależało od reakcji ludzi, dlatego start notowań giełdowych może być nerwowy. Nie jest też wykluczone, że aktywa SVB przejmie inny bank. Tak dzieje się np. w Wielkiej Brytanii, gdzie HSBC zdecydowało się na przejęcie brytyjskiego oddziału SVB. Wygląda więc na to, że cała afera rozejdzie się po kościach, ale warto mieć się na baczności, bo stopy procentowe w USA nie spadną w najbliższym czasie i mogą powodować kolejne problemy.
źródło głównej grafiki: Depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu