Dobre, dobre - nawet bardzo. Można się z tego śmiać, równie dobrze można też zapłakać, że w miejscach, które zasadniczo powinny być wolne od tego typu mechanizmów, można się na nie nadziać. Bo jak można skomentować fakt, że 82% witryn rządowych w Unii Europejskiej zawiera w sobie trackery reklamowe Google lub innych firm?
Po analizie blisko 200 000 witryn, Cookiebot we współpracy z EDRi uznało, że problem jest tak poważny, że należy z nim coś zrobić. W ciągu tylko dwóch dni przeskanowano dokładnie 184 683 strony internetowe, które wskazują na lokalizacje rządów krajów Unii Europejskiej. Niestety, zdecydowana większość z nich zawiera w sobie skrypty reklamowe, które pozwalają na śledzenie użytkowników. Czy nie wydaje się Wam, że to powinno działać nieco inaczej w przypadku witryn instytucji publicznych?
Jedynie trzy witryny rządów w Unii Europejskiej nie były opakowane w trackery reklamowe: hiszpańska, holenderska oraz niemiecka. W przypadku Francji na przykład znaleziono te, które przekazują dane do 52 firm, w przypadku Litwy: 27, a w Belgii 19. Tego typu odkrycia są nieco zaskakujące - Unia Europejska wprowadziła bowiem RODO (na mocy którego musimy potwierdzać znacznie bardziej rozbudowane komunikaty - i właściwie na tym się sprawa kończy), jednak mało kto myśli o tym, że wchodząc na stronę rządu można paść "ofiarą" trackingu.
Trackery reklamowe są wykorzystywane do zbierania danych o konkretnych internautach (którzy funkcjonują albo jako jedynie odciski palca przeglądarki albo szerzej - np. w korelacji z konkretnym kontem (np. Google) ), tym samym można lepiej targetować (dopasowywać) do nich reklamy.
Jednak nie jest to działanie intencjonalne - strony rządowe najczęściej nic nie mają z tego powodu
Można by teraz tworzyć teorie spiskowe dotyczące rządów w UE, które kolaborują z atakowanym od dawna wrogiem i mimo wszystko dostarczają mu niemało informacji. Nie jest tak do końca - korzystanie z niektórych darmowych usług udostępnianych przez Facebooka, Google i inne firmy. Przyciski społecznościowe na stronach internetowych nie tylko są w stanie zapewnić użytkownikom szybki dostęp do możliwości umieszczenia konkretnej treści na swojej osi czasu - to także metoda służąca ich śledzeniu. A nie jest to tajemnica, że Facebook bardzo mocno śledzi nasze zainteresowania i chce wiedzieć na jakie strony wchodzimy.
Sens istnienia przycisków społecznościowych wyjaśniałem kiedyś w tym tekście, który dotyczył... stron pornograficznych. Na nich bardzo często możemy znaleźć przyciski służące do udostępniania materiałów w social mediach - to może dziwić, bowiem mało kto prawdopodobnie udostępnia klip w Pornhuba i chwali się tym, że właśnie odbył taki i taki seans, prawda?
Nie jest to więc działanie w pełni zamierzone - wystarczy, że dana instytucja zechce skorzystać z rozwiązań, które należą do firm zajmujących się m. in. śledzeniem internautów. Wcale nie musi o tym wiedzieć, że aktualnie przekazuje dane trackerom reklamowym. Jednak mimo wszystko - jest to warte odnotowania.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu