Temat stref czasowych wraca jak bumerang. Już od kilku lat kolejni badacze sugerują, że świat powinien odejść od tego przestarzałego rozwiązania. Co proponują w zamian?
O pomyśle odejścia od stref czasowych pisaliśmy już na Antywebie kilka lat temu. Temat nie umarł. The Washington Post opublikował niedawno artykuł dotyczący pomysłu Steve'a Hanke and Dicka Henry'ego z Johns Hopkins University. Zakłada on całkowitą rezygnację ze stref czasowych i zastąpienie ich czasem UTC (Coordinated Universal Time). Argumentacja jest prosta - w dzisiejszej, zorientowanej na globalną komunikację rzeczywistości nie ma żadnych podstaw, aby dalej opierać nasze funkcjonowanie na tym przestarzałym tworze. I trudno się nie zgodzić.
Strefy czasowe wprowadzono w 1884 roku. Było to wówczas rozwiązanie problemu szybkiego poruszania się ludzi z punktu A do punktu B. Założeniem było dostosowanie czasu w każdym z tych miejsc do cyklu dnia i nocy. W rezultacie podzielono świat na 24 różne strefy. I tak to działa do dziś. Niestety strefy czasowe stały się narzędziem politycznym i ekonomicznym, w wyniku czego zapanował tutaj ogromny chaos. Jedne kraje o dużej powierzchni są podzielone na kilka stref czasowych (USA, Rosja). Inne natomiast, porównywalne powierzchniowo, mają jedną (Chiny). Inne natomiast są przypisane do niewłaściwych stref. Weźmy Francję i Hiszpanię, gdzie obowiązuje UTC+1:00, kiedy ich geograficzne położenie sugerowałoby raczej UTC+0:00. Co więcej, pojawiły się strefy niepełne. Na przykład w Iranie jest to UTC+3:30, natomiast w Nepalu UTC+5:45. Tylko w ciągu ostatniego roku pięć krajów zmieniło swoje strefy czasowe. A dodajcie do tego jeszcze zmiany na czas letni...
Sęk w tym, że teraźniejszość jest bardziej globalna niż lokalna. Przyczynił się do tego szybki rozwój internetu i innych mediów. Wszyscy korzystamy z tych samych serwisów społecznościowych, skrzynek e-mail, serwisów informacyjnych. Inaczej też podróżujemy. W lotnictwie już od jakiegoś czasu zrezygnowano ze stosowania stref i wszystkie godziny są podawane w UTC. Znalazłoby się z pewnością jeszcze kilka innych obszarów życia/branż, gdzie działa to bardzo podobnie. Strefy utrudniają funkcjonowanie, zmuszają do ciągłego liczenia i zakrzywiają rzeczywistość. Istnieje przecież tylko jeden czas, a my go mierzymy na kilkadziesiąt różnych sposobów.
Do tej wielostrefowej rzeczywistości dostosowane jest wszystko. Komputery, smartfony, tablety potrafią automatycznie dostosowywać czas do naszej lokalizacji. Teoretycznie nie ma z tym wielkiego kłopotu. Bez wsparcia technologii jesteśmy jednak raczej bezbronni - nawet znajomość geografii nie gwarantuje, że dobrze odgadniemy strefę i obliczymy godzinę (patrz akapit dotyczący chaosu).
Hanke i Henry opracowali swoje własne, dość radykalne rozwiązanie tego problemu. Według ich planu od 1 stycznia 2018 roku cały świat miałby przyjąć uniwersalny czas. W tym dniu obowiązywać miałby również specjalny kalendarz, w którym po dwóch miesiącach 30-dniowych następowałby jeden 31-dniowy. Co więcej w latach, w których grudzień zaczynałby lub kończył czwartkiem, doliczany miałby być specjalny tydzień "Xtra Week". Najbliższy taki rok przypadłby w 2020. Potem w 2026, 2032, 2037 itd. Zdaniem twórców takie rozwiązanie pozwoliłoby zminimalizować dezorientację związaną z obecnie przyjętym systemem gregoriańskim. Przykład? Każdy kwartał ma tutaj dokładnie 91 dni, co jest odpowiedzią na korporacyjne realia, gdzie wyniki finansowe publikuje się raz na trzy miesiące. Ma to być poparte m.in. badaniami astrologicznymi, w których specjalizuje się Henry.
O ile pomysł naukowców wydaje się nieco... absurdalny i całkowicie nierealistyczny, to samo odejście od stref czasowych mogłoby w dłuższej perspektywie przynieść sporo korzyści, a przede wszystkim dostosować obliczanie czasu do obecnej rzeczywistości. Wymagałoby to oczywiście przestawienia się mieszkańców pewnych regionów świata. Niektórzy musieliby się przyzwyczaić do wstawania o 23:00 i jedzenia obiadu o 6:00. W innych regionach na tę porę przypadałaby noc (np. u nas). Zmieniłyby się również godziny pracy, ale nie tylko one. Skoro czas byłby obliczany globalnie, godziny funkcjonowania musiałyby być dostosowywane lokalnie (czyli odwrotnie niż teraz).
Taka zmiana musiałaby jednak zostać bardzo precyzyjnie skoordynowana, a co najważniejsze - musiałyby wziąć w niej udział wszystkie kraje świata. To trudne - o ile w ogóle możliwe. W przeciwnym wypadku wywołałoby to chaos na ogromną skalę. A dodajcie do tego miliardy komputerów i telefonów, na których również należałoby wymusić dostosowanie się do nowych zasad. Koszty (i straty) wygenerowane przez odejście od stref czasowych byłyby porażające. Jakkolwiek zatem rozsądnie by to brzmiało, raczej jest mało realnym scenariuszem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu