Ciekawostki technologiczne

Stratolaunch to największy samolot świata - gigant ma się wzbić w powietrze jeszcze w tym roku

Maciej Sikorski
Stratolaunch to największy samolot świata - gigant ma się wzbić w powietrze jeszcze w tym roku
0

Wyścig kosmiczny rozkręca się z każdym tygodniem: przybywa doniesień nie tylko od państwowych agencji, ale też od prywatnych firm, wiele podmiotów ma coś ciekawego do przekazania lub pokazania. Na tę listę należy teraz dopisać Paula Allena, współzałożyciela Microsoftu, który finansuje tworzenie nosiciela rakiet. To prawdziwy gigant.

Stratolaunch nie jest projektem nowym i trudno mówić o jakiejś niespodziance - korzeni pomysłu i konstrukcji w tym wykonaniu należy się doszukiwać w poprzedniej dekadzie. Ale głośno robi się o nim właśnie teraz, ponieważ Paul Allen, współzałożyciel Microsoftu, zapewnił, że maszyna wzbije się w powietrze jeszcze w tym roku. Jeżeli rzeczywiście rozpoczną się testy w powietrzu, to jeszcze w tej dekadzie możliwe byłyby regularne misje z wykorzystaniem sprzętu.

Mamy do czynienia z jednostką o dwóch kadłubach, samolotem nosicielem o rozpiętości skrzydeł wynoszącej 117 metrów. W znacznej mierze będzie on wykonany z komponentów pochodzących z dwóch używanych maszyn Boeing 747-400. Uniesienie kolosa ma gwarantować sześć potężnych silników oraz pas startowy o długości 3,7 km. Duże liczby, ale i cel nielichy: w powietrzu ma się znaleźć pojazd o masie 540 ton. Składają się na to nie tylko Stratolaunch, ale też ładunek: podwieszona pod samolot rakieta.

Większość z Was zapewne domyśla się, jak ma to działać: maszyna startuje, osiąga odpowiednią wysokość, następnie startuje podwieszona pod samolot rakieta. Jakie są korzyści? Mniejsze zużycie paliwa, mniejsza przestrzeń potrzebna na paliwo - można ją wykorzystać w inny sposób, np. zwiększając ładunek, który ma trafić w przestrzeń kosmiczną. Każdy start powinien przynieść więcej korzyści, zwiększą się zyski. Czyje konkretnie?

Stratolaunch nie jest projektem nowym i trudno mówić o jakiejś niespodziance - korzeni pomysłu i konstrukcji w tym wykonaniu należy się doszukiwać w poprzedniej dekadzie. Ale głośno robi się o nim właśnie teraz, ponieważ Paul Allen, współzałożyciel Microsoftu, zapewnił, że maszyna wzbije się w powietrze jeszcze w tym roku. Jeżeli rzeczywiście rozpoczną się testy w powietrzu, to jeszcze w tej dekadzie możliwe byłyby regularne misje z wykorzystaniem sprzętu.

Mamy do czynienia z jednostką o dwóch kadłubach, samolotem nosicielem o rozpiętości skrzydeł wynoszącej 117 metrów. W znacznej mierze będzie on wykonany z komponentów pochodzących z dwóch używanych maszyn Boeing 747-400. Uniesienie kolosa ma gwarantować sześć potężnych silników oraz pas startowy o długości 3,7 km. Duże liczby, ale i cel nielichy: w powietrzu ma się znaleźć pojazd o masie 540 ton. Składają się na to nie tylko Stratolaunch, ale też ładunek: podwieszona pod samolot rakieta.

Większość z Was zapewne domyśla się, jak ma to działać: maszyna startuje, osiąga odpowiednią wysokość, następnie startuje podwieszona pod samolot rakieta. Jakie są korzyści? Mniejsze zużycie paliwa, mniejsza przestrzeń potrzebna na paliwo - można ją wykorzystać w inny sposób, np. zwiększając ładunek, który ma trafić w przestrzeń kosmiczną. Każdy start powinien przynieść więcej korzyści, zwiększą się zyski. Czyje konkretnie?

Tu pojawia się ciekawy wątek, bo w projekt Stratolaunch angażuje się m.in. SpaceX - ich rakieta Falcon 9 posłuży do stworzenia dwuczłonowej rakiety ze skrzydłami. Wszystkie ważne elementy tej konstrukcji mają być odzyskiwane. Samolot wyniesie pojazd SpaceX, rakieta w pewnym momencie odczepi się od nosiciela, dostarczy na odpowiednią wysokość statek i wyląduje na lądzie lub na barce. Te ostatnie etapy dobrze już znamy, pisaliśmy o nich niejednokrotnie. Można stwierdzić, że końcówka misji opanowana - teraz trwają prace, które mają zoptymalizować start.

Niektórzy zastanawiają się pewnie, po co tyle zachodu, jakie mogą być różnice w kosztach - zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, że opracowanie Stratolaunch pochłania grube miliony dolarów. Gdyby patrzeć na to z dzisiejszej perspektywy, działanie rzeczywiście mogłoby się wydawać bezsensowne. Ale dzisiejsza perspektywa staje się nieaktualna, wkraczamy na zupełnie nowy poziom wyścigu. SpaceX zamierza bardzo często używać swoich statków, starty rakiet staną się codziennością, podaje się już terminy wycieczek wokół Księżyca. Za tymi osiągnięciami będą próbowali nadążyć Jeff Bezos oraz Richard Branson, którzy też ostrzą zęby na kasę z kosmicznej turystyki. Ich plany są mniej ambitne, niż te przedstawiane przez Elona Muska, lecz i tak można mówić o nakręcającej się konkurencji.

W tym wszystkim Stratolaunch wydaje się być naprawdę ciekawym elementem, jego rola nie musi się ograniczać do współpracy z SpaceX. Paul Allen ma szanse przypomnieć o sobie światu. Warto dodać, że kilka lat temu legenda Doliny Krzemowej osiagnęła sukces nie w kosmosie, lecz... na dnie oceanu:

Nie widziałem, że Allen to wielki pasjonat historii, zwłaszcza II Wojny Światowej. Nie zdawałem sobie też sprawy z tego, że posiada wielki jacht Octopus i stoi na czele zespołu, który od ośmiu lat poszukiwał wraku słynnego japońskiego superpancernika Musashi. A dowiedziałem się o tym dzisiaj, ponieważ Allen… znalazł to, czego szukał. Nowinę ogłosił za pośrednictwem Twittera, pojawiły się zdjęcia i krótki film. Chociaż znalezisko nie zostało jeszcze potwierdzone, to sam Allen ma pewność, a zebrane dowody wskazują na to, że się nie myli.[źródło]

Udało się wtedy, może i teraz będzie się czym pochwalić...

Tu pojawia się ciekawy wątek, bo w projekt Stratolaunch angażuje się m.in. SpaceX - ich rakieta Falcon 9 posłuży do stworzenia dwuczłonowej rakiety ze skrzydłami. Wszystkie ważne elementy tej konstrukcji mają być odzyskiwane. Samolot wyniesie pojazd SpaceX, rakieta w pewnym momencie odczepi się od nosiciela, dostarczy na odpowiednią wysokość statek i wyląduje na lądzie lub na barce. Te ostatnie etapy dobrze już znamy, pisaliśmy o nich niejednokrotnie. Można stwierdzić, że końcówka misji opanowana - teraz trwają prace, które mają zoptymalizować start.

Niektórzy zastanawiają się pewnie, po co tyle zachodu, jakie mogą być różnice w kosztach - zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, że opracowanie Stratolaunch pochłania grube miliony dolarów. Gdyby patrzeć na to z dzisiejszej perspektywy, działanie rzeczywiście mogłoby się wydawać bezsensowne. Ale dzisiejsza perspektywa staje się nieaktualna, wkraczamy na zupełnie nowy poziom wyścigu. SpaceX zamierza bardzo często używać swoich statków, starty rakiet staną się codziennością, podaje się już terminy wycieczek wokół Księżyca. Za tymi osiągnięciami będą próbowali nadążyć Jeff Bezos oraz Richard Branson, którzy też ostrzą zęby na kasę z kosmicznej turystyki. Ich plany są mniej ambitne, niż te przedstawiane przez Elona Muska, lecz i tak można mówić o nakręcającej się konkurencji.

W tym wszystkim Stratolaunch wydaje się być naprawdę ciekawym elementem, jego rola nie musi się ograniczać do współpracy z SpaceX. Paul Allen ma szanse przypomnieć o sobie światu. Warto dodać, że kilka lat temu legenda Doliny Krzemowej osiagnęła sukces nie w kosmosie, lecz... na dnie oceanu:

Nie widziałem, że Allen to wielki pasjonat historii, zwłaszcza II Wojny Światowej. Nie zdawałem sobie też sprawy z tego, że posiada wielki jacht Octopus i stoi na czele zespołu, który od ośmiu lat poszukiwał wraku słynnego japońskiego superpancernika Musashi. A dowiedziałem się o tym dzisiaj, ponieważ Allen… znalazł to, czego szukał. Nowinę ogłosił za pośrednictwem Twittera, pojawiły się zdjęcia i krótki film. Chociaż znalezisko nie zostało jeszcze potwierdzone, to sam Allen ma pewność, a zebrane dowody wskazują na to, że się nie myli.[źródło]

Udało się wtedy, może i teraz będzie się czym pochwalić...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

Paul Allen