Nauka

Stonehenge nie spadło z nieba. Oto, co mówią ślady na słynnym głazie

Patryk Koncewicz
Stonehenge nie spadło z nieba. Oto, co mówią ślady na słynnym głazie
Reklama

Między mocą lodowców a sprytem neolitycznych budowniczych kryje się zagadka powstania jednego z najbardziej niezwykłych pomników w historii.

Stonehenge od dziesięcioleci jest pożywką dla rozmaitych teorii spiskowych i pseudonaukowych wyjaśnień. Choć archeolodzy mają dziś dość klarowny obraz jego powstawania i funkcji (rytualnej, astronomicznej czy społecznej), to w popkulturze i kręgach alternatywnej historii wciąż pojawiają się niezwykle barwne hipotezy. Mowa o interwencji kosmitów, energetycznym portalu międzywymiarowym czy dziele starożytnych magów, ale według badaczy wyjaśnienie jest dużo bardziej przyziemne – wiele wskazuje na to, że Stonehenge jest dowodem na niezwykłą pomysłowość i determinację dawnych ludzi.

Reklama

Bluestones z Walii – zagadka transportu sprzed tysięcy lat

Stonehenge to prehistoryczny kamienny krąg w południowej Anglii, którego monumentalne bloki ustawione w przemyślanym układzie pełniły prawdopodobnie funkcje rytualne i astronomiczne. To jedna z największych zagadek archeologii – pomimo wielu sensownych teorii – a najwięcej uwagi wzbudza wewnętrzny krąg, składający się z tzw. bluestones, czyli „niebieskich kamieni”, ważących nawet do 3,5 tony każdy. Z uwagi na fakt, że to masa odpowiadająca dwóm samochodom osobowym, wątpliwości wzbudza metoda przetransportowania ich na tak duże odległości – wiele z nich pochodzi z górskich terenów Craig Rhos-y-Felin w Walii, oddalonych o ponad 200 km.

Źródło: Depositphotos

Oczywiście moglibyśmy zakładać, że w transporcie pomagały jakieś kosmiczne siły, ale trzymajmy się bardziej przyziemnych wyjaśnień. Kluczową rolę w tej dyskusji odgrywa tzw. głaz Newalla, odkryty w 1924 roku. Początkowo uznano, że charakterystyczne ślady na jego powierzchni to wynik działania lodowca. Dzięki nowym badaniom naukowcy poddają jednak tę teorię w wątpliwość. Zespół archeologa Richarda E. Bevinsa z Uniwersytetu Aberystwyth twierdzi, że kamień nosi ślady celowego kształtowania, a jego powierzchnia jest wynikiem pracy ludzkich rąk.

Ludzka siła kontra siły natury – kto w końcu przeniósł bluestones?

Brzmi to wręcz absurdalnie, że ludy neolitu były w stanie przetransportować samodzielnie tak ciężki głaz, ale to właśnie sugerują naukowcy. Jak tego dokonali? Cóż, nie mamy jasnej odpowiedzi – być może pomocne okazały się drewniane sanie lub wałki, albo systemy lin i dźwigni. Jedno jest pewne – taki wyczyn wymagał świetnego planowania, zdeterminowania i potężnych nakładów wysiłku fizycznego.

„Nie da się przecenić ludzkiego wysiłku związanego ze zdobyciem i przemieszczeniem tych kamieni na tak długie dystanse. To świadczy o niezwykłym poziomie planowania i organizacji w neolicie” – Richard E. Bevins, archeolog z Uniwersytetu Aberystwyth.

Nie wszyscy badacze zgadzają się jednak z tą teorią. Brian Stephen John z Uniwersytetu w Durham twierdzi, że najprostszym wyjaśnieniem są siły naturalne. Mężczyzna uważa, że bluestone jest głazem narzutowym, przetransportowanym przez lodowiec z miejsca swojego pierwotnego powstania. Oczywiście wciąż wymagałoby to od człowieka przetransportowania go na miejsce docelowe, ale bez wątpienia przeniesienie głazu z okolicy jest zadaniem łatwiejszym niż taszczenie go przez setki kilometrów.

Źródło: Journal of Archaeological Science

Sęk w tym, że nie wszystkie kamienie cechują się takimi śladami, jak te z wewnętrznego kręgu. Skoro nigdzie dalej na wschód, poza rejon Narberth w Walii, nie znaleziono „dolerytu plamistego” (specyficznej odmiany skały, z której są wykonane niektóre bluestones), naukowcy wnioskują, że kamienie musieli przetransportować ludzie, a nie natura. Badacze zgadzają się jednak co do jednego – prawdziwa wersja wydarzeń prawdopodobnie na zawsze pozostanie tajemnicą zabraną do pradawnych grobów.

Stock image from Depositphotos

Reklama

Źródło

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama