Valve Corporation po raz kolejny udowadnia, że uważniej od konkurentów umie wsłuchać się w potrzeby swojej społeczności i wykorzystać jej potencjał z ...
Valve Corporation po raz kolejny udowadnia, że uważniej od konkurentów umie wsłuchać się w potrzeby swojej społeczności i wykorzystać jej potencjał z pożytkiem dla każdej ze stron. Mowa o usłudze Steam Reviews, która stanowi ewolucję dotychczasowego systemu Steam Recommendations – źródła ponad 7 milionów pozytywnych opinii na temat gier „od graczy dla graczy”. Teraz użytkownicy będą mieć możliwość pisania obszerniejszych recenzji, dzielenia się nimi, oceniania ich pod kątem użyteczności i w efekcie – budowania wspólnoty krytyków równoległej do tej profesjonalnej.
Obecna wersja beta Steam Reviews może (i powinna!) budzić skojarzenia z serwisem Metacritic, ale drzemie w niej nieporównywalnie głębszy potencjał społecznościowy. Popularny agregator recenzji, chociaż dedykuje część swojego miejsca opiniom użytkowników, to robi z nich trudną do przełknięcia sklejkę krótkich fraszek, elegii i panegiryków, zamieszczonych na tablicy skrajnych życzeń. Brakuje też mechanizmu oceniania przydatności recenzji, a przede wszystkim – możliwości budowania swojej pozycji jako krytyka, bo i większość opinii pochodzi od bezimiennych. Steam to wspólnota bardziej zgrana i uporządkowana, a nick użytkownika to marka wymagająca inwestycji. Status mierzy się więc kapitałem zaufania i wkładem dla społeczności na kilku płaszczyznach jej funkcjonowania. To z kolei niesie ze sobą nieco savoir-vivre'u i spore pokłady rzeczywiście przydatnej treści.
Valve Corporation nie odkrywa Ameryki, a jedynie wykorzystuje siłę drzemiącą w tłumie, będącym przecież niczym innym jak zbiorem jednostek, z których każda ma garść swoich pomysłów, spostrzeżeń i talentów. Przewaga polega na tym, że Valve rozumie to od lat i tylko stopniowo integruje z kolejnymi sferami swojej działalności. Przyprawiająca o zawrót głowy ilość fanowskich modów zbudowanych na serii Half-Life, wymagała tylko jednego gestu: „hej, mamy tu dla was darmowe narzędzia do zabawy. Zbudujcie sobie z nich coś fajnego, a my chętnie popatrzymy”. Podobnie introdukcja modułu Greenlight na platformie Steam, promującego gry niezależne wybierane głosami tłumu: „hej, słyszeliśmy, że stworzyliście coś fajnego. To umówmy się tak: wy zaprezentujcie to znajomym, a jak oni dadzą Wam zielone światło, to i my was wesprzemy”. Steam Machine? „Hej, a nadal fantazjujecie o hi-endowym komputerze, na którym moglibyście grać rozwaleni na kanapie w salonie? Bo mamy taki pomysł na konsolę…”. I wreszcie Steam Reviews: „hej, my też czasem podchodzimy sceptycznie do mainstreamowych recenzji gier… może chcecie sami zacząć je pisać?”.
Steam Reviews to nie tylko kolejna ważna lekcja dla kilku zarozumiałych konkurentów, którzy trwają w kulturze korporacyjnej z zeszłej epoki. To raczej promyk nadziei na spóźnioną adaptację całej branży do zmieniającego się otoczenia biznesowego. Bo wiara w myślący tłum nie jest koncepcją wymyśloną dzisiejszego poranka – wystarczy sięgnąć po wyprzedzającą swoją epokę „Mądrość Tłumu” Jamesa Surowieckiego z… 2004 roku. Albo przejrzeć znakomite przykłady wykorzystania w praktyce crowdsourcingu autorstwa biznesowych gigantów z innych branż.
Dobrze widzieć efekty takiego stylu myślenia szczególnie teraz, kiedy inny pionier crowdsourcingu w branży gier – Blizzard Entertainment – coraz chętniej maszeruje w dokładnie przeciwnym kierunku, o czym niedawno na łamach AntyWebu pisał Filip Żyro. Pozostaje obserwować, czy inni wyciągną z tego naukę z korzyścią dla siebie i konsumentów, czy też Valve nadal będzie budować ze swoją społecznością utopijną enklawę partnerstwa w oceanie autorytarnej korporacyjności.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu