Android

Stary Android? Już przestałem się przejmować

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

Reklama

Aktualizacje. Aktualizacje. Aktualizacje. W pewnym momencie, dla niektórych użytkowników, to staje się najważniejsze. Decydujące wręcz. Jeśli jakiś sprzęt nie rokuje, to znaczy istnieje prawdopodobieństwo, że po wydaniu oficjalnego uaktualnienia nie dotrze ono w ciągu - dajmy na to - miesiąca, to dany model smartfona odpada w przedbiegach. Kiedyś też było to dla mnie kluczowe. I w końcu przestało.

Nie popadłem jednak w skrajność i nie korzystam dziś z Androida w pamiętnej wersji 4.4. Ale niechęć do pierwszy wersji 8.0 Oreo dla mojego Nexusa 6p spowodowała, że po dzisiejszy dzień aktualizacji nie przeprowadziłem. I telefon działa bezproblemowo, służy mi każdego dnia - czy to do kontaktu ze znajomymi, czy do pracy, czy do robienia zdjęć. Czy wydaje mi się, żebym coś tracił? Właśnie nie. I to jest tutaj najważniejsze. Żadna z nowości, które wprowadzono w Oreo nie wydaje mi się tak istotna i potrzebna, że byłbym zmuszony do aktualizacji. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała przy Lollipopie, Marshmallow czy Nougacie - czy były to usprawnienia dla powiadomień czy poprawki wizualne, to z dnia na dzień pragnąłem mieć najnowszą wersję systemu. To minęło.

Reklama

Choć doskonale pamiętam też początkowy okres penetracji rynku przez system Google. Jeszcze wtedy istniała jedna z moich ublubionych firm - Sony Ericsson - a do sprzedaży trafił model ze średniej półki, czyli Xperia X8. Nic wybitnego, ale nieźle prezentujący się telefon, ze śmiesznie (w dzisiejszych okolicznościach) małym ekranem i średnim aparatem (bez autofocusa). Ale w ofertach operatorów brylował, a na tle innych telefonów wypadał całkiem nieźle. Otrzymywanie powiadomienia o nowym e-mailu w Gmailu czy szybkie wysyłanie fotki na Facebooka były hitem - oczywiście nie był to pierwszy telefon ogólnodostępny, który na to pozwolił, ale z łatwością wspominam dziś jak wiele osób z kręgu moich znajomych zaczynało przygodę ze smartfonem właśnie w taki sposób.

Aż któregoś pięknego dnia Facebook pokazał Messengera. I wtedy okazało się, że Xperia X8 nie otrzyma (oficjalnej) aktualizacji do następnej wersji Androida - 2.3. To ona, minimalnie, wymagana była do działania komunikatora Facebooka, a Xperia zatrzymała się na Androidzie 2.1. Naturalnie, że można było sięgnąć po nieoficjalne wersje systemu, ale czy (popularny ZU) zwykły użytkownik w ogóle chce się zajmować takimi sprawami? Nie ma aktualizacji, to nie ma. Gdy tylko mogę, zmienię telefon - twierdziła większość.

A piszę o tym wszystkim dlatego, żeby pokazać jak dużym przeskokiem bywały kiedyś aktualizacje systemu. Dotykały użytkowników w bezpośredni sposób. Brak nowej wersji systemu oznaczał brak dostępu do nowych, fajnych aplikacji. Dziś taka sytuacja nie może mieć wręcz miejsca, bo deweloper sam kręci na siebie bata ograniczając grono odbiorców własnej aplikacji. Powstało tak duże rozwarstwienie, że posiadanie telefonu z Androidem 7 czy 6 nie jest już dotkliwym problemem. To pokazuje, z jednej strony, dojrzałość systemu, który oferuje wszystkie najważniejsze funkcje już od dawna, ale z drugiej strony cały czas wracamy do problemu starych wersji Androida, na które natykam się każdego dnia.

Żeby nie było, że cały ten tekst dotyczy tylko platformy Google. Oczywiście na rynku nie brakuje iPhone'ów, które zatrzymały się na iOS 9 czy iOS 10, ale Apple nieco lepiej radzi sobie z wtłaczaniem nowych wersji systemu na te urządzenia. Często dzieje się to automatycznie, w nocy,w trakcie ładowania, a rano użytkownik odblokowuje zaktualizowany telefon. Medal zawsze ma dwie strony i na taki nachalny sposób dystrybucji aktualizacji też można ponarzekać.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama