Boeing planuje pierwszy załogowy start Starlinera na 1 czerwca, jednak data ta nie jest jeszcze w pełni potwierdzona. Misja Crew Flight Test miała pierwotnie wystartować 6 maja z kosmodromu Cape Canaveral na Florydzie, jednak została odwołana z powodu awarii zaworu w górnym stopniu rakiety Atlas V należącej do United Launch Alliance (firma została założona przez Lockheed Martin i... Boeinga). Usterka zmusiła ULA do wymiany zaworu, co wiązało się z przemieszczeniem rakiety poza stanowisko startowe i przesunięciem daty startu na 17 maja.
Niestety, uszkodzony zawór nie był jedyną usterką. W module serwisowym Starlinera wykryto niewielki wyciek helu, co spowodowało kolejne opóźnienia. Nowa data startu została ustalona na 21 maja, a następnie przesunięta na 25 maja, aby dać zespołowi więcej czasu na dokładną ocenę problemu. Trzy dni temu natomiast NASA ogłosiła, że planowany start 25 maja nie jest możliwy — bez podania kolejnej docelowej daty.
To nie są miłe okoliczności dla Boeinga: firma od dłuższego czasu boryka się z problemami wizerunkowymi, których zarzewiem są nie tylko awarie samolotów i nawet oskarżenia o jednoznaczną winę w dwóch katastrofach samolotów 737 MAX w ciągu ostatniej dekady. Boeing zmaga się ponadto z informacjami przekazanymi mediom przez sygnalistów — pracowników firmy, którzy byli świadkami zaniechań wyższych rangą managerów i kierowników produkcji w kontekście jakości. I co ciekawe... dwóch z trzech sygnalistów zmarło w dziwnych okolicznościach.
Wróćmy jednak do kwestii Starlinera. Dzień po skreśleniu 25 maja w roli daty startu maszyny (22 maja) NASA podała nową wstępną datę startu – 1 czerwca o godzinie 12:25 czasu EDT (18:25 w Polsce, zgodnie z czasem CEST), ale przy okazji wyznaczono "zapasowe daty": 2, 5 i 6 czerwca. Wszystkie wyznaczone dni można rozumieć jedynie jako "orientacyjne", bo zespoły techniczne dalej oceniają stan samego Starlinera, jak i rakiet.
Aktualnie, zespoły techniczne pracują nad oceną wydajności i redundancji Starlinera po odkryciu wycieku helu. Czym jest redundancja? Chodzi o "zdublowanie" krytycznych elementów statku kosmicznego: w razie awarii jednego, można użyć drugiego, zapasowego systemu (czasami jest ich nawet więcej, niż jeden). W kosmosie, gdzie możliwości szybkiej wymiany komponentu, czy naprawy są mocno ograniczone, redundancja w tym sensie to standard.
NASA informuje, że zespoły aktualnie kończą sprawdzanie systemu napędowego i wpływ wycieku heli na bezpieczeństwo misji. Więcej na ten temat dowiemy się zapewne w trakcie konferencji prasowej NASA, Boeinga i ULA dziś (tj. 24 maja) o godzinie 17:00 czasu obowiązującego w Polsce. Misja CFT ma na celu wysłanie astronautów NASA, Butcha Wilmore'a i Suni Williams na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Pobyt kosmonautów na stacji potrwa około tygodnia. Jest to odpowiednik testowego lotu SpaceX Demo-2 z 2020 roku, który zakończył się sukcesem, umożliwiając kapsule Dragon regularne sześciomiesięczne misje załogowe do i z ISS.
Dla Starlinera natomiast będzie to trzeci taki lot. Poprzednie dwie misje testowe, przeprowadzone w grudniu 2019 r. i maju 2022 r. spotkały się z odrobinę "mieszanym" odbiorem w środowisku fanów "podboju kosmosu". Pierwsza z nich nie zakończyła się zgodnie z planem, ale druga była udana. Są więc nadzieje na to, że tym razem się uda: choć są i tacy, którzy uważają, że "Starliner jest projektem przeklętym" i oliwy do mocno rozhulanego ognia w tej sprawie dolewają kolejne doniesienia o nieprawidłowościach w Boeingu oraz firmach, które znajdują się w jego posiadaniu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu