Kosmiczna saga i naprawa błędów Boeinga ciągnie się nadal. Okazuje się, że astronauci, którzy mieli spędzić na ISS zaledwie 8 dni, a już są siódmy miesiąc, poczekają tam jeszcze dłużej, niż przewidywano.
Pierwsza załogowa misja kapsuły Starliner, mająca stanowić kamień milowy w rozwoju kosmicznych technologii Boeinga, zamieniła się w techniczny koszmar. Astronauci Butch Wilmore i Suni Williams, którzy pierwotnie mieli spędzić zaledwie osiem dni na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS), utknęli na jej pokładzie na wiele miesięcy z powodu awarii systemu napędowego kapsuły. Sytuacja ta nie tylko podważa wiarygodność Boeinga, ale również stawia NASA przed trudnymi wyborami dotyczącymi bezpieczeństwa i strategii kosmicznych.
Obiecujący start, ale potem tylko gorzej
Start misji 5 czerwca 2024 roku wydawał się obiecujący. Starliner, wyniesiony na orbitę przez rakietę Atlas V, zadokował do ISS zgodnie z planem. Jednak już podczas podejścia do stacji ujawniły się poważne problemy z pięcioma silnikami kontrolującymi manewrowanie kapsuły. Te awarie były jedynie początkiem większych trudności, które pojawiły się w trakcie misji. Wyciek helu w systemie napędowym oraz inne usterki techniczne sprawiły, że NASA zdecydowała się nie ryzykować i pozostawiła kapsułę na ISS, by dokładnie zbadać przyczyny awarii.
Pierwotny plan zakładał, że Wilmore i Williams wrócą na Ziemię na pokładzie Starlinera. Jednak narastające problemy techniczne zmusiły NASA do podjęcia decyzji o sprowadzeniu astronautów za pomocą kapsuły Crew Dragon, opracowanej przez SpaceX. Taki plan wymagał jednak stworzenia dodatkowych miejsc w statku SpaceX, co nie było możliwe wcześniej niż na początku 2025 roku. Jednak kolejne opóźnienia sprawiają, że nie wiadomo, kiedy dokładnie się to wydarzy.
Dla Boeinga, który od lat zmaga się z kryzysem wizerunkowym po katastrofach samolotów 737 Max, awaria Starlinera to kolejny cios. Firma zainwestowała miliardy dolarów w rozwój swojej kapsuły, mając nadzieję na rywalizację ze SpaceX w zakresie transportu kosmicznego. Awaria i konieczność skorzystania z konkurencyjnych rozwiązań SpaceX podważa nie tylko techniczne kompetencje Boeinga, ale także jego zdolność do dotrzymywania kroku rosnącej konkurencji w sektorze kosmicznym.
Tydzień zamienił się w prawie rok
Astronauci mieli spędzić na międzynarodowej stacji kosmicznej zaledwie 8 dni. Plan awaryjny zakładał, że na powierzchni Ziemi wylądują oni pod koniec lutego 2025 roku. Jednak najnowsze oświadczenie NASA poddaje pod wątpliwość taki scenariusz. Okazuje się, że astronauci wrócą nie wcześniej niż w końcówce marca. W takim wypadku mogą oni spędzić na ISS nawet 9-10 miesięcy.
Dla Wilmore’a i Williams pozostanie na ISS oznacza nie tylko fizyczne wyzwania związane z długotrwałym pobytem w warunkach mikrograwitacji, ale także potencjalne problemy psychologiczne wynikające z przedłużonej izolacji i rozłąki z bliskimi.
NASA w potrzasku, ale decyzja musiała zostać podjęta
NASA, choć wciąż oficjalnie wspiera Boeinga, znalazła się w trudnej sytuacji. Agencja musi balansować między politycznym i wizerunkowym wsparciem dla jednego z kluczowych partnerów a rzeczywistością techniczną, która wskazuje na wyższość rozwiązań SpaceX. Przeznaczenie dodatkowego czasu na rozwój nowego statku Dragon dla misji Crew-10 to kolejny dowód na to, że NASA bardziej ufa technologii opracowanej przez firmę Elona Muska.
Awaria Starlinera to nie tylko problem dla obecnej misji, ale także pytanie o przyszłość Boeinga w sektorze kosmicznym. Firma, która miała być jednym z filarów amerykańskiego programu załogowych lotów kosmicznych, musi teraz zmierzyć się z konsekwencjami swoich niepowodzeń. Czy Boeing zdoła odbudować zaufanie i udowodnić, że jego technologie są bezpieczne i niezawodne?
Grafika: NASA
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu