Felietony

Stara gwardia zmiażdżona przez Chińczyków. Gdzie się podziało Sony, HTC, LG i Nokia?

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

122

Jeszcze kilka lat temu tylko żartownisie mówili, że chińskie smartfony zaleją rynek i pogrzebią popularność dużych, znanych marek. Chyba sam się tego nie spodziewałem, a jednak dziś wszystko wygląda zupełnie inaczej niż choćby w 2015 roku. A to przecież było tak niedawno.

Mój pierwszy smartfon był od HTC

Niedawno znalazłem na komputerze stare zdjęcie swojego pierwszego smartfona. Pamiętam, że kupiłem go od kogoś z Allegro - wiecie jak to bywało. Wzięty w abonamencie, potem na handel. Nówka sztuka, pudełko jeszcze w folii - na szczęście nie była zrywana by sprawdzić, czy sprzęt działa. Smartfon oferowała Era i nawet nie pamiętam, czy był dostępny w normalnej sprzedaży. Niecodzienna konstrukcja z fizyczną klawiaturą wydawała się wręcz idealna do pisania, co też chętnie robiłem choćby na kiepsko działającej wtedy mobilnej aplikacji Gadu-Gadu. Ale mam do tego sprzętu ogromny sentyment przede wszystkim ze względu na to, że to on jako pierwszy zaoferował mi dostęp do mobilnego internetu. Pamiętam też, że paczka z danymi nie kosztowała mało, a zawsze z tyłu głowy czaiła się myśl, że nie wystarczy do końca okresu rozliczeniowego.

Kiedy na nowszym Androidzie HTC Dream przestał już działać sprawnie, przesiadłem się na Sony Xperia X10, by na kilka lat zrazić się przez ten smartfon do mobilnego systemu od Google i dość szybko przejść do obozu Apple, gdzie przez kilka lat używałem swojego pierwszego iPhona, dokładnie modelu 4S. Wspominam o tym dlatego, że nie świta mi w głowie żaden chiński smartfon z tamtych lat.

Kiedy w 2015 roku zaczynałem pracować dla Antyweb, sytuacja też wyglądała zupełnie inaczej. Aż zajrzałem sobie do naszych starych filmów z tego roku i wyglądało to mniej więcej tak:

  • Samsung
  • Sony
  • HTC
  • Lumia
  • iPhone
  • LG

Pojawiali się też debiutanci - Huawei i Honor, ale wtedy jeszcze w ramach ciekawostki. Nigdy nie zapomnę jakie zamieszanie w branży tech wywołało poprawne wymawianie nazwy chińskiego producenta - każdy uważał, że wie lepiej, ostatecznie samo Huawei musiało wyjaśnić jak należy to robić. Oczywiście gdzieś tam istniała już mała grupa fanów smartfonów chińskiej firmy, ale ekspansja na naszym rynku miała dopiero nadejść i na dobrą sprawę Huawei Ascend P8 tego jeszcze nie zwiastował. Później poszło szybko - Huawei P9, Robert Lewandowski i Polacy poznali Huawei, kupując ich smartfony na potęgę.

Czym w zasadzie wygrały chińskie firmy. Czy aby tylko na pewno ceną?

Wszyscy wiemy, że cena czyni cuda. Odpowiednio korzystne oferty na smartfony Huawei (tu dodatkowo połączone z ogromną promocją w mediach) i Xiaomi (mało promocji, za to świetne ceny) sprawiły, że Polacy pokochali ich urządzenia, ale podobnie działo się w zasadzie w całej Europie. Żadna z tych firm nie pchała jeszcze branży mobile do przodu, ale oferowała to samo co droższa konkurencja, wyceniając jednak swoje produkty zdecydowanie lepiej. I ja doskonale rozumiem, że nawet idąc na pewne ustępstwa, ludzie wolą zapłacić za smartfona mniej niż więcej - to logiczne.

Później okazało się, że i w temacie nowości to właśnie chińskie firmy zaczynają rozdawać karty. Wystarczy wspomnieć o Huawei i tym, jaki poczynili postęp jeśli chodzi o aparaty w swoich smartfonach. A szybkie ładowanie? To właśnie telefony z Chin popularyzują ten trend. Były wysuwane przednie aparaty? To również oni. A wszystko to wciąż w dość rozsądnych cenach, choć zarówno Huawei, jak i Xiaomi przestały być kojarzone z tanimi chińskimi smartfonami. Jest to szczególnie zaskakujące w przypadku tego drugiego producenta. Xiaomi Mi 9 wyceniono na starcie na 1899zł, a Xiaomi Mi 10 już na 3499 złotych za bazowe modele. Tyle tylko, że dziesiątka to też trochę inny poziom telefonu, ale jednak moim zdaniem na rynku ważniejsza była cena niż to, że producent nie musiał tym razem iść na kompromisy.

A co ze starą gwardią? Gdzie są Sony, HTC, LG?

Żyją, produkują smartfony, ale chyba trudno powiedzieć, by miały się dobrze. Na początku maja pojawiło się niemałe zamieszanie z zestawieniem najpopularniejszych producentów smartfonów w Polsce. W jednym badaniu na szczycie był Samsung, w drugim Xiaomi - ale patrząc na te rankingi z innej strony trzeba zauważyć jedno. Ani w jednym, ani w drugim nie pojawiły się Sony, HTC czy LG. Są oczywiście zawsze obecne, ale w kategorii "inni producenci". I w zasadzie jakiego hasła nie wpiszecie w Google, nie pojawią się w żadnym światowym rankingu i ani jeden ich telefon nie wszedł do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych urządzeń ubiegłego roku.

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego? Ja tak, szczególnie testując LG V60 ThinQ 5G. To solidny smartfon, ale zdecydowanie lepiej pasowałby do 2018, może do początku 2019 roku. W dodatku został kiepsko wyceniony, bo aż na 4299 złotych. Za te same pieniądze można kupić Samsunga Galaxy S20+, który zaoferuje lepszy ekran z wyższym odświeżaniem i lepsze aparaty. I gdyby tak porównać te dwa smartfony, to na korzyść LG przemawia wyłącznie świetne audio na kablowych słuchawkach - super sprawa, szkoda tylko, że cały mobilny świat już jakiś czas temu pożegnał się z przewodami. Pewnie LG V60 znajdzie klientów, ale po pierwszych obniżkach. Ale i wtedy będzie musiał walczyć z mocną konkurencją, mówi się że na niższych półkach cenowych jest nawet trudniej.

Sony? Walczy, ale bez rezultatów. Kolejne Xperie pojawiają się regularnie, idą pod prąd jeśli chodzi o design, ale też nie cieszą się dużą popularnością. Chociaż można wyrzucić słowo "dużą" i zostawić popularnością - będzie tak samo prawdziwe. O kiepskiej sprzedaży smartfonów Sony pisałem już rok temu i nic się w tym temacie nie zmieniło. A trochę szkoda, bo to fajne urządzenia.

Niestety każdy z wymienionych producentów popełnił te same błędy i niewiele się na nich nauczył. No może poza HTC, które chyba niedługo w ogóle zniknie z rynku smartfonów. Po pierwsze, firmy przegapiły ekspansję chińskich marek i to, jak walczyły one o klienta cenami. Nie mieli po prostu interesującej kontroferty. Druga sprawa to innowacje - nie poszli tą drogą, która powinni. Albo promowali technologie, które nie spotkały się z masową aprobatą, albo nie nadążali za chińską konkurencją. Na ich tle nie byli też już synonimem bezawaryjności, zostało tylko to dziwne pozycjonowanie się jako marki premium. Sony dość długo powtarzało to na pokazach nowych smartfonów, co brzmiało logicznie - w końcu mają za sobą lata tradycji i odpowiedniej pozycji, ale ludzie tego po prostu nie kupili. Woleli Redmi, które oferowało to samo za niższe pieniądze i nawet łatka "telefonu z Aliexpress i Gearbesta" temu nie zaszkodziła.

O tym, jakie smartfony są teraz popularne, możecie się bardzo łatwo przekonać sami. Popatrzcie czego używają znajomi albo zapytajcie jakie smartfony polecają. Idę o zakład, że pojawią się tam tylko takie nazwy jak Apple, Samsung, Xiaomi i Huawei (z tym ostatnim już nie jestem taki przekonany z uwagi na brak usług Google). Wyjątkiem jest tu szef Xiaomi, który używa iPhone.

No właśnie, Apple i Samsung

Apple ma tak ugruntowaną pozycję, że nic jej nie zaszkodzi. Powiem więcej - iPhone XR, iPhone 11, iPhone SE 2020 - wszystkie odstają od flagowców, a jednak sprzedają się rewelacyjnie z uwagi na rozsądną, jak na Apple oczywiście, cenę. A taki iPhone 11 to po prostu świetny smartfon, którego mogę z czystym sumieniem polecić. Ze starej gwardii ostał się też Samsung, który walczy o to pierwsze miejsce najpopularniejszych producentów i na pewno nie złoży broni. Bo ma w zasadzie wszystko - bardzo dobre flagowce oraz solidne niższe półki. Cenowo jest drożej niż chińska konkurencja, ale swoje robi tu też duża promocja i oferty abonamentowe. Ale trzeba też pamiętać, że Samsung nie przespał zmian. Ma bardzo dobrze działające czytniki w ekranach, świetne aparaty, ekrany z odświeżaniem 120Hz i powiedziałbym nawet, że wraz z chińskimi producentami kreuje aktualne trendy w branży, popychając technologię do przodu.

Co przyniesie przyszłość?

Kolejne lata nie są wcale takie oczywiste. Z jednej strony chińskie smartfony drożeją, z drugiej na własne oczy widzieliśmy jak polityczne decyzje USA mogą wpłynąć na branżę technologiczną. Amerykański ban dla Huawei to potężny cios, z którym firma musi sobie radzić na rynkach innych niż swój. Mocno promuje własny sklep AppGallery, dodając tam kolejne istotne dla użytkowników aplikacje. Ale została odcięta od usług Google i choćby popularnych płatności mobilnych Google na kolejny rok. I ich udział w polskim rynku spada. Mówi się też o banie dla Xiaomi, co mogłoby mocno zachwiać ich pozycję na wielu rynkach. A przecież przy takim scenariuszu pozostałe chińskie firmy też nie mogą czuć się bezpiecznie. Może się więc okazać, że właśnie z tego powodu za kilka lat sytuacja na rynku będzie wyglądać jeszcze inaczej. Ale jestem więcej niż pewny, że zostaną na nim dwa stałe punkty - Apple i Samsung.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu