Tesla

Gdybym stanął w kolejce po Tesla Model 3, byłbym rozczarowany

Maciej Sikorski
Gdybym stanął w kolejce po Tesla Model 3, byłbym rozczarowany
16

Nie tak to miało wyglądać. Powinny się rozpoczynać złote czasy korporacji Elona Muska, okres, w którym Tesla wchodzi na zupełnie inny etap działań, mocno zmienia skalę produkcji. Tymczasem firma zmaga się ze starymi problemami i co trzy miesiące powtarza, że w końcu będzie lepiej, że zaraz będzie produkować znacznie więcej aut. Już za chwilę, już za momencik. Wielu klientom pewnie to nie przeszkadza. Ale znajdą się i tacy, którzy zacisną pięści i zagryzą wargi, bo amerykański producent obiecywał im "budżetowy" samochód elektryczny w rozsądnym czasie...

Tesla zaprezentowała wyniki produkcji aut w ostatnim kwartale 2017 roku. Przy czym od razu zaznaczę, że dla firmy ważniejsze są liczby przedstawiające auta, które dostarczono w tym czasie do klientów. I tak w ostatnich trzech miesiącach dostarczono 29870 pojazdów, z czego 15200 stanowił Model S, 13120 Model X, a 1550 Model 3. Dla dwóch pierwszych aut był to najlepszy kwartał, poprawiono wyniki z poprzedniego kwartału oraz z analogicznego okresu roku 2016. W całym 2017 roku dostarczono ponad sto tysięcy samochodów, o 1/3 poprawiono wynik z roku 2016. Te rezultaty mogłyby cieszyć akcjonariuszy i fanów firmy, bo widać, że sprzedaż rośnie, że korporacja się rozwija. Na pierwszy plan wysuwa się jednak Model 3, z którym gracz wciąż ma problem.

Tesla zaprezentowała wyniki produkcji aut w ostatnim kwartale 2017 roku. Przy czym od razu zaznaczę, że dla firmy ważniejsze są liczby przedstawiające auta, które dostarczono w tym czasie do klientów. I tak w ostatnich trzech miesiącach dostarczono 29870 pojazdów, z czego 15200 stanowił Model S, 13120 Model X, a 1550 Model 3. Dla dwóch pierwszych aut był to najlepszy kwartał, poprawiono wyniki z poprzedniego kwartału oraz z analogicznego okresu roku 2016. W całym 2017 roku dostarczono ponad sto tysięcy samochodów, o 1/3 poprawiono wynik z roku 2016. Te rezultaty mogłyby cieszyć akcjonariuszy i fanów firmy, bo widać, że sprzedaż rośnie, że korporacja się rozwija. Na pierwszy plan wysuwa się jednak Model 3, z którym gracz wciąż ma problem.

Pamiętacie zapewne, że pół roku temu Elon Musk dość optymistycznie podchodził do prognoz dotyczących "taniego" elektryka. Jeszcze w sierpniu miało się ich pojawić sto, wrzesień miał przynieść 1500 aut, a grudzień już 20 tysięcy. Nie wierzyłem, ale byłem ciekaw, ile uda się zrealizować z tego planu. Już w podsumowaniu trzeciego kwartału w oczy rzucało się to, że jest obsuwa: w raporcie wspomniano o 220 dostarczonych pojazdach Model 3. Jednocześnie podkreślono, że firma zmaga się z wąskim gardłem produkcyjnym, że nawalił podwykonawca. Ale temat miał być szybko załatwiony, znowu podano "sympatyczne" prognozy na ostatni kwartał 2017 roku i pierwszy kwartał roku 2018.

W obu przypadkach zapowiedzi nie zostaną zrealizowane. W tym pierwszym już jest to jasne - nie mówimy o tysiącach aut tygodniowo, lecz o niespełna 2,5 tys. wyprodukowanych w całym kwartale (podkreślę: wyprodukowanych). Liczbę pięciu tysięcy samochodów tygodniowo uda się zrealizować dopiero pod koniec drugiego kwartału 2018 roku. I chciałbym napisać, że tak się pewnie stanie, ale... Przyznam, że nie rozumiem polityki Elona Muska i korporacji Tesla w zakresie prognozowania swojej produkcji. Przecież ten sam problem obserwujemy od lat, amerykańska firma rzadko dotrzymuje słowa. Problem z podwykonawcą? Cóż, trzeba to było wziąć pod uwagę. Przez kolejne lata wadzi podwykonawca?

Już teraz można napisać, że buńczuczne zapowiedzi dotyczące wyprodukowania pół miliona aut w 2018 roku, należy włożyć między bajki. Przy okazji zastanawiam się, czy ten poziom produkcji firmie uda się zrealizować w bieżącej dekadzie. Uwidacznia się problem, o którym pisałem w pierwszej połowie 2016 roku: duża liczba zamówień na Model 3, może być dla korporacji przekleństwem. Bo chociaż te setki tysięcy klientów nie wpłaciły wielkich zaliczek, to część z nich mogla się wstrzymać z zakupem nowego auta, by poczekać na budżetowego elektryka. Tymczasem to oczekiwanie mocno przeciąga się w czasie. To nie jest dobra reklama.

Jeśli nadal będzie to wyglądało w ten sposób, sytuację może w końcu wykorzystać konkurencja, która zacznie dostarczać na rynek podobne modele. I co wtedy? Zniknie przewaga w postaci wcześniejszego startu firmy Tesla na rynku elektryków, pojawi się wada w postaci małej skali i niewystarczającego zaplecza. Chyba, że starzy wyjadacze nie będą się spieszyć, bo stwierdzą, że na razie i tak jest to zbyt wąska nisza. Przy produkcji na poziomie stu tysięcy aut rocznie, korporacja Muska świata nie zwojuje. I nie zmieni tego fakt, że akcje producenta mocno podrożały w ostatnich kwartałach.

Media piszą już o pickupie z logo tego producenta, lecz trudno spodziewać się go na rynku w bliżej określonej przyszłości. Model 3 to absolutny priorytet. A w kolejce są jeszcze Tesla Semi i nowy Roadster, które zaprezentowano jesienią ubiegłego roku. Kalendarz z gumy nie jest, moce produkcyjne też nie są. Firma będzie oczywiście przekonywać, że nie chce się skupiać na ilości, lecz jakości, ale... nic innego jej nie pozostało. Gdyby Model 3 trafił na rynek później i z wadami, wyglądałoby to naprawdę źle. Tymczasem, może przynajmniej dowiemy się od rzeszy kierowców, że warto było czekać...

Pamiętacie zapewne, że pół roku temu Elon Musk dość optymistycznie podchodził do prognoz dotyczących "taniego" elektryka. Jeszcze w sierpniu miało się ich pojawić sto, wrzesień miał przynieść 1500 aut, a grudzień już 20 tysięcy. Nie wierzyłem, ale byłem ciekaw, ile uda się zrealizować z tego planu. Już w podsumowaniu trzeciego kwartału w oczy rzucało się to, że jest obsuwa: w raporcie wspomniano o 220 dostarczonych pojazdach Model 3. Jednocześnie podkreślono, że firma zmaga się z wąskim gardłem produkcyjnym, że nawalił podwykonawca. Ale temat miał być szybko załatwiony, znowu podano "sympatyczne" prognozy na ostatni kwartał 2017 roku i pierwszy kwartał roku 2018.

Tesla zaprezentowała wyniki produkcji aut w ostatnim kwartale 2017 roku. Przy czym od razu zaznaczę, że dla firmy ważniejsze są liczby przedstawiające auta, które dostarczono w tym czasie do klientów. I tak w ostatnich trzech miesiącach dostarczono 29870 pojazdów, z czego 15200 stanowił Model S, 13120 Model X, a 1550 Model 3. Dla dwóch pierwszych aut był to najlepszy kwartał, poprawiono wyniki z poprzedniego kwartału oraz z analogicznego okresu roku 2016. W całym 2017 roku dostarczono ponad sto tysięcy samochodów, o 1/3 poprawiono wynik z roku 2016. Te rezultaty mogłyby cieszyć akcjonariuszy i fanów firmy, bo widać, że sprzedaż rośnie, że korporacja się rozwija. Na pierwszy plan wysuwa się jednak Model 3, z którym gracz wciąż ma problem.

Pamiętacie zapewne, że pół roku temu Elon Musk dość optymistycznie podchodził do prognoz dotyczących "taniego" elektryka. Jeszcze w sierpniu miało się ich pojawić sto, wrzesień miał przynieść 1500 aut, a grudzień już 20 tysięcy. Nie wierzyłem, ale byłem ciekaw, ile uda się zrealizować z tego planu. Już w podsumowaniu trzeciego kwartału w oczy rzucało się to, że jest obsuwa: w raporcie wspomniano o 220 dostarczonych pojazdach Model 3. Jednocześnie podkreślono, że firma zmaga się z wąskim gardłem produkcyjnym, że nawalił podwykonawca. Ale temat miał być szybko załatwiony, znowu podano "sympatyczne" prognozy na ostatni kwartał 2017 roku i pierwszy kwartał roku 2018.

W obu przypadkach zapowiedzi nie zostaną zrealizowane. W tym pierwszym już jest to jasne - nie mówimy o tysiącach aut tygodniowo, lecz o niespełna 2,5 tys. wyprodukowanych w całym kwartale (podkreślę: wyprodukowanych). Liczbę pięciu tysięcy samochodów tygodniowo uda się zrealizować dopiero pod koniec drugiego kwartału 2018 roku. I chciałbym napisać, że tak się pewnie stanie, ale... Przyznam, że nie rozumiem polityki Elona Muska i korporacji Tesla w zakresie prognozowania swojej produkcji. Przecież ten sam problem obserwujemy od lat, amerykańska firma rzadko dotrzymuje słowa. Problem z podwykonawcą? Cóż, trzeba to było wziąć pod uwagę. Przez kolejne lata wadzi podwykonawca?

Już teraz można napisać, że buńczuczne zapowiedzi dotyczące wyprodukowania pół miliona aut w 2018 roku, należy włożyć między bajki. Przy okazji zastanawiam się, czy ten poziom produkcji firmie uda się zrealizować w bieżącej dekadzie. Uwidacznia się problem, o którym pisałem w pierwszej połowie 2016 roku: duża liczba zamówień na Model 3, może być dla korporacji przekleństwem. Bo chociaż te setki tysięcy klientów nie wpłaciły wielkich zaliczek, to część z nich mogla się wstrzymać z zakupem nowego auta, by poczekać na budżetowego elektryka. Tymczasem to oczekiwanie mocno przeciąga się w czasie. To nie jest dobra reklama.

Jeśli nadal będzie to wyglądało w ten sposób, sytuację może w końcu wykorzystać konkurencja, która zacznie dostarczać na rynek podobne modele. I co wtedy? Zniknie przewaga w postaci wcześniejszego startu firmy Tesla na rynku elektryków, pojawi się wada w postaci małej skali i niewystarczającego zaplecza. Chyba, że starzy wyjadacze nie będą się spieszyć, bo stwierdzą, że na razie i tak jest to zbyt wąska nisza. Przy produkcji na poziomie stu tysięcy aut rocznie, korporacja Muska świata nie zwojuje. I nie zmieni tego fakt, że akcje producenta mocno podrożały w ostatnich kwartałach.

Media piszą już o pickupie z logo tego producenta, lecz trudno spodziewać się go na rynku w bliżej określonej przyszłości. Model 3 to absolutny priorytet. A w kolejce są jeszcze Tesla Semi i nowy Roadster, które zaprezentowano jesienią ubiegłego roku. Kalendarz z gumy nie jest, moce produkcyjne też nie są. Firma będzie oczywiście przekonywać, że nie chce się skupiać na ilości, lecz jakości, ale... nic innego jej nie pozostało. Gdyby Model 3 trafił na rynek później i z wadami, wyglądałoby to naprawdę źle. Tymczasem, może przynajmniej dowiemy się od rzeszy kierowców, że warto było czekać...

W obu przypadkach zapowiedzi nie zostaną zrealizowane. W tym pierwszym już jest to jasne - nie mówimy o tysiącach aut tygodniowo, lecz o niespełna 2,5 tys. wyprodukowanych w całym kwartale (podkreślę: wyprodukowanych). Liczbę pięciu tysięcy samochodów tygodniowo uda się zrealizować dopiero pod koniec drugiego kwartału 2018 roku. I chciałbym napisać, że tak się pewnie stanie, ale... Przyznam, że nie rozumiem polityki Elona Muska i korporacji Tesla w zakresie prognozowania swojej produkcji. Przecież ten sam problem obserwujemy od lat, amerykańska firma rzadko dotrzymuje słowa. Problem z podwykonawcą? Cóż, trzeba to było wziąć pod uwagę. Przez kolejne lata wadzi podwykonawca?

Już teraz można napisać, że buńczuczne zapowiedzi dotyczące wyprodukowania pół miliona aut w 2018 roku, należy włożyć między bajki. Przy okazji zastanawiam się, czy ten poziom produkcji firmie uda się zrealizować w bieżącej dekadzie. Uwidacznia się problem, o którym pisałem w pierwszej połowie 2016 roku: duża liczba zamówień na Model 3, może być dla korporacji przekleństwem. Bo chociaż te setki tysięcy klientów nie wpłaciły wielkich zaliczek, to część z nich mogla się wstrzymać z zakupem nowego auta, by poczekać na budżetowego elektryka. Tymczasem to oczekiwanie mocno przeciąga się w czasie. To nie jest dobra reklama.

Jeśli nadal będzie to wyglądało w ten sposób, sytuację może w końcu wykorzystać konkurencja, która zacznie dostarczać na rynek podobne modele. I co wtedy? Zniknie przewaga w postaci wcześniejszego startu firmy Tesla na rynku elektryków, pojawi się wada w postaci małej skali i niewystarczającego zaplecza. Chyba, że starzy wyjadacze nie będą się spieszyć, bo stwierdzą, że na razie i tak jest to zbyt wąska nisza. Przy produkcji na poziomie stu tysięcy aut rocznie, korporacja Muska świata nie zwojuje. I nie zmieni tego fakt, że akcje producenta mocno podrożały w ostatnich kwartałach.

Media piszą już o pickupie z logo tego producenta, lecz trudno spodziewać się go na rynku w bliżej określonej przyszłości. Model 3 to absolutny priorytet. A w kolejce są jeszcze Tesla Semi i nowy Roadster, które zaprezentowano jesienią ubiegłego roku. Kalendarz z gumy nie jest, moce produkcyjne też nie są. Firma będzie oczywiście przekonywać, że nie chce się skupiać na ilości, lecz jakości, ale... nic innego jej nie pozostało. Gdyby Model 3 trafił na rynek później i z wadami, wyglądałoby to naprawdę źle. Tymczasem, może przynajmniej dowiemy się od rzeszy kierowców, że warto było czekać...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu