Usługi streamingowe są dobre, ponieważ za niewielką opłatą pozwalają słuchać ulubionej muzyki. Schody zaczynają się, kiedy tylko coś przestanie działać.
Jeżeli ktoś często słucha muzyki, wie zapewne, że w trakcie tego procesu mogą wystąpić pewne komplikacje. Nie jest niczym nadzwyczajnym, że co jakiś czas połączenie bezprzewodowe nieco zaszumi, a w słuchawkach przewodowych pojawią się zakłócenia. W przypadku płyt CD, kaset czy winyli, każde zabrudzenie czy zarysowanie może powodować pogorszenie się jakości nagrania. Tak samo z plikami pobranymi z sieci - jakość ich nagrania może być różna. Jednak we wszystkich tych przypadkach, zawsze mamy jakąkolwiek możliwość coś z daną sytuacją zrobić. Zepsute słuchawki możemy wymienić na działające, zacinającą się składankę wypalić od nowa, a w przypadku plików - zgrać na nowo bądź ściągnąć go z innego źródła. Są jednak sytuacje w której jeżeli w muzyce słychać nieprawidłowości, użytkownik nie ma możliwości nic z tym faktem zrobić. I tak jest w przypadku Spotify.
Czy ktoś nadzoruje to, co się wrzuca do Spotify?
Wydana w 2005 roku płyta Inferno, autorstwa mojej ulubionej kapeli Motörhead, jest krążkiem który bardzo, bardzo lubię. Nie mogłem więc zrozumieć, dlaczego przez tyle lat nie znalazła się ona na platformie Spotify. Kiedy jednak już jakimś cudem tam dotarła, to po pierwszym przesłuchaniu byłem, jeżeli nie w szoku, to przynajmniej mocno zdziwiony.
Czy ktoś to w ogóle przesłuchał przed wrzuceniem?
Numer 4 na płycie, utwór Suicide zaczyna się od tego, że się... zacina. Numer 2 natomiast, Killers, w kilku miejscach bardzo chamsko przeskakuje. Oczywiście zaraportowałem ten fakt do Spotify, ale nie spodziewam się, że zostanie to kiedykolwiek naprawione. W sieci nie jest trudno znaleźć wpisy na forach, gdzie ludzie skarżą się, iż po nawet kilku zgłoszeniach nie widzieli tego, by serwis cokolwiek robił z danym kawałkiem. W takich sytuacjach uderza mnie więc jedno uczucie - bezsilność. Tutaj wychodzi to, o czym przeciwnicy Spotify mówią od... zawsze. Że twoja muzyka nie jest tak naprawdę twoja. Jeżeli coś takiego zdarzyłoby się w przypadku pliku na moim dysku, mógłbym go zgrać z płyty, bądź pobrać z sieci. Polegając w 100 proc. na serwisie streamingowym, wierzymy, że jeżeli tylko coś w nim będzie zepsute, to administracja to naprawi.
Jest tu sytuacja analogiczna do tego, gdy na płycie UDO czy Santa Cruz z niewyjaśnionych przyczyn brakowało numerów. W tamtym przypadku też nikt nie pokusił się o to, by przez 7 lat ten fakt naprawić. W komentarzach pod tamtym postem sugerowaliście mi, że powinienem dociekać, dlaczego tych utworów nie ma. Nie zgadzam się z tym - to nie po stronie użytkownika powinien leżeć obowiązek naprawiania błędów popełnionych przez serwis, któremu płaci (może nie jakieś bardzo duże, ale zawsze jednak) pieniądze. I nie, przejście na inną usługę streamingową również nie jest wyjściem z sytuacji, ponieważ dla przykładu na Apple Music wadliwych kawałków po prostu... nie ma.
Jak mniemam, to właśnie jest jakość, za którą ktoś oczekuje ode mnie pieniędzy, tak?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu