Utarło się, że Spotify jest fajne, ale nie dla artystów - ci mieliby bowiem otrzymywać od szwedzkiego serwisu psie pieniądze. Takie są tez oficjalne p...
Utarło się, że Spotify jest fajne, ale nie dla artystów - ci mieliby bowiem otrzymywać od szwedzkiego serwisu psie pieniądze. Takie są tez oficjalne powody ucieczki stąd formacji Vulfpeck w maju br., a także Taylor Swift, która postanowiła wycofać wszystkie swoje albumy przed kilkoma dniami. Sęk w tym, że na obecności w iTunes artyści wcale nie zarabiają więcej. Prawdę powiedziawszy, są to kwoty jeszcze mniejsze.
A przynajmniej tak wynika z danych opublikowanych przez Kobalt Music Publishing, które zajmuje się gromadzeniem tantiem dla znanych europejskich muzyków (na tej liście znajdują się m.in. Maroon 5, Lenny Kravitz, Dave Grohl, Max Martin, Bob Dylan, Macklemore & Ryan Lewis). Okazuje się, że w pierwszym kwartale bieżącego roku artyści otrzymali od Spotify o 19 proc. więcej pieniędzy niż od iTunes.
Składają się na to dwa trendy. Liczba kupowanych utworów w sklepie Apple spada. Jeszcze w w Q3 2013 różnice w porównaniu ze Spotify były znaczące i sięgały 32 proc. Ale od tego czasu szwedzki serwis sukcesywnie wypłacał artystom większe sumy, czego nie można napisać o iTunes. I trudno się dziwić, bo dziś za kwotę jednego albumu w sklepie Apple'a możemy przez miesiąc legalnie korzystać z rozbudowanej bazy utworów.
Tymczasem serwisy ze streamingiem muzyki rosną i obecnie przekroczyły już 10 proc. wszystkich tantiem, jakie otrzymują muzycy za udostępnianie swojej twórczości. I mimo pojawiających się tu i ówdzie narzekań, coraz większa liczba wykonawców zaczyna doceniać ten model dystrybucji. Przykładem niech będzie chociażby Ed Sherran, który w ostatnim wywiadzie dla Sky News wyraził swoje wsparcie dla Spotify.
Tymczasem Apple ma problem, bo dotychczasowe działania, które miały pomóc w utrzymaniu zysków z iTunes nie wypaliły. Sklep, który niegdyś był symbolem rewolucji, jaka dokonała się w dystrybucji muzyki staje się powoli reliktem przeszłości. Ostatnią deską ratunku jest nowy nabytek, a więc usługa streamingu muzyki Beats Music, która prawdopodobnie za jakiś czas zostanie zintegrowana z iTunes. Otworzy do szereg nowych możliwości dla klientów sklepu, ale może się też odbić czkawką samemu Apple. Dlaczego bowiem użytkownicy mieliby płacić za pojedyncze albumy, skoro mogą mieć dostęp do wszystkich? Firma z Cupertino nie ma łatwego zadania.
Serwisy ze streamingiem muzyki to po części też rewolucja w mentalności użytkowników. Muzyka staje się tak tania, że piractwo jest zupełnie nieopłacalne i nieatrakcyjne. Sam nie trzymam dziś na dysku nawet jednego pliku MP3 - Spotify rekompensuje mi wszystko. Potrzeba jeszcze, by zmiany zaszły w myśleniu artystów i wytwórni. Trudno się im dziwić. Płyta nad którą spędzili miesiące dostępna od tak za gorsze lub za darmo z reklamami? To się nie mieści w głowie. Ale i tutaj dokonują się stopniowe zmiany, czego dowodem jest chociażby umowa SoundCloud z Warner Music, w wyniku której miałaby powstać kolejna usługa ze streamingiem.
Zanim jednak zasady gry w przemyśle muzycznym na dobre ulegną zmianie, czeka nas jeszcze wiele mniejszych i większych dramatów podobnych do tego z Taylor Swift. A to, jak widać póki co ciągle opłaca się. Artystka sprzedała w pierwszym tygodniu 1,29 mln albumów, co jest wynikiem bardzo zbliżonym do rekordowego 1,32 mln, który Britney Spears wypracowała albumem „Oops!… I Did It Again” w... 2000 roku. Na tej podstawie można wyciągnąć prosty wniosek, że zniknięcie ze Spotify opłaca się. Sęk w tym, że nie każdy jest Taylor Swift i niekoniecznie może liczyć na podobny sukces - szczególnie, że trendy są bezlitosne i sprzedaż spada. Zresztą podejrzewam, że gdy cały szum ucichnie, wokalistka z powrotem zainteresuje się streamingiem, bo w przeciwieństwie do klasycznego modelu dystrybucji zapewnia regularny i stały przychód (choć na pewno jeszcze nie tak imponująco wysoki).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu