Spotify właśnie zawarło pakt z diabłem. Szwedzka platforma zadłuża się w celu zintensyfikowania swojego rozwoju. Warunki są bardzo ryzykowne i, jeśli firmie powinie się noga, może gorzko tego żałować.
Jeden miliard dolarów - takie pieniądze pozyskało właśnie Spotify. Nie jest to jednak żadna inwestycja, a raczej pożyczka u TPG, Dragoneer, a także klientów Goldman Sachs. Pożyczka na skrajnie niekorzystnych warunkach. Inwestorzy w zamian otrzymali bowiem obligacje, które w momencie wejścia Spotify na giełdę będą mogli wymienić na akcje. Co jednak szczególnie istotne, wymiana ta odbywać ma się po cenie o 20 proc. niższej niż rynkowa. A to nie koniec, bo w przypadku, gdy Spotify będzie zwlekało z ofertą publiczną, za każde 6 miesięcy "rabat" ten wzrośn ie o 2,5 proc. (a w 2018 nawet 5 proc.). To oznacza, że emisja akcji szwedzkiej platformy nastąpi szybciej, niż mogłoby się wydawać.
Zanim jednak zobaczymy Spotify na giełdzie, firmę czekają solidne inwestycje. Uzyskany miliard dolarów ma posłużyć na dalszy wzrost oraz marketing. Drugiego nie trzeba tłumaczyć, a co z pierwszym? Tutaj możliwości jest dużo. Spotify może inwestować w nowe treści, poszerzać bazę i dodawać audiobooki, podcasty, programy wideo, a z czasem może nawet filmy i seriale (kto wie...). Może też wyłożyć pieniądze na stół i zgarnąć Tidala, Pandorę, Deezera lub któryś z innych, mniejszych serwisów streamujących muzykę. W ten sposób o wiele łatwiej poszerzyć grono klientów, a tym samym zwiększyć szanse na odpowiednio wysoką wycenę w razie debiutu giełdowego.
A ten pozostaje wielką niewiadomą, bo choć dziś Spotify jest wyceniane na 8,5 mld dolarów, dotąd nie wygenerowało żadnego zysku. Straty są natomiast dość przytłaczające - w 2014 roku wyniosły 162 mln euro (przy 1,08 mld euro przychodu). Serwis boryka się też nieustannie z protestami artystów narzekających na zbyt małe zarobki ze streamingu. Zniecierpliwienie inwestorów odzwierciedla powyższy układ - nie jest to zresztą jednostkowy przypadek. Już wcześniej na podobnych zasadach "inwestowano" w Airbnb czy Ubera. W obu przypadkach póki co trudno mówić o jakichkolwiek zarobkach.
Zgoda na takie warunki pokazuje determinację Spotify. Szwedzi są najwyraźniej pewni swojego sukcesu i doskonale wiedzą, jak wykorzystać ten milion by w obliczu debiutu giełdowego zaprezentować okazałe wyniki i oddać inwestorom jak najmniej udziałów. Z drugiej strony może to być też przejaw pewnej desperacji - Spotify wie, że potrzebuje pieniędzy na rozwój, aby utrzymać pozycję lidera na rynku i odskoczyć coraz prężniej rosnącej (i liczniejszej) konkurencji.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu