Felietony

Społeczności oralne, rewolucja druku i dokąd zmierza ten świat

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

Reklama

Autorem wpisu jest Jarosław Kopeć. Od kiedy mam w domu i Maka, i PC z Windowsem 8, porównuję sobie, jak poszczególne strony albo teksty wyświetlają s...

Autorem wpisu jest Jarosław Kopeć.
Od kiedy mam w domu i Maka, i PC z Windowsem 8, porównuję sobie, jak poszczególne strony albo teksty wyświetlają się na obu systemach. Nie stosuję żadnych własnych ustawień – trzymam się domyślnych. Przeskakuję między przeglądarkami, przepinam monitory i oglądam.

Reklama

Różnice w renderingu są widoczne gołym okiem. Kilka przykładów można znaleźć w tym artykule. Decyzję o tym, gdzie jest ładniej, pozostawię czytelnikom do samodzielnego rozważenia. Tymczasem zapraszam do krótkiego przelotu przez dział antropologii zajmujący się słowem i pismem.

W czasach gdy trzeba było gadać

Kiedy ludzie nie znali alfabetu, komunikowali się słowem mówionym. Żeby się czegoś dowiedzieć, trzeba było wyjść do innego człowieka i nawiązać z nim konwersację. Rozmowa twarzą w twarz albo na plemiennym wiecu różniła się od tego, czym dzisiaj jest na przykład czytanie prasy. Komunikacja była wówczas niemożliwa bez pokonania fizycznej bariery odległości między ludźmi, nauka nie była możliwa w samotności.

To, jak wiemy, zmieniało się od starożytności, przez średniowiecze, do nowożytności, którą otworzył dla nas Gutenberg i jego słynna ruchoma czcionka drukarska.

Od tego czasu coraz łatwiej było bawić się i uczyć w samotności.


Rewolucja druku miała potężny wpływ na struktury władzy – kiedy każdy piśmienny człowiek mógł wziąć do ręki Biblię i przeczytać ją bez pośrednictwa kapłana, narodziły się indywidualistyczne w duchu odłamy chrześcijaństwa, system średniowiecznych kast runął, a furtki do przyszłych rewolucji zostały otwarte.

Ale przyjęcie pisma jako technologii komunikacji miało też wpływ na gruntowne przebudowanie logiki, którą posługują się ludzie wprawieni w korzystaniu z alfabetu i słowa pisanego.

Reklama

W ramach eksperymentu UNESCO w kilku wioskach hinduskich założono niedawno kanalizację (o linearnym, rzecz jasna, układzie rur). Ale niebawem wieśniacy zaczęli się domagać usunięcia rur, odkąd bowiem nie trzeba było chodzić po wodę do wspólnej studni, we wsi podupadło życie towarzyskie.

Przejście od słowa mówionego do pisma przebudowuje sposoby myślenia ludzi bardzo gruntownie. Dopiero bowiem w kulturze pisma pojawiają się ciągi przyczynowo-skutkowe, logiczne mechanizmy „jeśli p, to q”, możliwa staje się polemika czy skomponowanie obszerniejszej wypowiedzi bez potrzeby odpowiadania na pojawiające się ustawicznie pytania, komentarze czy uwagi innych uczestników rozmowy. W kulturze pisma ewentualne komentarze pojawią się jako oddzielne teksty albo jako rozmowy, ale odnoszące się do słowa pisanego.

Reklama


Nie zabrakło takich, którzy w tej specyfice pisma widzieli coś złego. Choćby Platon, który w "Fajdrosie" przekonuje, że to odroczenie krytyki do „po napisaniu” uniemożliwia korygowanie wypowiedzi w toku narracji. Tyle że sam "Fajdros" jest tekstem pisanym, choć skonstruowanym na zasadzie filozoficznego dialogu. Podejrzewam, że niewiele z waszych rozmów przebiega w sposób równie uporządkowany i klarowny jak ten, który zostawił po sobie Platon. Nawet jeśli ten starożytny filozof faktycznie uważał, że pismo będzie zgubą dla filozoficznej myśli, mógł nie dostrzegać, jak sposób komunikacji zapośredniczonej w alfabecie odkształcił jego sposób konstruowania wywodu mówionego.

Często kiedy zaangażujemy się w dyskusję z osobą mało obytą ze słowem pisanym, trudno będzie nam wyłuskiwać z jej wypowiedzi ciągów przyczynowo-skutkowych. Ich dostrzeganie wykształca się bowiem u osób, które posługują się pismem – linearnym medium komunikacji, w którym najpierw następuje jedno, potem drugie.

Komunikacja oralna jest konstruowana według innych reguł. Nie brakuje w niej redudancji, dygresji, mówca często ulega rozproszeniu, koncentruje się na trikach erystycznych. Człowiek oswojony z pismem będzie mówił „jest tak, więc jest też tak”. Człowiek wywodzący się z kultury oralnej powie „jest tak i tak”.

Internet oralny, internet piśmienny

Nowe medium odkształca medium wcześniejsze, tak jak pismo odkształciło mowę. Ktoś przyzwyczajony do pisma mówi tak, jakby pisał – konstruuje wywody przyczynowo-skutkowe, rzadziej ucieka w dygresje, tak jak Platon.

Reklama

W Internecie mamy wiele sposobności, by wypowiadać się za pomocą pisma, ale tak jakbyśmy mówili: piszemy do siebie przez komunikatory, dyskutujemy na forach, zostawiamy komentarze pod artykułami – to wszystko spontaniczne, często niezaplanowane i nieustrukturyzowane wypowiedzi. Dlatego niektórzy badacze twierdzą, że pismo w Internecie to przejaw wtórnej oralności, w której wracamy do dawnych sposobów komunikacji.

Z drugiej strony nie brak w nim przejawów wypowiedzi zakorzenionych w kulturze pisma czy druku.

Druk wniósł cechy, których nie miało pismo odręczne. Kolejne kopie tego samego tekstu miały taki sam układ graficzny – w tych samych miejscach kończyły się linie i akapity, każde wydanie miało tyle samo stron. To popchnęło wydawców do twórczego stosowania typografii – mogli wprowadzać zróżnicowane kroje liter, wydzielać wyraźnie rozdziały, sekcje i fragmenty tekstu, mogli wyróżniać kolejne linie dialogów myślnikami.

Jeśli więc spojrzymy na artykuł zamieszczony na łamach współczesnego serwisu internetowego, na przykład Antyweb, zobaczymy z jednej strony skomponowaną przez autora wypowiedź, która wykorzystuje metody typorafii (wyróżnione śródtytuły, italiki i pogrubienia), stara się podążać torem logicznego wywodu i po zamieszczeniu pozostaje praktycznie niezmienna, z drugiej – znajdziemy spontanicznie zamieszczane komentarze, które często posługują się mniej rygorystycznymi regułami, są mniej skomponowane, mniej uporządkowane i z pewnością nie nadają się do lektury w oderwaniu od tekstu zamieszczonego powyżej.

I wydaje się, że to wszystko, co można powiedzieć o piśmie w sieci. Ale pojawia się jedna, trudno dostrzegana cecha, która odróżnia tekst zamieszczony na stronie WWW od drukowanej książki. Wystarczy zmienić przeglądarkę albo system operacyjny, albo obejrzeć ją na smartfonie, i okazuje się, że ta sama strona wyglądać może bardzo różnie. I gdzie tu wprowadzona przez druk jednakowość poszczególnych kopii tego samego tekstu?

Poszła w diabły.

Autor jest arabistą i kulturoznawcą zajmującym się antropologią nowoczesnych technologii. Prowadzi bloga Antropologia surfingu, na którym publikuje ćwierć-naukowe teksty poświęcone Internetowi opisywanemu z perspektywy humanistyczno-społecznej.

Grafika w tekście: 1,2.
Grafika główna pochodzi z serwisu Shutterstock.
Cytat: Marshall McLuhan, tekst "The Understanding of Media"

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama