Podcast Dead Planets Society (jeżeli lubicie tematy naukowe w atmosferze absurdu i nie macie problemu ze słuchaniem w języku angielskim - polecam) charakteryzuje się zasadniczo ciekawymi i nierzadko absurdalnymi wręcz pomysłami na zagospodarowanie obiektów w kosmosie. Gospodarze podcastu, Chelsea Whyte i Leah Crane, w jednym z odcinków postanowili zająć się Uranem i zasugerowali... spalenie jego zewnętrznych warstw w celu odkrycia skarbów, które mogą znajdować się w jego wnętrzu.
Ale... jak to? "Spalić" Urana? Po co? I dlaczego? Spalanie próbek pochodzących z innych ciał niebieskich i badanie powstałego światła za pomocą spektroskopii to jedna z najskuteczniejszych metod określania ich składu chemicznego. Skąd takie podejście? Cóż, na temat Urana (jak i Neptuna zresztą) wiemy stosunkowo niewiele i odsłonięcie (a przy okazji zbadanie w ów sposób tych wierzchnich) głębszych warstw mogłoby dostarczyć cennych informacji na temat ich składników.
Polecamy na Geekweek: Rosja zbuduje nową stację kosmiczną. Roskosmos ujawnia harmonogram prac
Chcesz posłuchać podcastu Dead Planet Society? Polecam!
W sprawie wypowiedział się Paul Byrne, planetolog z Washington University w St. Louis. Ogółem - podkreślił, że tego typu działanie jest przede wszystkim przeogromnym przedsięwzięciem technicznym. Sporym problemem jest brak tlenu w zewnętrznych warstwach Urana, co uniemożliwia podtrzymanie reakcji spalania. Nawet gdyby wprowadzić do atmosfery Urana więcej tlenu (właściwie, to nawet więcej, niż jest dostępne w całym Układzie Słonecznym!) - dalej taka reakcja nie mogłaby zachodzić.
Stąd właśnie ukuto alternatywny plan: uderzenie w planetę przy pomocy innego ciała niebieskiego. Taka kolizja mogłaby "usunąć" zewnętrzne warstwy Urana, odsłaniając jego wnętrze. Z Ziemi zaobserwowalibyśmy wtedy błysk światła, mnóstwo pary i jasny ogon gazu formujący się za Uranem. Ważne jednak, by uderzenie było starannie zaplanowane - ryzykujemy bowiem tym, że Uran przestanie istnieć w ogóle i utracimy tym samym dostęp do kosmicznych skarbów: a mowa tu jest o... diamentach. I w tym momencie można odnieść się do ludzkiej natury: jestem pewien, że autorzy podcastu podchodzą do swoich pomysłów w zupełnie luźny sposób. Ale pewien jestem, że znalazłby się niejeden człowiek na naszej planecie, który gdyby tylko mógł, spróbowałby w taki sposób sprowadzić diamenty z Urana na Ziemię. Akurat chciwość to jedna z naszych najgorszych cech.
Od dawna spekuluje się, że Uran może skrywać w swoim wnętrzu mnóstwo diamentów. Działania zmierzające do tego, by dostać się do nich i je wydobyć nie są już jednak "czystym" eksperymentem naukowym: to po prostu misja, która ma na celu pozyskanie kosztowności. Uderzenie w planetę przy pomocy innego ciała niebieskiego mogłoby okazać się ogromnym błędem: albo w środku diamentów nie byłoby wcale, albo na zawsze stracilibyśmy możliwość efektywnego badania tej planety z powodu bezpowrotnej zmiany warunków na niej. Trudno mi ocenić, czy ktokolwiek (przynajmniej na razie) pozwoliłby na tego typu działanie.
Pomysł jest szalony, nie przeczę. Aczkolwiek i o takich koncepcjach należy rozmawiać: poszerzają one perspektywę i istotnie wpływają one na świadomość ogółu w zakresie pewnych zjawisk w kosmosie (ludzie chętnie czytają o pożarach, uderzeniach, szalonych eksperymentach. Musimy pamiętać jednak o tym, że tego typu "misja" mogłaby zniszczyć Urana i potencjalnie "zdestabilizować" sytuację w Układzie Słonecznym: trudno wyobrazić sobie implikacje takiego katastrofalnego działania dla nas. I to powinna być najmocniejsza przestroga dla potencjalnych śmiałków: tych na razie na naszej planecie nie ma, ale im potężniejsi jesteśmy w kontekście eksploracji kosmosu (także i jako prywatne podmioty), tym bliżej jesteśmy zrodzenia się takich pomysłów wśród najmożniejszych właścicieli firm zajmujących się kosmosem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu