Felietony

Coraz więcej czasu spędzamy ze smartfonami? Wyglądam przez okno i nie dostrzegam uzależnienia - jest po staremu

Maciej Sikorski
Coraz więcej czasu spędzamy ze smartfonami? Wyglądam przez okno i nie dostrzegam uzależnienia - jest po staremu
Reklama

O czym może przed 22.00 rozmawiać kilku dorosłych mężczyzn używając do tego Slacka, czyli narzędzia przeznaczonego do pracy? Pewnie wiele osób udzieli poprawnej odpowiedzi: o Pokemonach. Konkretnie o ich fenomenie. Przy tej okazji pojawił się oczywiście powtarzany od kilku dni argument, że ta moda ma swoje plusy: ludzie zaczną się ruszać, wyjdą z domów, może nawet poznają kogoś w realu. Zacząłem się wówczas zastanawiać, czy rzeczywiście jest z nami tak źle, czy staliśmy się już cyfrowymi zombi, które z cyfrowej rozrywki jest w stanie wyrwać jedynie... cyfrowa rozrywka reprezentowana przez grę Pokemon Go.

Najpierw była nasza rozmowa, wspominki z dzieciństwa, przypomnienie zabaw z tamtych czasów (oj, jest z tego materiał na tekst...) i stwierdzenie, że dzisiaj dzieci już się tak nie bawią, potem przeczytałem wpis Tomka, który skupił się na uzależnieniu od smartfonów. Bo w wielu przypadkach to już jest uzależnienie. Można zabrać to wszystko do kupy i stwierdzi, że jest źle. Wyobraźmy sobie człowieka, którego budzi alarm w komórce - smartfon jest łapany, alarm wyłączany i w niektórych przypadkach następuje szybkie wejście do cyfry: mail, social media, prasówka. Jeśli nie teraz, to przy śniadaniu. Albo w drodze do pracy. Albo we wszystkich trzech sytuacjach. Potem smartfon jest "macany" przez kilka godzin w szkole/pracy/na uczelni. Co kilka minut. Powrót do domu? Smartfon. może YT, a może jakiś film fabularny. Albo gra, ewentualnie książka. W domu smartfon zapewniający rozrywkę. Do wieczora, do zamknięcia oczu. Jakub pisał niedawno, że korzystanie ze smartfona przed snem, to nie jest dobry pomysł.

Reklama

Kwaśna sprawa. Ale każdy pewnie może wskazać na takie przypadki ze swojego otoczenia (ciekawe czy będzie to wskazanie samego siebie?). Niektórzy ludzie wyjmują smartfon nawet w kinie czy w teatrze. Podczas spotkania ze znajomymi w barze rozmawiają na Facebooku z innymi znajomymi. Obłęd. Wspomniane przez Tomka 24 godziny bez smartfona, to pewnie tortura dla takich jednostek. Ale spójrzmy na sprawę obiektywnie: czy rzeczywiście jest już tak źle? Czy ludzie świata poza swoimi komórkami nie widzą? Znowu odwołam się do osiedla, na którym mieszkam, moim zdaniem, to miejsce pokazuje grupę przeciętnych Polaków.

Mają smartfony? Mają, czasem nawet widzę przez okno, jak ludzie wpadają na siebie na chodniku albo odskakują przed samochodami na ulicy, bo zapatrzyli się w ekrany. Poznali już Pokemony? Poznali, w niedzielę wystarczyło 30 sekund w drodze z samochodu do bloku, by usłyszeć, jak dwie niezależne grupy rówieśników rozprawiały na ten temat. Selfie powstają? Oczywiście, z dziubkami. Nocami ktoś szuka puszek w śmietnikach i zakamarkach, a jako latarki używa smartfona z dużym wyświetlaczem. Ale czy to wszystko sprawia, że dzielnica przestała żyć, że ludzie poświęcają czas wyłącznie swoim inteligentnym telefonom? Otóż nie.

Mieszkam w tym miejscu od trzech lat i nie mogę się nadziwić temu, jak bardzo eksploatowane jest boisko ulokowane kilkanaście metrów od bloku: ludzie grają tu przez cały rok. Kiedyś oglądałem mecz w śnieżycy, innym razem wybrałem się z kolegami na boisko o piątej rano, po powrocie z imprezy i okazało się, że... jest zajęte, na płycie i ławkach zgromadziło się ze dwadzieścia osób. Grają młodzi i starsi, mężczyźni i kobiety, grubi i chudzi, ci bardziej uzdolnieni i totalne łamagi. Obok zajmowane jest boisko do siatkówki, czasem ktoś gra w kosza. Do tego sporo osób na hulajnogach, z rakietami do kometki, a nawet amator lacrosse. Część dzieciaków rysuje kredą na chodniku, część gra w zbijaka. A zimą zjeżdżą na sankach, kartonach i workach foliowych z pobliskiej górki. To miejsce tętni życiem przez sporą część roku. Pokaźna grupa ludzi ma ze sobą smartfon, ale nie wygląda to na uzależnienie - mam telefon, bo prawie każdy go dzisiaj nosi.

W sklepach ludzie plotkują po staremu, w barze piją piwo i... plotkują. Jeżeli ktoś już ma wbity wzrok w ekran, to ludzie wyprowadzający zwierzęta (piszę "zwierzęta", a nie psy, bo najczęściej widzę kota na smyczy). Ale i oni wpatrują się w wyświetlacz wtedy, gdy nie mają z kim pogadać: pojawia się kompan albo spacer jest wieloosobowy? Smartfon nie wyłania się z kieszeni czy torebki.

Patrzę na to wszystko i zastanawiam się, czy rzeczywiście smartfony nas pożarły, czy świata już poza nimi nie widzimy? Kolorowo nie jest, przybywa uzależnionych, czasem przesadzamy, co pokazują i wyniki badań i codzienna obserwacja, ale nie stwierdzę, że sytuacja stała się tragiczna. Póki co. W pobliskim parku spotykam sporo ludzi spacerujących (nie tylko łowców pokemonów) czy uprawiających sport, życie toczy się poza wirtualnym światem. Mieszkańcy osiedla nadal piją piwo w plenerze, chwalą się motocyklami prze garażem i uczą dzieci jazdy na rowerze. Bez smartfonów, po staremu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama