Przyznam szczerze, iż do projektu Google Glass podchodzę ze sporym dystansem. Wierzę oczywiście w to, że stworzenie produktu, o jakim od kilku kwartał...
Smartfony nowej generacji na naszych głowach. Już nie tylko Google o tym myśli
Przyznam szczerze, iż do projektu Google Glass podchodzę ze sporym dystansem. Wierzę oczywiście w to, że stworzenie produktu, o jakim od kilku kwartałów mówi korporacja z Mountain View jest możliwe (lub będzie możliwe w niezbyt odległej przyszłości), ale mam też na uwadze kontrowersje i protesty, jakie może wywołać ten sprzęt. Mam na myśli głównie kwestie bezpieczeństwa i naszej prywatności. Okazuje się jednak, że pomysł Google jest wykorzystywany przez kolejnych producentów sprzętu – do wyścigu dołączyło właśnie NTT DoCoMo. Kto następny?
Jakiś czas temu pisałem o tym, iż za stworzenie sprzętu typu Google Glass zabrał się Olympus. Odpowiednie patenty ma także Apple, więc i oni w bliżej nieokreślonej przyszłości mogliby wejść do formowanego właśnie segmentu. Bo chyba można już mówić o takowym – projekt internetowego giganta przestał być ciekawostką i znalazł się w kręgu zainteresowań innych graczy z rynku nowych technologii. Świadczy o tym chociażby produkt japońskiego operatora NTT DoCoMo zaprezentowany podczas targów CEATEC 2012. Sprzęt o nazwie Hands-free Video Phone (pewnie z czasem to zmienią – z taką nazwą raczej trudno się przebić na rynku i zaistnieć w świadomości klienta) jest pozycjonowany jako smartfon kolejnej generacji. Tym samym wpisuje się chyba w koncepcję Google (swoją drogą, o smartfonie nowej generacji wspominała ostatnio Meg Whitman – CEO HP. Czyżby i oni przymierzali się do tych zawodów?).
Urządzenie japońskiej korporacji póki co działa w bardzo ograniczony sposób – mamy do czynienia z prototypem i trzeba wierzyć producentowi na słowo, że z czasem będzie to cud techniki (i tym razem przypomina mi się gadżet pana Brina). Sprzęt nosi się jak okulary i pełni on kilka funkcji. Po pierwsze, rozmowy video z użyciem rzeczywistości rozszerzonej, po drugie, wirtualne biuro, po trzecie, monitoring zdrowia, po czwarte, wirtualne zakupy. Na razie funkcjonują jedynie dwie pierwsze opcje i podobno pozostawiają jeszcze wiele do życzenia.
Sprzęt wyposażono w pięć kamer. Dwie są odpowiedzialne za przekazywanie (w sumie, można mówić o tworzeniu) obrazu użytkownika, a jedna przekazuje obraz znajdujący się za osobą korzystającą z okularów. Niby ma to swoje plusy, bo nie trzeba trzymać przed sobą smartfonu, ale uwagę przykuwa bardziej wada owego produktu – brak wyświetlacza. Tym samym nie można zobaczyć swojego rozmówcy, co jest sporym niedociągnięciem. Z czasem pewnie się to zmieni (wszak mamy do czynienia z prototypem), ale trudno stwierdzić, czy zaproponowane rozwiązania zadowolą klientów.
Wspominałem o pięciu kamerach, więc czas na kolejne dwie – umieszczono je niżej i mają one zorganizować owe wirtualne biuro (będą śledziły ruchy rąk). Na razie nie można na ten temat napisać zbyt wiele. Podobnie zresztą jest z monitoringiem stanu zdrowia. Producent chce wyposażyć urządzenie w zestaw czujników, który będzie m.in. mierzył temperaturę, puls i zapachy. Pozostały jeszcze zakupy bazujące na rzeczywistości rozszerzonej. Spodziewam się, że nie trzeba tego tłumaczyć – najpierw wybiera się towar, potem go ogląda i ewentualnie kupuje.
Firma nie sprecyzowała, kiedy zamierza zaprezentować w pełni sprawny sprzęt i po jakim czasie mógłby on trafić na rynek. To już sprawa drugorzędna – o wiele ciekawszy jest sam fakt rozpoczynania projektów tego typu. Google zainicjowało nowy trend i teraz będzie musiało pokazać innym, że nie rzucali słów na wiatr, obiecując stworzenie "następcy smartfonu". Skoro powiedziało się A, to teraz trzeba powiedzieć B – jestem ciekaw, kiedy Google zapozna nas z kolejną porcją informacji na temat swoich okularów, a jeszcze bardziej interesuje mnie to, kto jeszcze nosi się z zamiarem wkroczenia na ten rynek…?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu