Fotografia

Smartfon zamiast aparatu? Oj nie, coraz częściej wolę kombinować i się męczyć

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

14

Spoglądając na możliwości aparatów w najnowszych flagowcach topowych marek, a także tych w tych bardziej przystępnych cenowo modelach, można odnieść wrażenie, że sięgnięcie po aparat jest dla wielu osób niepotrzebną skrajnością. Oprócz redakcyjnych obowiązków lubię jednak chwycić za aparat i dosłownie powalczyć nawet o to jedno lepsze/wyjątkowe/naprawdę moje zdjęcie, zamiast polegać na algorytmach i sztucznej inteligencji.

Aparaty w smartfonach z roku na rok coraz lepsze, ale...

Z niemałą niecierpliwością wyczekuję premiery nowego modelu iPhone, bo po tym co pokazał Samsung w modelu S20 Ultra, podejrzewam, że Apple będzie chciało się solidnie odegrać. Aż cztery kamery, 100x zoom (choć oczywiście przydatne są tylko niższe wartości) i tryb, w którym aparat wykonuje i nagrywa jednocześnie wiele różnych materiałów są bardzo efektywnymi elementami tego telefonu, a na jakość zdjęć raczej mało kto narzeka. Jak odpowie Apple? Czy do tej potyczki dołączy także Google z nowym Pixelem? Pytania się mnożą, a odpowiedzi na razie brakuje. Jednak nawet tak świetne kamery w smartfonach nie sprawiają, że moje zainteresowanie klasycznymi aparatami słabnie. Wręcz przeciwnie, coraz częściej poszerzam wiedzę o nich i z przejęciem czytam o premierach.

Do redakcyjnych obowiązków wykorzystuję kompakt od Sony RX100 III, który nie jest co prawda najnowszym modelem (daleko mu do takiego po kilku szybkich premierach Sony), ale nie będę ukrywał, że wciąż się go uczę i staram się wycisnąć jak najwięcej. Miałem też możliwości sprawdzić w akcji coś z wyższej półki, a mianowicie Olympusa E-M5 Mark III, czyli jeden z najnowszych modeli. Niewielki korpus, bo miniaturyzacji komponentów w Mark II oraz matryca 20,4 z procesorem TruePic VII i 5-osiowym systemem stabilizacji obrazu brzmią w teorii naprawdę świetnie. Podobnie jak inne cechy aparatu, chociażby odporność na pył i zachlapania, a także mróz.

Im trudniej, tym ciekawiej

Ten bezlusterkowiec od razu przypadł mi do gustu ze względu na niewielki rozmiar, bo przesiadka z kompaktu jest odczuwalna, ale nawet z obiektywem to wciąż stosunkowo nieduży aparat. Nie sposób nie docenić wygodnego gripu, którego w kompakcie nie uświadczę, a także dodatkowych przycisków, jak chociażby ten odpowiedzialny za regulację ISO. Dodatkowo do naszej dyspozycji są gotowe na personalizację ustawień dwa przyciski i choć może się wydawać, że dzieje się tam zbyt dużo, to tak wcale nie jest. Olympus pozbył się metalowej obudowy na rzecz sztucznego tworzywa (polimerowe), co zmniejsza wytrzymałość, ale i masę aparatu.

Nie będę wchodził w te najbardziej techniczne szczegóły nowego modelu i pozostawię to ekspertom, bo clue tego tekstu jest zupełnie inne. Z Olympusem spędziłem kilka tygodni i w tym czasie wielokrotnie zabierałem go ze sobą na wyjazdy i spacery. Świadomie decydowałem się na to, że o naprawdę fajne zdjęcie będę musiał zawalczyć. Oczywiście sięgnięcie po automatyczne ustawienia znacząco ułatwić sprawę, ale to właśnie staranie się o odgadnięcie właściwych wartości uznaję za największą frajdę. Zmiana niektórych z nich znacząco wpływa na końcowy efekt, więc zdarzało mi się uchwycić ten sam kadr na kilka różnych sposobów.

Zamiast dziesięciu zdjęć tylko jedno

W pełni rozumiem wygodę i swobodę używania aparatów w smartfonach, bo ja sam robię to nader często. Nie tylko na szybko robiąc zdjęcie czegoś, co mi się przyda później, ale także podczas wyjazdów w wolnym czasie i konferencji w ramach obowiązków z pracy. Różnica polega jednak na tym, że nawet przy stosunkowo niewielkim wysiłku można zacząć osiągać zupełnie inne, lepsze rezultaty, gdy zdecyduje się na użycie aparatu. Początki, jak ze wszystkim, mogą być frustrujące i mi też zdarza się zakląć pod nosem, gdy coś nie do końca dzieje się po mojej myśli. Wiem, że winny jestem sobie sam i próbuję zrobić to lepiej.

Oprócz jakości zdjęć, którą często po prostu widać, aparat o wiele lepiej niż smartfon poradzi sobie w niektórych trudnych warunkach. Mowa tu przede wszystkim o możliwościach optycznego zoomu i zapisu zdjęć w RAW-ach, które dzięki o wiele większej ilości informacji lepiej poddają się obróbce. To wymaga zacięcia i hobbystycznego podejścia, by po sesji wrócić do domu i spędzić czas przed komputerem zamiast od razu podzielić się zdjęciami w Sieci.

Ale cała ta otoczka podoba mi się coraz bardziej, bo podobnie jak konsola do grania (stacjonarna jak Xbox One czy przenośny Nintendo Switch), tak i aparat, to dedykowane konkretnym czynnościom urządzenia, które nie powstały w drodze serii kompromisów. Nad naprawdę dobrymi ujęciami trzeba się napracować, szczególnie na początku przygody, ale efekty bywają bardzo satysfakcjonujące.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu