Felietony

Smart home - olbrzymie rozczarowanie świata technologii?

Krzysztof Rojek
Smart home - olbrzymie rozczarowanie świata technologii?
224

W ostatnim czasie nieco bardziej zacząłem interesować się tematem smart home, chociaż może słowo "bawić" byłoby tu lepszą opcją. Naturalnie, mam w domu kilka urządzeń, które posiadają funkcje smart, jak samojezdny odkurzacz, listwy led czy nawilżacz powietrza. Postanowiłem więc spiąć to wszystko pod...

W ostatnim czasie nieco bardziej zacząłem interesować się tematem smart home, chociaż może słowo "bawić" byłoby tu lepszą opcją. Naturalnie, mam w domu kilka urządzeń, które posiadają funkcje smart, jak samojezdny odkurzacz, listwy led czy nawilżacz powietrza. Postanowiłem więc spiąć to wszystko pod jeden parasol (w tym wypadku Google Home) i dokupić kilka rzeczy, które pozwalałyby nieco rozbudować tę ubogą smart-funkcjonalność o dodatkowe elementy (głównie smartgniazdka).

Polecamy na Geekweek: PKP Intercity idzie po rekord. W tle większa liczba pociągów

Naturalnie, nie jest tak, że do tej pory żyłem pod kamieniem, a o smart home dowiedziałem się wczoraj z telegazety. Wręcz przeciwnie, śledzę tę technologię od lat i dość dobrze wiem, na co pozwala. Problem polegał jednak na tym, że za każdym razem, kiedy sprawdzałem, co nowego można zrobić przy użyciu smart home w moim przypadku, okazywało się, że... no nie za wiele.

Ba, statystyki pokazują, że o ile kilka lat temu coraz więcej ludzi tworzyło smart home w swoich domach, dziś ta zmiana jest minimalna i nowych użytkowników już tak nie przybywa. Co się stało i dlaczego Smart Home ludzi nie kręci?

Po pierwsze - możliwości

Jeżeli ktoś pamięta dom z kreskówski Jetsonowie, to mniej więcej może sobie wyobrazić, jak na początku poprzedniej dekady reklamowany był smart home. Miała to być rewolucyjna zmiana, pozwalająca każdemu żyć łatwiej i wygodniej. Tymczasem smart home w 2024 roku.... po prostu nie pozwala na aż tak wiele. Oczywiście - możemy zmienić sobie wszystkie światła w domu na smart i włączać je ze smartfona, możemy zdalnie sterować roletami  czy ustawieniem temperatury przez zdalny termostat. Problem polega na tym, że wszystkie te elementy bez wstawki "smart" zajmują tak z grubsza 2 sekundy.

Zapalenie światła, podwinięcie rolet czy przekręcenie termostatu nie są jakimiś tytanicznymi pracami, aby ich automatyzacja zmieniała cokolwiek z naszym życiu. Jedynym, co tak naprawdę udało się zrealizować w kwestii smartyfikacji, są samojezdne odkurzacze i one faktycznie pozwalają oszczędzić nieco czasu na sprzątaniu. Jednak oprócz nich smart home dziś ma naprawdę niewiele do zaoferowania. Oprócz pojedynczych sprzętów, których czasami włączenia można sterować (jak np. podajnik do karmy czy poidełko dla kota), smart sprzęty oferują niewiele więcej funkcjonalności od zwykłych urządzeń.

Do tego dochodzi smartyzacja tych z nich, które nie mają potrzeby być smart. Po co mi zdalne sprawdzanie temperatury w czajniku, skoro i tak muszę się ruszyć, by napełnić go wodą. O smart piekarniku, pralce czy desce do prasowania nawet nie będę tu wspominał. I oczywiście, ktoś zaraz powie, że dzieki smart można np. tworzyć customowe plany świetlne dla każdego pomieszczenia aktywowane czujnikiem ruchu, albo włączać grzejnik na 10 minut przed przyjściem, aby wchodzić do ciepłego pomieszczenia. I oczywiście, zgodzę się z tym, że są zastosowania w których smart rzeczywiście się przydaje (w końcu po coś sam się tym bawię), ale jeżeli powiedzielibyśmy komuś 15 lat temu, że największym przełomem smart home są kolorowe światełka, to zapytałby nas, czy technologicznie przespaliśmy ostatnie 10 lat.

Naturalnie - nieco tu upraszczam, bo są osoby, które na smartyzacji korzystają więcej. Zdalnie otwierane bramy garażowe są przydatne, osoby z fotowoltaiką mogą regulować to gdzie trafia prąd i ile jest go w bateriach na wypadek blackoutu, a smartkamery relanie poprawiają bezpieczeństwo. Jednak ludzie, którzy weszli tak głęboko w smartyzacje jest w perspektywie całego świata garstka. Dlaczego?

Po drugie - zarządzanie i kompatybilność

Wejście do świata smart wydaje się być dziecinnie proste. Ot, kupujecie sprzęt danego producenta, ten przychodzi z apką i dzięki niej możecie sterować tymże sprzętem. Proste. Gorzej zaczyna robić się, gdy zdajecie sobie sprawę, że jeden producent raczej nie produkuje wszystkich elementów (chociaż Xiaomi jest tego bliskie) i na jakimś etapie trzeba będzie dokupić coś innej firmy.

Wtedy wpada się w króliczą norę pod tytułem "kompatybilność", ponieważ spięcie wszystkich elementów smart home ze sobą jest trudne, a trudność ta rośnie wraz z liczbą elementów. Jeżeli bowiem będziemy chcieli dodać np. czujnik ruchu, otworzymy drzwi pod tytułem "czym tak naprawdę jest Zigbee, Z-Wave i Thread", dlaczego te protokoły nie komunikują się ze sobą, dlaczego dwa urządzenia wykorzystujące ten sam protokół nie komunikują się ze sobą oraz szereg innych. Ba, nawet Wi-Fi nie jest bezpieczne, a fora Google zalewają pytania dlaczego produkty tej czy innej firmy straciły nagle część swoich funkcji w Google Home.

Teoretycznie sprawę powinno rozwiązać Matter, czyli standard open source mający poprawić kompatybilność, ale jego wprowadzenie po pierwsze nie jest obowiązkowe, a po drugie - jest on na rynku względnie nowy, a w kwestiach urządzeń smart home czas wymiany na nowe liczony jest w latach, jeżeli nie dziesięcioleciach. Jeżeli więc połączenie lampek dwóch firm do Google Home bez utraty funkcjonalności jest problemem, można sobie tylko wyobrazić, że życie w całkowicie usmartyzowanym domu przypomina wizytę w Lidlu — co tydzień coś nowego (nie działa).

Po trzecie - wysiłek i cena

Smart home to nie jest zabawa tania. Wszystko, co ma funkcje smart, kosztuje wielokrotnie drożej od zwykłego produktu. Żarówka czy listwa LED to wydatek kilkudziesięciu złotych, jeden silnik do rolet najmarniej 300, a wszystkiego rodzaju siłowniki do garaży, smart odkurzacze czy zewnętrzne kamery, których obraz nadaje się do czegokolwiek to wydatek kilku tysięcy. Podobnie z montażem. Niektóre smart gadżety wystarczy postawić, do niektórych doprowadzenie prądu jest wyzwaniem, a montaż niektórych to tak naprawdę mały remont.

I to chyba odpowiada na pytanie dlaczego niektórzy nie mają w swoich domach technologii smart ani też nie czują potrzeby jej posiadania. Wszsytko dlatego, że smart dziś wciąż to w dużej mierze "party tricks", które nadają się głównie po to, żeby pokazać znajomym, jak fajnie jest, jak żaluzje się same zamykają, albo lampki same świecą. Jeżeli połączymy mało atrakcyjną funkcjonalność z galimatiasem standardów, problemami z kompatybilnością i wysokimi cenami, zobaczymy, dlaczego smart nie podbiło domów, jak to kiedyś zapowiadano.

Jestem bardzo ciekawy, jak technologia smart rozwinie się przez kolejne 10 lat. Bo jeżeli w 2034 roku dalej podstawową funkcją będzie włączanie i wyłączanie światełek, może okazać się, że i tę dekadę technologicznie prześpimy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu