Chcecie zacząć swoją przygodę z winylami? Oto, dlaczego powinniście unikać najtańszych sprzętów.
Wyobraźcie sobie taką sytuację: jesteście fanem muzyki i zewsząd słyszycie, że winyle wracają, że na winylach muzyki słucha się lepiej i w ogóle to streaming umiera i nie warto się nim interesować. Patrzycie więc na ceny płyt winylowych - 130 zł za jedną płytę, często więcej w wydaniach deluxe. Rynek używanych egzemplarzy wcale nie lepszy i jeżeli chcemy kupić coś, co nie jest pęknięte na pół, też trzeba wyłożyć nieco grosza.
"No dobrze", myślicie sobie, "odłożę trochę grosza i będę miał/a swoją kolekcję". A potem patrzycie na ceny odtwarzaczy i ogarnia was blady strach. Ceny gramofonów sięgające od 1000 do 2000 zł, a do tego trzeba jeszcze przecież kupić wzmacniacz i jakieś głośniki.
Ale co to, czyżby na horyzoncie pojawiło się wybawienie? Gramofon za 150 zł z Biedronki czy innego marketu, który nie tylko jest tani, ale ma też wbudowane głośniki, dzięki czemu oszczędzamy na kupnie pozostałych elementów. W teorii - spełnienie marzenia o wejściu w świat winyli i początku swojej przygody z czarnymi krążkami. W praktyce - urządzenie, którego zakupu można tylko i wyłącznie pożałować i to z bardzo wielu względów.
Dlaczego nie warto nawet patrzeć na tanie "wszystkomające" gramofony z marketów?
Pozwólcie, że zacznę od wyjaśnienia jednej, bardzo ważnej kwestii. Słuchanie winyli NIE JEST w żaden sposób elitarne czy nobilitujące i nie jest tak, że winyli można słuchać tylko i wyłącznie na drogim sprzęcie. Ba, na końcu postaram się pokazać, jak za niewielką kwotę złożyć zestaw do słuchania winyli, który da nam dużo lepsze efekty niż cokolwiek, co kupimy w markecie.
Wracając jednak do gramofonów za 100 czy 200 zł - tych należy unikać z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, niedawno napisałem tekst o liście rzeczy, które musi mieć każdy gramofon. W skrócie: stabilizator obrotów (zegar kwarcowy), antiskating, wyważone ramię i, opcjonalnie, wbudowany przedwzmacniacz. Tanie gramofony prawdopodobnie nie mają żadnej z tych funkcji (jeżeli mają głośniki, to mają i wzmacniacz, ale do tego zaraz dojdziemy).
Do czego to prowadzi? Cóż, do niestabilnych obrotów i źle wyważonej igły, która prawdopodobnie trze o jedną ze ścian ścieżki audio. W najlepszym przypadku sygnał z takiego gramofonu będzie brzmiał po prostu dużo gorzej niż z urządzenia lepszej klasy, a w najgroszym - odtwarzanie na takim sprzęcie będzie uszkadzało nam płyty.
Dodatkowo często takie gramofony mają wbudowane głośniki. Zarówno one, jak i zasilający je wzmacniacz są takiej samej jakości, jak i cały sprzęt, więc doznania audio z takiego urządzenia można porównać mniej więcej do słuchania muzyki z telefonowego głośniczka - owszem, gra, ale z jakością ma to mało wspólnego.
I to jest właśnie główny powód, dla którego w taki sprzęt po prostu nie warto inwestować. Winyle są drogie, ale odtwarzając je na takich marketowych odtwarzaczach tracimy jakąkolwiek jakość, którą mogłyby nam dać, a dodatkowo - prawie na pewno mamy zagwarantowane ich zniszczenie. Jedyne, co dają nam takie urządzenia, to widok kręcącego się krążka.
Co zamiast taniego gramofonu?
Jak już wspomniałem, słuchanie winyli nie jest niczym nobilitującym i nie ma nic złego w tym, że ktoś nie ma gramofonu za 2000 zł i wzmacniacza za 5000. Jednak wiadomo, że celując w tak superniską półkę, trzeba się liczyć z pewnymi ograniczeniami i faktem, że będziemy raczej celować w sprzęt używany. Nie warto też brać wszystkiego jak leci, ale sprawdzać, który model cieszy się dobrymi recenzjami.
Dobrze jest też celować w większe marki, jak Sharp, Phillips czy Sony, ponieważ da to nam potencjalnie większy dostęp do części, jak np. wkładki. Jeżeli będziemy chcieli wydać od 300-400 zł, znajdziemy już modele tak uznanych marek jak Audio Technica czy Technics, które fani winyli na pewno rozpoznają.
Kolejną kwestią jest wzmacniacz i kolumny. Tutaj mamy kilka opcji, od podłączenia gramofonu do naszego domowego systemu audio, przez kupno zestawu wzmacniacz+kolumny, po parę głośników aktywnych. Tutaj, jeżeli dobrze poszukamy, nasz budżet może się zamknąć w okolicach 200 zł.
I tak - jest to więcej, niż kosztuje gramofon z marketu, to po pierwsze wciąż nie jest to dużo, jak na standardy branży audio, a dodatkowo otrzymujemy olbrzymi wręcz przeskok w jakości brzmienia (który w ogóle uzasadnia sens słuchania winyli) i nie niszczymy płyt (choć oczywiście to zależy od wybranego modelu gramofonu). Dodatkowo, jeżeli zabawa z czarnymi krążkami przypadnie nam do gustu, taki modułowy zestaw możemy z czasem ulepszać, zmieniając odtwarzacz, wzmacniacz czy eksperymentując z kolumnami.
Bo, koniec końców, słuchanie muzyki powinno być przecież przyjemnością.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu