Zanim zabrałem się za pisanie tego tekstu wpisałem w Google „prywatność” i przeczytałem następującą definicję:
"Prywatność (z łac. prīvātus 'oddzielony') – zdolność jednostki lub grupy osób do utrzymania swych danych oraz osobistych zwyczajów i zachowań nieujawnionych publicznie."
Naruszanie prywatności
Skoro już odświeżyliśmy sobie definicję prywatności, to chciałbym poruszyć bardzo ciekawy temat, no, przynajmniej mnie się wydał ciekawy. Czy rejestrowanie naszych zwyczajów bez naszej zgody albo chociaż informacji o tego typu działaniach, nie jest wyraźnym naruszeniem prywatności, które w ogóle nie powinno mieć miejsca? Właściciele billboardu w Oslo, którzy się na to zdecydowali, mogliby chociaż dać jakiś komunikat, na przykład:
Uwaga, teraz sprawdzamy na co dokładnie patrzysz i jak długo to robisz, a przy okazji zapisujemy informacje na temat twojego wieku, płci, tego czy nosisz okulary, czy się uśmiechasz czy nie… ale nie rozpoznajemy twojej tożsamości, więc chyba masz to gdzieś? No… tak czy inaczej daj nam trochę czasu, bo zapewne niebawem zaczniemy również identyfikować twoją tożsamość i będziemy przechowywać tego typu informacje, żeby później tworzyć spersonalizowane reklamy, które wyświetlą ci się nawet na Facebooku (wczoraj o 15:36 byłeś obok naszej pizzerii i przez 4 sekundy patrzyłeś na reklamę pizzy. Może dzisiaj ją zamówisz, hmm?). Miłego dnia.
Szpiegujący billboard trochę się zepsuł
Niestety nikt nie informował ludzi o gromadzeniu różnych informacji, a temat został poruszony w internecie tylko dlatego, że reklama doświadczyła jakiegoś błędu, w wyniku czego na ekranie wyświetliły się dane jak na poniższym zdjęciu autorstwa „Nepturiona”, który opublikował je na forum internetowym o nazwie linustechtips (wielu zdziwionych ludzi robiło zdjęcia i dzieliło się nimi w sieci).
Takie czasy…
Przede wszystkim warto zauważyć, że ludzie jeszcze potrafią być poruszeni tego typu incydentami. Ktoś może się autentycznie zdziwić, że zwykła reklama pizzy rejestrowała tyle różnych informacji na jego temat, dlatego zrobi zdjęcie, a później wstawi je do sieci. Podejmie rozmowę na ten temat itd.
Jednak czy w końcu dojdziemy do etapu, na którym ludzie będą całkowicie oswojeni z takim stanem rzeczy i awarie w tym stylu kompletnie nie zwrócą ich uwagi? Nie wywołają jakiejkolwiek reakcji, bo przecież to normalne i oczywiste, że firmy rejestrują nasze poczynania… W zasadzie to taki stan rzeczy ma już miejsce, tyle że w cyberprzestrzeni. Wszyscy wiemy, że strony które odwiedzamy rejestrują naszą aktywność, a media społecznościowe na których spędzamy masę czasu, gromadzą na nasz temat ogromną bibliotekę wiedzy (którą bardzo często sami chętnie uzupełniamy). Zdajemy sobie z tego wszystkiego sprawę i niespecjalnie nas to rusza. Tak po prostu jest i już… po co drążyć temat?
Prywatność zamienia się w archaizm
W sieci nikt nie oczekuje prywatności. Jeżeli ktoś jest na tym punkcie przeczulony, to co najwyżej spotka się z opiniami od innych ludzi w stylu: „No to co z tego, że wszystko na twój temat jest zapisywane? Myślisz, że kogoś tak bardzo interesuje twoje życie? Wyluzuj”. Czyli jesteśmy z tym w pełni oswojeni. Fakt masowego gromadzenia informacji na nasz temat jest po prostu czymś normalnym, a jeśli komuś to przeszkadza, to jest wręcz dziwny. Dlatego myślę, że za kilka lat oswoimy się również z rejestrowaniem naszych poczynań nie tylko w sieci, ale i w prawdziwym świecie. Przywykniemy, skomentujemy to na zasadzie „no to co?” i będziemy sobie dalej żyć. Sytuacje jak ta z Oslo nie będą miały miejsca, bo jeśli coś tam odpadnie albo się zepsuje i wyjdzie na jaw, że byliśmy inwigilowani przez marketingowców, to… wzruszymy ramionami i pójdziemy dalej. Słowo „prywatność” niedługo będzie trzeba wymazać ze słowników (szkoda miejsca na takie archaizmy).
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu