Podziwiam weterynarzy za to co robią, podobnie zresztą jest z lekarzami. Jednak o ile lekarz ma ułatwioną pracę, bo odwiedzający go pacjent potrafi po...
Podziwiam weterynarzy za to co robią, podobnie zresztą jest z lekarzami. Jednak o ile lekarz ma ułatwioną pracę, bo odwiedzający go pacjent potrafi powiedzieć: Panie doktorze, o tu mnie boli, to w przypadku weterynarzy tak prosto już nie jest, bo zwierzę może ewentualnie zaszczekać lub zamiałczeć – po prostu nie powie co i od kiedy go boli. By ułatwić życie weterynarzom, a zwierzętom oszczędzić stresu w postaci dodatkowych badań powstał startup Whistle.
Możecie się ze mną zgadzać lub nie jednak uważam, że weterynarz ma ciężki kawałek chleba. Bo poza tym, że musi zjednywać sobie zwierzęta podczas nieprzyjemnych zabiegów, to często jest zmuszony do szukania choroby albo kontuzji niczym Sherlock Holmes. Jedyne poszlaki, które ma to te które otrzymuje od samego właściciela zwierzęcia. Niestety, w większości przypadków właściciel nie potrafi konkretnie określić kiedy dana kontuzja się przytrafiła lub dlaczego pies/kot/chomik odmawia posiłków lub ma biegunkę.
Na szczęście na świecie są tacy ludzie jak Ben Jacobs, CEO startupu Whistle, który w dniu wczorajszym wyszedł na światło dzienne. Głównym produktem, którym startup ten planuje zawojować rynek, a przede wszystkim ułatwić codzienną prace weterynarzom jest małe urządzenie śledzące zachowanie i tryb życia zwierząt.
Zasada działania jest prosta. Małe urządzenie (nadajniko-odbiornik) montuje się na obroży psa lub kota, urządzenie to monitoruje i zapisuje co zwierzak robi w ciągu dnia, ile czasu odpoczywa, a ile czasu poświęca na aktywność oraz w jakich interwałach to następuje. Do nadajnika została zaprojektowana specjalna aplikacja mobilna, dzięki której właściciel jak i weterynarz mogą w szybki sposób zobaczyć jakie aktywności pies wykonywał w trakcie dnia. Dzięki temu monitoringowi weterynarzowi ma być łatwiej określić w jakim momencie i co mogło się przytrafić zwierzakowi. Na przykład, jeżeli pies był w trakcie biegu (nadajnik zapisuje prędkość poruszania się) i z niewiadomych przyczyn przestał nagle biec może być to spowodowane np. kontuzją kończyny lub ewentualnie serca. Produkt Whistle ma tworzyć pewnego rodzaju zapis historii zwierzęcia, dzięki któremu lekarzowi ma być łatwiej określić co mu dolega.
Historia powstania tego produktu jest dosyć ciekawa, a zarazem wzruszająca. Jacobs w wieku 5 lat stracił psa, z którym się wychowywał od maleńkości. Owczarek niemiecki, którego posiadali jego rodzice umarł na raka jelit. Jak sam Jacob twierdzi od tego czasu marzył o urządzeniu, które pozwoliłoby w szybki sposób diagnozować zwierzęta. Początkowo projekt Whistle rozwijał pod skrzydłami firmy Petsmart Bain, jednak szybko zrozumiał ile pieniędzy jest w rynku około zwierzęcym na terenie USA. Według American Pet Product Association w 2013 roku ludność USA wyda ponad 55 miliardów dolarów na zwierzęta. Z czego 14,2 miliarda USD zostanie przeznaczonych właśnie na wizyty u weterynarzy, leki, zabiegi operacyjne, rehabilitacje etc.
Produkt niektórym może wydawać się na swój sposób absurdalny i mało sensowny, jednak jego przydatność potwierdza instytut Century Veterinary Group, a konkretnie jeden z jego założycieli i aktualny szef Dr. Jeff Weber, który od 30 lat zajmuje się praktyką weterynaryjną. Weber mocno popiera projekt Whistle i jak sam stwierdził, że lepiej zapobiegać chorobie niż ją leczyć, a produkt, który oferuje Whistle właśnie do tego służy. Informacje, które zbiera urządzenie Jacobsa (poza paroma godzinami, podczas których właściciel jest w domu) mogą zwierzęciu uratować życie. Pamiętać trzeba o jednym, często bywa tak, że właścicieli chorych zwierząt ponoszą emocje i ciężko im przychodzi przypomnienie sobie co zwierzak robił, kiedy zaczął kuleć lub dostał biegunki. Te informacje dla weterynarza są bardzo cenne, bo mogą mu pomóc szybciej i sprawniej namierzyć źródło bólu/choroby. Co ciekawe, poza instytutem CVG, Whistle współpracuje także z wydziałem weterynaryjnym Uniwersytetu w Pensylwanii.
Pierwszy produkt Whistle, który aktualnie jest w przedsprzedaży można nabyć za 99 USD. Biorąc pod uwagę to, że większość właścicieli psów i kotów dba przesadnie o swoje zwierzęta cena ta nie jest wygórowana. Dodatkowo, cena jest dużą korzyścią dla samego producenta, bo jeżeli uda mu się dobrze wejść w rynek i zainteresować produktem społeczeństwo, to będzie jednym z nielicznych startupów, które od razu przynoszą dochód na starcie. Jacobs sam się przyznaje, że chce zarabiać na tym produkcie, jednak nie w pierwszek fazie jego sprzedaży, bo większość pieniędzy chce przeznaczyć na rozwój urządzenia i stworzenie jego odpowiednika dla mniejszych zwierząt, a konkretnie gryzoni. Dodatkowo, w przyszłości chciałby rozbudować funkcjonalność swojego produktu tak by można było odczytać kiedy zwierzę jadło, kiedy piło, a może nawet kiedy i gdzie się drapało.
W tym przypadku ciężko mówić o jakiejkolwiek innowacyjności samego produktu. Innowacyjne jednak jest podejście do zwierząt i myślenie o ich kondycji. Czy produkt chwyci? Ciężko powiedzieć w tym momencie. Pomysł w mojej opinii się broni i ma sens, ciekaw jestem jak rzeczywiście odbierze go rynek oraz sami weterynarze. Czy rzeczywiście będą potrafili odczytać dane z aplikacji mobilnej? Czy dzięki temu ich praca się usprawni i szybciej będą wykrywać choroby u zwierząt? Na te odpowiedzi musimy jeszcze chwilę poczekać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu