Wczorajsza konferencja Google I/O mogła zrobić wrażenie. Pokaz okularów Google zaskoczył chyba wszystkich, sprezentowanie sprzętu uczestnikom eventu t...
Skoro nie wypaliło z Google TV, to dlaczego ma wypalić z Nexus Q? Kuli mówię "nie"
Wczorajsza konferencja Google I/O mogła zrobić wrażenie. Pokaz okularów Google zaskoczył chyba wszystkich, sprezentowanie sprzętu uczestnikom eventu to doskonały ruch marketingowy i świetne podziękowanie (oraz zachęta) dla deweloperów, zmiany w Google Play, nowy Android i Nexus 7 utwierdzają w przekonaniu, że firma ma pomysł na najbliższe lata. W tym wszystkim zastanawia mnie tylko jedno: Nexus Q. Czy to ma sens? Mam poważne wątpliwości.
Kolumienka, na której leżał skrzętnie przykryty przedmiot, wzbudzała moje zainteresowanie od poczatku konferencji. Początkowo myślałem, że to tablet, ale szybko okazało się, że nie. Pojawiła się zatem opcja, iż Google przygotowało jeszcze jakiś bonus. I tak faktycznie było – poznaliśmy Google Nexus Q. Na imprezie mogliśmy się spodziewać tabletu, Androida Jelly Bean, a nawet okularów promowanych ostatnio przez Sergey’a Brina. W przypadku Nexus Q można jednak mówić o pewnym zaskoczeniu.
Sprzęt robi spore wrażenie pod względem wizualnym, nie można mu także odmówić ciekawych podzespołów (m.in. dwurdzeniowy procesor TI OMAP 4460, 1 GB RAM, 16 GB pamięci wbudowanej, moduły Wi-Fi, Bluetooth i NFC, a także najważniejsze porty). Całość współpracuje z Androidem 4.0 i ma za zadanie… No właśnie – jakie jest zadanie tego produktu?
Na pierwszy rzut oka, to odpowiedź na Apple TV. Sprzęt można podłączyć do sprzętu audio oraz telewizora i w ten sposób stworzyć domowe centrum rozrywki. Całością sterujemy z poziomu smartfonu albo tableta. Co zyskujemy? Dostęp do usług oferowanych przez korporację z Mountain View. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że serwisy Google mają być prężnie rozwijane (zwłaszcza Google Play), to robi się ciekawie. Pozostaje jednak sporo kwestii, które nie przemawiają na korzyść urządzenia.
Po pierwsze, cena sprzętu: 300 dolarów, to całkiem spora suma (Apple TV kosztuje 99 dolarów). Trochę dziwi fakt, iż Google nie uczy się na własnych błędach. Przecież firma próbowała już kiedyś podbić rynek podobnym produktem (Google TV) i wszystko skończyło się totalną klapą, a powodem była m.in. cena oderwana od rzeczywistości. Po drugie, wspomniane już Google TV udowodniło, że gigant z Mountain View chce złapać zbyt wiele srok za ogon, a to wcale nie musi się zakończyć sukcesem. Firma miała wówczas wsparcie innych korporacji (m.in. Intel, Logitech, Sony), a projekt i tak okazał się niewypałem. Podchodzono do niego kilka razy i zazwyczaj efekt był podobny. Gigant wyciągnął chyba następujący wniosek: tym razem zabierzemy się do pracy sami. Nie wykluczam, że jest to rozsądny ruch. Wszak, gdzie kucharek sześć… Warto jednak spojrzeć także na własne błędy.
Kolejna kwestia, to anonsowanie tego gadżetu jako sprzętu społecznościowego. Dzisiaj to słowo jest bardzo popularne, ale nie wiem, czy zawsze zrobi ono furorę. Z prezentacji wynikało, że każdy będzie mógł pełnić rolę DJ’a na imprezie. Ale to oznacza chaos i po pewnym czasie może irytować, a nie zachęcać do wspólnej zabawy. Rozwijanie takiego projektu wymaga także wsparcia ze strony dostawców treści. Google może tu oczywiście bazować w poważnym stopniu na własnych treściach, ale to nie wystarczy – Google TV pokazało, że rynek rządzi się swoimi prawami i na dzień dzisiejszy trudno je przeskoczyć. Pozostaje także kwestia odbiorców. Produkt ma być póki co dostępny tylko w USA. Nawet, jeśli trafi do innych krajów, to użytkowników czekają spore ograniczenia i po pewnym czasie mogą stwierdzić, iż są traktowani po macoszemu.
Na dzień dzisiejszy Google Nexus Q do mnie nie przemawia. Fajny gadżet, ale zbyt ograniczony i za drogi. Google kolejny raz chce konkurować z Apple, ale nie wiem, czy zawsze jest to uzasadnione pragnienie…?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu